ROZDZIAŁ II

104 9 0
                                    

Rzeczywistość w naszym świecie jest szara i ponura. Z pozoru czujemy się bezpieczni, choć każde żyjące tutaj dziecko czuje na karku niebezpieczny oddech wroga. Zostaliśmy zamknięci w klatce, która ma za zadanie nas chronić, ale tak naprawdę nic nie jest w stanie uratować nas od zagrożenia.

Stałam w wąskim korytarzu z maleńkimi, zabitymi deskami okienkami. Ciemność zakłócało światło księżyca, bijące z jedynego otwartego okna. Niepewnie do niego podeszłam i wyjrzałam na ogrodzony kratami plac. Wstrzymałam oddech gdy zauważyłam Noela opierającego się plecami o metal odgradzający podwórko od ulicy. W jego oczach błyszczały łzy. Nie patrzył na mnie, ale w prawo, gdzie kończył się budynek domu dziecka. Nie wiedziałam co zwróciło jego uwagę, bo z mojej pozycji nie byłam w stanie tam spojrzeć. Chciałam krzyczeć żeby wracał, ale z mojego gardła nie mogły wydobyć się żadne dźwięki. Nagle z miejsca, na które skierowany był jego wzrok, wyłonił się cień. Przedstawiał zdeformowaną sylwetkę człowieka i zbliżał się do chłopca, na którego twarzy malowało się przerażenie. Chcąc mu pomóc zaczęłam biec do schodów, a później pędem skierowałam się do drzwi prowadzących na zewnątrz. Gdy wybiegłam na podwórko Noela już tam nie było. Na drżących nogach podeszłam do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał mój brat i opadłam na kolana. Po moich policzkach spłynęły ciepłe łzy.

Obudziłam się cała zlana potem. Moje serce zdecydowanie zbyt szybko biło, a oddech był ciężki.Musiałam jak najszybciej sprawdzić czy z Noelem wszystko w porządku. Nie tracąc czasu chwyciłam pierwsze lepsze ubranie leżące na ziemi. Była to bluza sięgająca mi do połowy uda. Prawdopodobnie należała do chłopaka który ma łóżko naprzeciwko mojego, ale nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Wyszłam na korytarz i zaczęłam biec. Była jeszcze noc więc w pomieszczeniu panował mrok, na szczęście zdążyłam się już nauczyć tej trasy na pamięć. Zestresowana nacisnęłam klamkę i z trudnością weszłam do pokoju. Zdyszana odszukałam wzrokiem łóżko Noela, które stało puste.

-Nie..nie. To nie może być prawda. Noel? Noel, gdzie jesteś? Proszę, nie zostawiaj mnie! - Zaczęłam mówić coraz głośniej. W moim głosie słychać było strach i rozpacz. Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczałam, budząc przy tym dzieci z pokoju mojego brata. Mojego brata, którego już nigdy nie zobaczę.

Sama nie wiem kiedy podeszłam do jego łóżka i przytuliłam się do poduszki, na której jeszcze niedawno spał. Już po chwili była cała mokra od moich łez, które spływały strumieniami. Jedna z młodszych dziewczynek wyszła po opiekunów, a ja dalej klęczałam przy rzeczach Noela.

-Mój braciszek...mój kochany braciszek. Moja jedyna rodzina. Jestem teraz całkiem sama. Nie mam już nikogo-szeptałam w poduszkę, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Nie rozumiałam tego jak mogłam nie zauważyć, że traci pamięć.

Nikt nawet nie próbował mnie pocieszać. Każde z tych dzieci, kiedyś utraciło kogoś bliskiego i wiedziały, że puste słowa nic nie znaczą.

Nagle w pokoju pojawiła się opiekunka. Złapała mnie za rękę i próbowała odciągnąć. Wtedy poczułam ogromną złość. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, próbując w ten sposób wylądować wszystkie złe emocje, które w sobie trzymałam. Byłam zła na władzę, za to, że wyrządziła nam tyle krzywd. Na matkę, że nas zostawiła. Na ojca, że nigdy się nami nie interesował. Na opiekunów, że nigdy nawet nie próbowali dawać nam miłości. Na siebie, że byłam zbyt słaba. Byłam za słaba, by uratować jedyną osobę, która odwzajemniała moją miłość. Pozwoliłam moim łzom lecieć. Już nawet nie próbowałam ich powstrzymywać. Nie miałam już dla kogo się starać.

Nagle poczułam delikatne ukłucie. Wystraszona opiekunka, podała mi lek uspokajający. Zastrzyk spowodował znużenie i bezradnie opadłam na podłogę. Zasnęłam z myślą, że już wszyscy mnie opuścili.

____________________________________________________

Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Mam nadzieję, że bardzo was nie zanudzam.

KIM JESTEM?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz