ROZDZIAŁ X

26 3 0
                                    

Obudziło mnie delikatne szturchanie w ramie. Zaspana otworzyłam oczy i zauważyłam schylającego się nade mną Ashtona. Stwierdziłam, że budzi mnie, by zmienić wartę i już chciałam zapytać, co ile się zmieniamy. Jednak on widząc moje zamiary, szybko zakrył mi usta ręką. Mając już czarny scenariusz w głowie zaczęłam się szarpać, starając się wyrwać. Ten jednak spokojnie zabrał dłoń i przyłożył sobie palec do ust, dając mi tym znak, żebym nie wydawała z siebie żadnego dźwięku.

-Są tutaj - wyszeptał. - Zbieraj się, tylko bądź bardzo cicho.

Przerażona patrzyłam na oddalającego się chłopaka. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czułam jak robi mi się gorąco, a serce przyspiesza. Muszę mieć prawdziwego pecha, skoro już na pierwszym postoju mamy styczność ze strażnikami.

Próbując opanować płytki oddech podeszłam to konta z moimi rzeczami. Trzęsące się ręce przeszkadzały mi w pakowaniu, a chciałam to zrobić najszybciej jak się da. Naprawdę czułam strach. W każdej chwili mogliśmy zginąć. Wystarczy jeden zły ruch, a dowiedzą się, że tu jesteśmy. Negatywne myśli sprawiły, że jeszcze bardziej się zestresowałam. Gdy wreszcie uporałam się ze swoim plecakiem podeszłam do okna, gdzie reszta już na mnie czekała.

-Musimy wyskoczyć. Nie mamy innego wyjścia. Strażnicy są na parterze, więc nie powinni nas zauważyć - zaczął Ash. - Plan jest taki: skaczemy i biegniemy do tamtego budynku. - wskazał jedną z ruin. - Dziewczyny idą pierwsze, bo są od nas wolniejsze. Nie ma co tracić czasu. Cassie, skaczesz pierwsza.

Wzrok wszystkich powędrował na moją osobę, przez co czułam się jeszcze gorzej. Strach paraliżował moje ciało, ale wiedziałam, że nie mamy czasu na dodawanie sobie otuchy. Podeszłam do okna i stanęłam przy jego krawędzi. "Spadałam, już z większych wysokości" -pomyślałam i wybiłam się w powietrze. Wiatr rozwiał mi włosy i zatrzepotał za dużą bluzą. Gdy zbliżyłam się do ziemi, ugięłam nogi i ciężko na nie upadłam. Przy lądowaniu lekko straciłam równowagę, więc podparłam się rękami. Po moich stopach rozprzestrzenił się palący ból, ale starając się o nim nie myśleć wystartowałam sprintem przed siebie.

Biegłam krótką chwilę, lecz zorientowałam się, że nie słyszę odgłosów innych osób. Liz powinna być tuż za mną. Szybko obróciłam się w stronę z której przybiegłam. Na ziemi, w miejscu w którym wcześniej wylądowałam, leżała rudowłosa i obiema rękami trzymała się za kostkę. Długo nie myśląc zawróciłam i biegłam pomóc dziewczynie. Ryzykowałam własne życie, ale nie byłabym wstanie jej zostawić, wiedząc, że może tam zginąć. Sumienie nie dało by mi spokoju.

Kiedy wreszcie do niej dotarłam, schyliłam się i podciągnęłam jej ciało do góry. Spojrzałam na twarz wykrzywioną z bólu i łzy w oczach. Nie darzyłam dziewczyny sympatią, ale w tym momencie szczerze jej współczułam i było mi jej bardzo szkoda. Przerzuciłam sobie jej rękę przez ramie i zaczęłam biec. Liz wydała z siebie cichy jęk i zagryzła wargę.

-Dasz radę, jesteś silna - szepnęłam do dziewczyny.

Moje słowa podziałały i już po chwili spięła się, nieco przyspieszając. Miałam drobniejszą budowę więc, ciężko mi było ją podtrzymywać. Na szczęście po paru metrach podbiegli chłopcy i odebrali ode mnie poszkodowaną. Wszyscy razem biegliśmy do wyznaczonego budynku. Ani na chwilę nie zwalniałam tępa i bałam się spojrzeć za siebie. Obawiałam się co mogę tam zobaczyć.

Po paru minutach szybkiego biegu płuca zaczęły mnie palić, a w ustach poczułam suchość. Przez wysiłek coraz ciężej łapałam oddech, ale nie poddawałam się. Wciąż patrzyłam na nasz cel i powtarzałam sobie, że już nie daleko. Faktycznie po minucie znaleźliśmy się przy ścianach zniszczonego budynku. Przystanęłam i osunęłam się po ścianie. Miałam zawroty głowy, a swój puls czułam na całym ciele. Sięgnęłam do plecaka i wzięłam łyk wody. Powoli wracałam do siebie i mogłam zacząć normalnie oddychać.

Podeszłam do Liz która siedziała oparta kawałek dalej i przyciskała obolałe miejsce.

-Daj, obejrzę to - powiedziałam, odsłaniając jej kostkę.

Dawniej zastanawiałam się nad studiami medycznymi, więc nieco znałam się na tych sprawach.

-Najprawdopodobniej jest skręcona, może pojawić się obrzęk. Postaram się czymś to usztywnić.

Odeszłam chcąc znaleźć coś odpowiedniego do tego zadania, ale Liz przechyliła się i złapała mnie za rękę.

-Dzięki Cass.

-Daj spokój, to nic takiego - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pocieszająco. Wiedziałam, że dziewczyna będzie teraz cierpieć, a przed nami wciąż była długa i ciężka droga.

_______________________________________

KIM JESTEM?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz