ROZDZIAŁ VII

32 4 0
                                    

-Świetnie się składa? Co to znaczy?- zapytałam gdy zaczął odchodzić.

Chłopak mimo zadanego pytania nie odwrócił się i nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Znałam go zaledwie parę minut, a już zirytował mnie swoim tajemniczym zachowaniem. Pod wpływem emocji szybkimi krokami podeszłam, kładąc rękę na jego ramieniu.

-Co to znaczy?! - krzyknęłam mu w twarz.

W jego ciemnych oczach pojawiły się iskierki złości. Jak widać nie byłam jedyną osobą, która miała problem z utrzymaniem spokoju. Spojrzał na przytrzymującą go dłoń i jednym ruchem zrzucił ją z siebie.

-To, że idziesz z nami - odpowiedział w końcu. Już miał ruszać dalej gdy nagle coś sobie przypomniał i powrócił do poprzedniej pozycji. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj, - wycedził przez zaciśnięte zęby, mierząc mnie wzrokiem - a teraz się ubieraj.

Agresywne zachowanie Ashtona trochę mnie przeraziło, więc postanowiłam nie mówić mu o moich zamiarach umycia włosów. Ale na pewno nie zamierzałam z tego rezygnować. Mała rzeczka mogła być jedyną okazją do tego żeby chociaż w małym stopniu poprawić mój komfort.

Idąc po ubrania zauważyłam opierającego się o drzewo Leo. Stwierdziłam, że to właśnie jego najlepiej spytać o czas jaki mogę przeznaczyć na umycie się. Chłopak wydawał się być naprawdę przyjazny. W dodatku przypomina mi mojego dawnego przyjaciela. Kiedyś byliśmy nierozłączni, jednak jak wszystko uległo to zmianie, kiedy na świecie zaczęły dziać się te dziwne rzeczy.

Powoli zaczęłam podchodzić do blondyna.

-Leo? - zawołałam go gdy nadal nie zwracał na mnie uwagi.

-Oh, wybacz. Zamyśliłem się. - Z jego ust wyrwał się krótki śmiech. - Coś się stało?

-Nie, wszystko w porządku. Chciałam tylko zapytać, czy to nie problem żebym jeszcze umyła włosy. Wiesz jestem już dość długo w trasie, a jeszcze nie miałam ku temu okazji.

-No jasne! Nie musiałaś nawet pytać.

Uśmiechnęłam się i odeszłam w stronę wody. Czułam, że zaczynam coraz bardziej lubić tego chłopaka.

Kucnęłam przy wodzie i zanurzyłam w niej moje krótkie włosy.

-Hej Cass! - Do moich uszu dobiegło wołanie blondyna. - Liz ma mydło. Pożycz od niej. Będzie ci o wiele łatwiej.

Rudowłosa usłyszała jego słowa i posłała mu wściekłe spojrzenie. Już miałam jej powiedzieć, że skoro nie chce, to nie musi mi go dawać, ale dziewczyna otworzyła plecak i wyciągnęła z niego białą kostkę. Rzuciła ją w moją stronę, a ja zaskoczona powiedziałam jedynie ciche "dzięki".

Mycie włosów z mydłem faktycznie poszło dużo łatwiej. Już po dziesięciu minutach były czyste i mogłam spokojnie się ubrać. Dzięki wysokiej temperaturze moja bluzka zdążyła wyschnąć. Kiedy wreszcie byłam gotowa podeszłam do grupki, która już na mnie czekała.

-To co idziemy? -zapytałam.

Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym powiedziała coś bardzo głupiego, a ja nie miałam pojęcia o co im chodzi. Gdy zauważyli moje zaskoczenie wymienili spojrzenia.

-To będzie ciężka droga - ponuro zaśmiał się Ashton i oparł o drzewo.

-Z nią będzie tylko gorzej - mruknęła, jak zwykle wkurzona Liz i podobnie jak chłopak przybrała wygodną pozycję.

-Nie martw się nimi. -Leo położył rękę na moim ramieniu, starając się dodać mi otuchy.

Następnie usiadł obok Junsu i zaczął z nim rozmowę, zostawiając mnie samą i totalnie zdezorientowaną.

_________________________
Sporo minęło od ostatniego rozdziału, ale brakowało mi natchnienia.
Serdecznie zapraszam do głosowania i komentowania. :)

KIM JESTEM?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz