ROZDZIAŁ XVIII

20 4 1
                                    

Otworzyłam oczy i spojrzałam w bok, na chłopaka śpiącego tuż obok mnie. Jego ciemne włosy, opadły na czoło, przez co wyglądał na młodszego, niż był w rzeczywistości. Kiedy tak się w niego wpatrywałam, zdałam sobie sprawę, że Junsu jest naprawdę przystojny i dawniej byłby jednym z chłopaków, o których rozmawiałam z koleżankami. Moje przemyślenia rozbawiły mnie, gdyż dawno nie zastanawiałam się nad atrakcyjnością znanych mi osób.

Nagle usłyszałam szepty dochodzące z zewnątrz budynku. Przez ostatnie doświadczenia moje ciało automatycznie się spieło i skupiłam się na słowach.

-Nie możemy dalej kontynuować naszej podróży. - usłyszałam i nieco się rozluźnieniłam, gdyż głos należał do Ashtona.

-Jak ty to sobie wyobrażasz? - tym razem zapytała Liz.

Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam ich podsłuchiwać, ale coś sprawiało, że nie mogłam się powstrzymać. W ich głosach słychać było, że są zdenerwowani i rozmowa jest ważna.

-Została nas trójka Liz. Nie damy sobie rady. Poza tym nie wiem czy Cass nam pomoże. To, że z nami idzie, wcale nie oznacza, że jest po naszej stronie.

Gdy usłyszałam swoje imię zaczęłam się niepokoić. Nie miałam pojęcia, czego dotyczy ich wymiana zdań, ale obawiałam się, że mogą wyjść z tego kolejne kłopoty.

-Jak uważasz. To ty tutaj rządzisz - odpowiedziała podwyższonym głosem i weszła do budynku.

Pospiesznie zamknęłam oczy, by nie domyślili się, że ich słyszałam. Czekałam, aż kontynuują, ale gdy to nie nastąpiło, zaczęłam udawać, że się budzę.

Gdy znów widziałam, pierwszym co zobaczyłam była ruda dziewczyna, wpatrująca się w moje leżące ciało. Przestraszona jej wzrokiem, skuliłam się. Wciąż pamiętam jej oskarżenia po śmierci Leo. Mimo moich podejrzeń, Liz uśmiechnęła się lekko.

-Dobrze, że wstałaś. Chciałabym z tobą porozmawiać. - Wypowiedziane przez nią słowa były dla mnie zaskoczeniem, więc w pierwszej chwili nie zrobiłam żadnego ruchu.

-Tak jasne. - Otrząsnęłam się i wreszcie wstałam, kierując się ku drzwiom.

Na zewnątrz temperatura była nieco niższa. Dało się czuć początki zbliżającej się jesieni. Kiedy rozejrzałam się do okoła, zobaczyłam opierającego się o ścianę Ashtona. Głęboko nad czymś rozmyślał, więc nawet mnie nie zauważył.

-Hej - przywitałam się.

-Cześć. Jak się czujesz? - Wydawało mi się, że usłyszałam troskę w jego głosie.

-Dzięki. Już dobrze - powiedziałam, a chłopak kiwnął głowa i odszedł.

Odwróciłam się do stojącej za mną Liz i czekałam na to, co ma mi do powiedzenia. Obawiałam się, że po raz kolejny usłyszę jak bardzo mnie nienawidzi i że każde nasze niepowodzenie, jest moją winą.

-Przepraszam cię Cass - wyszeptała wreszcie. - Za wszystko. Ja nawet nie myślę, że to twoja wina, ale było mi tak ciężko. Na siłę chciałam zrobić z kogoś winnego, a ty byłaś łatwym celem.

Szczerość jej słów i sposób w jaki to mówiła, sprawiły, że w ciągu sekundy zapomniałam o wszystkich przykrościach jakie mi wyrządziła.

-Nic się nie stało.

Nie mogąc się powstrzymać podeszłam do dziewczyny i przytuliłam się do niej delikatnie, niepewna jej reakcji. Co dziwne Liz odwzajemniła uścisk i po raz kolejny powiedziała, jak bardzo jest jej przykro.

KIM JESTEM?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz