Jest źle. Czuje to. Co dnia spotykam się przykrościami ze strony najbliższych. Niby powstaje w ostatnim czasie dużo żeczy które mają mnie "uszczęśliwić" ale to całe wszystko, mało mi daje, praktycznie nic. Od nie dawna nie czuje praktycznie niczego poza złymi emocjami... smutkiem, złością, bezsilnością, odrzuceniem, nw... dużo jeszcze by wymieniać. Czuję się dosyć często jak ostatnie gówno choć tak na prawdę "inni" na moim miejscu mieli by o wiele lepszy chumor, ale nie ja. Uparta jak zawszę. Nie wiem czy chce sobie jeszcze dać pomóc. Kiedy jest troszkę lepiej... zaraz wszystko się pierdoli. Czuję się totalnie jak pomiędzy młotem a kowadłem, takimi przysłowiowymi, które nie dadzą ci spokoju, nie zabiją cię lecz będą męczyć nie wiadomo ile. Od jakiegoś czasu mało jem, sama nw dla czego, ale jakoś zaczyna mi to pasować, gdyby nie rzekomo "zatroskane" matka i babcia to myślę że ograniczyła bym się do jeszcze mniejszych ilości... Wgl bardzo, ale to bardzo nie chcę żyć ale... jakoś tak nie potrafię się zabić... boję się że jak mnie odratują to, że zostanę kaleką, przez co będę jeszcze większym ciężarem. Nw co mam robić... już praktycznie nie istnieje na tym świecie, z wierzchu może aż tak tego nie widać... no, ale kto pokazywał by swoje emocje? Zwłaszcza w takim stanie. Po prostu już coraz bardziej nie mam siły normalnie funkcjonować, to całe głupie życie mnie przerasta. Sory, bardzo ale nie jestem stworzona do niego. :(:
CZYTASZ
Śmierć [My True Story]
EspiritualNo cóż, życie mimo wszystko jest... krótkie? Mi się tak nie wydaje, dużo już przeszłam, dużo wycierpiałam. Praktycznie codziennie zmagam się z myślami, praktycznie każdego dnia... chce umrzeć, ale nie mam odwagi. Tak naprawdę nic nie znaczę, boję...