Dni mijają spokojnym rytmem. Na zajęciach profesorzy wielce się zachwycają moimi zdolnościami. Czas z Dante robi się coraz bardziej znośny, wręcz miły. Robienie z innych pośmiewisko coraz zabawniejsze, a jeszcze zabawniejszy jest brak konsekwencji.
Tylko bycie w Slytherinie robi się uciążliwe. Obcowanie i życie z Ślizognami to nie prezent pod choinkę. Przedstawianie ich, noszenie ich kolorów, jedzenie z nimi.
*****
-Uwaga, proszę wszystkich o uwagę!- krzyczy Longbottom, stojąc na podwyższeniu.
Ludzie wciąż rozmawiają, słychać postukiwanie sztućców i powszechne mlaskanie. Wszystko jednak ucicha, gdy czerwone iskry wybuchają z hukiem nad naszymi głowami. Wszyscy zwracają głowy ku profesorowi.
-Dziękuję - mówi.- Dziś przybędzie do nas gość, któremu wiele zawdzięczamy. Hogwart, wy, ale i także cały świat magii.
Jedna myśl rozświetla mi umysł. Tylko o jednej osobie mówią z takim zachwytem i tylko o niej opowiada z taką radością Longbottom.
Potter.
Harry Potter.
Oczywiste, a ludzie w okół zaczynają się pytać nawzajem kto to może być. Wydaje się, że tylko ja wiem, kto jest tym ,,gościem, któremu wiele zawdzięczamy".
- Przybędzie na kolacje- kontynuuje profesor- więc wszyscy mają być tu punktualnie. To na tyle.
Siada przy stole nauczycieli, którzy rozpoczęli gorącą dyskusję, jaki to był ten mały, rozrabiaka Potter. Wstaję od stołu i wychodzę, czując jak jedzenie podchodzi mi do gardła.
*****
Siedzimy na lekcji historii, otacza nas mgiełka senności. Bezmyślnie bawię się piórem, gdy Dante szturcha mnie łokciem.
-Czego?-pytam.
-Wiesz, nic. Zachowujesz się tylko, jakbyś zobaczyła gołego Malfoy'a, czyli tak jak zwykle.
-Ha, ha. Po prostu, aż wysypki dostałam od tego żartu.
Sparrow przygląda się mi z zmarszczonych brwi.
-Chodzi o obiad. O Pottera- wnioskuje.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Może przez twoje pióro?
Spoglądam na ręce i widzę, ze moje pióro stało się całe czarne, za chwilę rozsypie się w popiół.
-Nie chcę z tobą gadać -orzekam.
-Musisz.
-Nic nie muszę.
-Kłóciłbym się oto. Wiele rzeczy musisz, na przykład...
-Panie Malfoy -przerywa nagle swój wykład pan Binns. Panuje cisza. Dopiero po chwili ogarniam, że kieruje to do Sparrowa.-Proszę mi powiedzieć, co stało się w 1694r.?
Dante patrzy na ducha i przełyka ślinę.
-No właśnie, co się w tedy stało, panie Malfoy?- szepczę.
Posyła mi gniewne spojrzenie, po czym zwraca się do profesora.
-Nie wiem.
-Naprawdę? No cóż, wiedziałbyś gdybyś słuchał, a nie prowadziła, jakże na pewno ciekawą rozmowę z panną Tenebris- spogląda na mnie.- Może ona będzie wiedzieć co się w tedy stało?
Patrzę na Binnsa obojętnym wzrokiem.
-Po co mam to mówić, skoro pan to wie?
-Ale Dante już nie- odpowiada.
-No to mógłby pan mu powiedzieć, nieprawdaż?- pyskuję.- Ale skoro już to ja mam być tą osobą, to dobrze. W 1694 roku...
Dzwonek obwieszczający koniec zagłusza moją odpowiedź. Wszyscy zaczynają wstawać i wychodzić na obiad.
Kolacja. Na stołach jest dwa razy więcej jedzenia, które jest bardziej wykwintne niż zwykle. Świece święcą, oddając ciepło sali wystrojonej barwami domów. Profesorzy ubrani są w odświętne stroje, z włosami gładko zaczesanymi.
Siedzę naprzeciwko Sparrowa, wzdychając z irytacją, widząc wszystkie te przygotowania. Zaczynam jeść, wdychając zapach zapiekanki, która jest tu najmniej okazałą potrawą, kiedy chórek szkolny zaczyna śpiewać. Wszyscy stają wyprostowani, czekając aż zasłużony czarownik wkroczy przez te drzwi. Wchodzi Harry Potter (-Ten Harry Potter?-wrzeszczą inni) a dyrektor wychodzi mu na powitanie. Idą razem w stronę podwyższenia, gdzie odwracają się w naszą stronę.
-Drodzy uczniowie - mówi Beetle.- Jak uważam, wszyscy znacie pana Harry'ego Pottera. Zatrzyma się u nas w Hogwarcie na kilka dni, przypominając sobie stare czasy.
Wznoszą się oklaski, ludzie zaczynają wymachiwać rękami.
Wzdycham zażenowana.
*****
Potter siedzi w fotelu stojącym na podwyższeniu, odpowiadając nam na pytania. Ławki zostały poustawiane w półokrąg. Wszystkie zostały zajęte. Siedzę obok Sparrowa, który jest równie znudzony co ja. Wymieniamy między sobą spojrzenia, mówiące: "Weź. Mnie. Stąd". Gdy próbowaliśmy wyjść, zatrzymał nas wchodzący do sali dyrektor.
-Na pewno jesteście bardzo ciekawi, jak nasz gość zrobił tak wielką rzecz!- powiedział, popychając nas w stronę ławek. Usadowił nas przy ścianie, "abyśmy mieli dobry widok".
Uczniowie wpatrywali się w Pottera jak w obrazek. Oczywiście, większość, miała już "przyjemność" się z nim spotkać, jednak teraz mogli go podziwiać przez kilka dni.
-Kto, oprócz dyrektora Dumbledor'a i pana przyjaciół, pomógł w odnalezieniu horkruksów? -padło kolejne pytanie.
Czarodziejek z blizną na czole opowiada, jak wiele ludzi przyczyniło się do jego zwycięstwa. Tak mu się oczy przy tym święcą, że mógłby zapalić wzrokiem świece. Zaczyna mi się robić niedobrze od słuchania tych wszystkich jego historyjeczek. Unoszę dłoń, na której znajduje się bransoleta od Dantego. Kilka dni wcześniej, ozdabiała ją krwista, czarna pręga, jednak teraz nie ma śladu. Oczywiście nie jest to zasługą pielęgniarki, do której posłał nas opiekun. Zanim tam doszliśmy, rana się zasklepiła. Pielęgniarka i tak postanowiła to zbadać, lecz gdy wróciła z środkiem na tego typu rany, po prędze została tylko rysa.
Odrywa mnie od rozmyśleń głośny śmiech. Ludzie powtarzają powiedziany żart. Potter uśmiecha się, zadowolony, że udało mu się rozbawić zgromadzonych.
Taki z niego żartowniś.
Patrzę na niego chłodno, opierając się plecami o ścianę. Przemierza wzrokiem tłum śmiejących się uczniów, aż dociera do mojego, ostrego jak brzytwa spojrzenia. Momentalnie wszystko się zmienia.
Potter łapie się za głowę. Z twarzy znika uśmiech, zastępuje go grymas cierpienia. Blizna na jego czole pulsuje. Syczy z bólu, aż on mija. Zaniepokojeni profesorzy, siedzący za nim, podchodzą do niego. Zbywa pytania machnięciem ręki, lekceważąc ostatnią scenę.
-To tylko zmęczenie. Pójdę się położyć i wszystko minie.
Nie są jednak co do tego przekonani, ale przystają na to.
-Dobrze, na dzisiaj to już koniec. Wracajcie do swoich dormitoriów- komunikuje dyrektor. Uśmiechamy się do siebie z Dante, zadowoleni z obrotu spraw.
Nikt nie zdaje sobie sprawy, co lub kto spowodowało jęki Pottera, nawet sam Potter. Jedna tylko on jeden wie, że tylko jedna osoba może być w to zamieszana.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo dziękuje za 1K wyświetleń! Dziękuje wszystkim, tym którzy wpadają tu tylko czasami i moim wiernym (jeśli to tak można nazwać) czytelnikom!
M4dzio ❃
CZYTASZ
Clove ~ Wnuczka Voldemorta
FanfictionTo ja. Ta, która sprawi Ci ból. Ta, która odbierze ci wszystko. Ta, która cię zabije i nietylko Ciebie. A to wszystko przez moje DNA. Przez to że jestem wnuczką największego czarnoksiężnika wszech czasów. Ale czy mogę winić Voldemorta, że ten świat...