A ciemność mnie nie opuści.
Było światło. Pełno. Rażące w oczy. Nie dające zamknąć oczu. Rozdzierające.
A potem mrok. Duszący. Przygniatający z wszystkich stron. W którym toniesz.
Toniesz.
Aż nagle żółta poświata. Przyjemne?
Mrużę oczy, wpatrując się w blask świecy tańczący na suficie. Czuję jak moja skóra płonie, jakby w środku mnie szalał ogień. Z trudem łapię oddech, który zamiast pomóc, dusi. Przed oczami raz po raz stają mi białe smugi, jakby błyskawice.
-Jednak żyjesz- odzywa się zaskoczony kobiecy głos.
Ogarniam wzrokiem sale, w której się znajduję. W wejściu skrzydła medycznego stoi pielęgniarka. Przygląda mi się chwilę, jednak gdy widzi moje rozpaczliwe oddechy, szybko podbiega i gmera przy szafce z lekami.
-Odpocznij jeszcze- szepcze, posypując mnie jakimś proszkiem. Nie chce zasypiać, chce to wykrzyczeć, jednak powieki już opadają z trudem, popychając mnie w ciemność.
Znów tonę.
Kiedy ponownie się budzę, Pomfrey bada mnie, posuwając rękę w w powietrzu wzdłuż mojego ciała. Widzę skupienie na jej twarzy, niewyjaśnioną zagadkę w jej zmarszczonych brwiach. Unosi głowę i posyła mi lekki uśmiech.
-Jest lepiej- oznajmia.-W twoim ciele była czarna magia, śladowe ilości, ale były- wyjaśnia.
Ś l a d o w e?
-Musiałam zbić gorączkę, udrożnić ci drogi oddechowe i wiele innych rzeczy. A to nie koniec.
-Ile tu leżę?- chrypię, a ogień atakuje moje gardło, co ona zauważa.
Pielęgniarka unosi mi głowę i wlewa jakąś miksturę, dającą ukojenie.
-Około tygodnia- odpowiada wymijająco, a ja mrużę oczy.- Ale musisz...
Przerywa jej pukanie, drzwi się uchylają i pojawia się młoda dziewczyna. Chyba jej stażystka, może córka, także odziana w fartuch.
-Pani Pomfrey, pan...-zaczyna, rzucając spojrzenia na mnie, jednak pielęgniarka ucisza ją machnięciem ręki. Poprawia mi kołdrę i obie znikają za drzwiami.
-Musi odpoczywać- słyszę stanowczy głos Poppy.
-Chwila rozmowy pani Pomfrey- upiera się drugi głos, w którym rozpoznaję Pottera.
-Ona parzyła, a pod jej skórą pojawiały się błyskawice, a Pan chce się z nią widzieć! Nie dopuszczę do tego.
Reszta rozmowa zlewa się w jeden bełkot, a ja rozmyślam o tym co usłyszałam. Zamykam oczy, słyszę kroki zdecydowanej kobiety, która postawiła na swoim.
Następnego dnia, gdy już się obudziłam, nastał już zmierzch. Po chwili zjawiła się także pani Pomfrey z srebrną tacą.
-Musisz to zjeść, skarbie- mówi, wskazując na miseczkę z jakimś złotym płynem.
Chciałam podnieść rękę by złapać za łyżeczkę. Wtedy poczułam nagły wstrząs, jakby kopnął mnie prąd i sparaliżował. Pielęgniarka szybko odłożyła na szafkę tacę i znów wzięła ten proszek. Potem złapała za łyżeczkę i pomogła mi zjeść złotą ciecz.
Gdy podnosiła srebrną tacę, przez chwilę ujrzałam w niej odbicie. Nie byłam pewna, czy było to moje, wyglądałam jakoś inaczej.
CZYTASZ
Clove ~ Wnuczka Voldemorta
FanfictionTo ja. Ta, która sprawi Ci ból. Ta, która odbierze ci wszystko. Ta, która cię zabije i nietylko Ciebie. A to wszystko przez moje DNA. Przez to że jestem wnuczką największego czarnoksiężnika wszech czasów. Ale czy mogę winić Voldemorta, że ten świat...