Część 69

798 78 37
                                    

Pomocy!

***Leigh-Anne***
- Nareszcie! - ucieszyłam się. 

W końcu udało mi się utworzyć blokadę. Ćwiczyłam całą noc, ale się udało. Teraz mogłam być pewna, że moje myśli oraz plany będą bezpieczne. Liama można było odhaczyć na mojej liście. Nie mógł usłyszeć już nic w mojej głowie. 

Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę. Zegarek wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy.
Wszystko się zgadzało. 

Zeszłam z wygodnego łóżka i podeszłam do komody. Wybrałam szybko ciuchy, aby się przebrać i pędem pobiegłam do naszej wspólnej, małej łazienki, starając się nie robić żadnego hałasu. Gdy byłam gotowa, opuściłam pomieszczenie, uprzednio sprawdzając czy korytarz był pusty. Cicho zeszłam po schodach i wyjrzałam zza rogu ściany.
O nie.
Ktoś był w salonie, bo mogłam usłyszeć ciche nadawanie telewizora. Bardzo powoli i ostrożnie wysunęłam głowę, po czym westchnęłam z ulgą. Zayn spał.
Na palcach przeszłam przez pokój. Przy każdym skrzypnięciu podłogi wstrzymywałam oddech i zaciskałam powieki, czekając na reakcję Malika. Na szczęście chłopak ciągle spał. 

Kiedy już byłam przy końcu pomieszczenia, nagle rozdzwonił się jego telefon. Zastygłam w bezruchu i gorączkowo zastanawiałam się "I co teraz? I co teraz?" Złapałam za pilot i wyłączyłam szybko telewizor, aby się schować w ciemnościach. Zayn zerwał się z kanapy gwałtownie obudzony przez dzwonek.

- Halo? Nie, nie obudziłaś. No... Może trochę... Czekałem na twój telefon i przysnąłem. Ale cieszę się że w końcu dzwonisz - mówił sennie, a ja pochwaliłam się za wybór czarnych ciuchów, które dodatkowo mnie maskowały. 

Chłopak wolnym krokiem opuścił salon, cały czas rozmawiając, jak podejrzewałam, z Perrie. Powstrzymałam okrzyk radości i wyszłam do przedpokoju, a stamtąd na zewnątrz. Cicho zamknęłam drzwi i wybiegłam na ulicę z deskorolką, którą pożyczyłam od Louisa. Zamknęłam oczy i półgłosem zaczęłam nucić piosenkę porywistą i silną. Wiatr mnie wysłuchał i zerwał się na moje zawołanie. Stanęłam na desce i pokierowałam wiatrem. Dął z siłą w moje plecy, a ja czułam się świetnie, pomimo tego, co zamierzałam zrobić. To była piękna noc. Uśmiechnęłam się do siebie, mknąc na deskorolce. 

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał.
Pierwszy etap planu wykonany.

***

***Jade***
- Co do...? Eh, to telefon – mruknęłam sama do siebie. 

Kto normalny dzwonił o czwartej nad ranem?! Na wyświetlaczu widniało imię Leigh. Może coś się stało? Boże, błagam, niech wszystko będzie w porządku...

- Halo? - zapytałam niepewnie.

- Jade? Musisz tu przyjść - powiedziała szybko.

- Czekaj chwilę - szepnęłam. Wygrzebałam się z łóżka i po cichu wyszłam z naszego pokoju hotelowego na korytarz. Nie chciałam obudzić Perrie i Lou. – Słucham, co się dzieje? Gdzie jesteś?

- Na polanie w lesie, proszę, musisz tu przyjść - mówiła wszystko tak szybko, że ledwo rozumiałam, o co chodziło. 

Poczułam jak krew w moich żyłach zastygła. Czy Lee Lee była w niebezpieczeństwie?

- Co? Leigh, co się dzieje? Na jakiej polanie? - Teraz już byłam wystraszona nie na żarty.

- Na tej polanie, co wcześniej Avalon rzucała zaklęcie. Musisz tu przyjść, ale sama. Prędko. Tak szybko, jak tylko możesz. Pomóż mi! - rozłączyła się. 

Rozśpiewana HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz