Rozdział 10

123 0 0
                                    

Odkąd mój tato znalazł się w szpitalu mojej mamie rzadko zdarzało się przebywać w domu. Przed południem i po południu, jak najczęściej było to możliwe i, jak najlepiej pozwalały godziny odwiedzin, mama kierowała swoje kroki wprost do szpitala, w którym znajdował się mój ojciec, którego stan nie zmienił się od tygodnia.

Zajmowałam się wszystkimi sprawami, żeby po prostu zająć czymś ręce i głowę, zwyczajnie nie myśleć o tym wszystkim, co tak niespodziewanie spadło na moją rodzinę.

Ostatnie tygodnie czerwca były szczególnie przejmujące, gdyż czekał mnie stos egzaminów, do tego, jak poinformowała mnie Izka, przeważnie ustnych, dlatego musiała nieźle się sprężyć, żeby nadrobić cały materiał, z którego wiedza ostatnimi tygodniami zaczęła mi strasznie umykać z głowy.

Egzaminy ustne to była dla mnie jak jakieś przekleństwo. Musiałam siedzieć nad książkami długie godziny, aby być pewną, że uda mi się wszystko dobrze zdać i nie mieć w sobie takiego poczucia, że profesor zapyta mnie z czegoś o czym nie będę miała zielonego pojęcia i w konsekwencji nie odpowiem.

Teraz sytuacja była dla mnie dogodna. Wszystko to, co się wydarzyło chciałam wymazać z pamięci i zwyczajnie, jak najmniej o tym wszystkim myśleć. Nauka na ustne egzaminy zdecydowanie mi w tym pomagała.

Kiedy, więc nadszedł dzień pierwszego egzaminu z pozytywizmu, ubrana w białą koszulkę i ciemną spódniczkę udałam się, zabierając Filipa, najpierw do szpitala.

Zastałam mamę siedzącą nad łóżkiem taty. Milczała.

Kiedy spostrzegła, że weszliśmy, słabo się uśmiechnęła, a Filip od razu do niej dopadł puszczając moją rękę.

Na twarzy mamy zauważyłam cień zmęczenia po długim oczekiwaniu aż stan ojca ulegnie, jakiemuś polepszeniu, chociaż najmniejszej zmianie. Nic.

Czekanie stało się naszym przekleństwem. Jednocześnie sensem, dla którego zaczęliśmy wszyscy żyć. Stan ojca się nie zmieniał. W sumie powinnam być zadowolona, ze jest stabilny i się nie pogarsza, ale myśl, że od tak wielu dni nic się nie dzieje, nie było żadnego przełomu, sprawiało, że mój nastrój był całkiem grobowy.

- Jak się czujesz przed egzaminem? – zapytała mnie cicho mama, wybijając mnie z zastanowienia.

- Dobrze – przyznałam. Nie mogłam uwierzyć, że mimo wszystko jeszcze ma siłę na to, żeby interesować się moimi sprawami, pamiętać o tym, ze dzisiaj mój egzamin.

- Przygotowana? – dopytywała się, próbując z trudem utrzymać uśmiech pokrzepienia na twarzy.

- Tak – potwierdziłam.

- To dobrze – mama na powrót zwróciła twarz, patrząc na wizerunek taty, który bez świadomości leżał w bieli na szpitalnym łóżku.

Nie byłam zbyt rozmowna, a tym bardziej ta cała sytuacja, wcale nie sprawiła, żebym zmieniła jakoś swoje nastawienie na wypowiedzenie większej ilości słów niż zazwyczaj.

A ja się zastanawiałam, dlaczego tak strasznie obawiałam się egzaminów ustnych mimo, że czułam, iż świetnie się przygotowałam.

***

Około godziny czternastej znalazłam się w mojej ulubionej kawiarni, siedząc nad notatkami, które już i tak nie były mi do niczego potrzebne.

Mieszałam machinalnie łyżeczką w filiżance z ciemnym napojem, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, co robiłam.

Egzamin poszedł mi średnio, ale fakt, że zdałam sprawił, że mogłam chociaż w kwestii nauki trochę odetchnąć. Przede mną jeszcze kłębiły się cztery egzaminy, ale świadomie postanowiłam, ze nie będę o nich myśleć.

Świadek (zawieszone do odwołania)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz