Rozdział 8

127 1 0
                                    

Na długim korytarzu panował półmrok. Wokoło nie było żadnych okien, które mogłyby być, chociaż najmniejszym źródłem światła.

Ruszyłam powoli do przodu, kontrolując każdy swój krok, aby przypadkiem ktoś nie zauważył, że na teren klubu w środku dnia wejściem służbowym wszedł ktoś niepowołany.

Zgrzyt uchylanych drzwi i nagła panika, która mnie wypełniła. Serce podeszło mi aż do gardła i w jednej chwili mogłoby wyskoczyć ze mnie, a ja padłabym trupem na tym korytarzu.

Wiedziałam, ze jedynym wyjściem z tego niefortunnego zajścia jest podjecie szybkich i zdecydowanym ruchów. Złapałam za jedną z klamek, przy której stałam najbliżej, ale ta ani drgnęłam. Drzwi były zamknięte na amen.

Podeszłam szybkim krokiem do następnych i kolejna próba, która zakończyła się nagłym powodzeniem. Klamka ustąpiła pod naciskiem moich rąk i drzwi się otworzyły, co pozwoliło mi w ostatniej chwili wejść do środka i zamknąć jak najciszej drzwi, żeby osobnik, który właśnie pojawił się na korytarzu nie zorientował się, kto przypadkiem znalazł się w środku klubu od strony zaplecza.

Wzięłam głęboki oddech, wciąż przytwierdzona do drzwi, trzymająca klamkę od wewnątrz, kiedy poczułam, ze w pewnym sensie jestem poza podejrzeniami.

- Dlaczego się nie dziwię, że cię widzę? – usłyszałam za sobą niski, metaliczny głos, którego dźwięk spowodował, że zupełnie zamarłam.

Musiałam zdać sobie sprawę, że z tego wszystkiego wpadłam z deszczu pod rynnę.

Odwróciłam się powoli, nie odsuwając się jednak od drzwi z przyklejonym nagle uśmiechem, a raczej wykrzywieniem mojej twarzy, która miała w pewnym sensie imitować uśmiech, który chciałam żeby zagościł nagle na mojej twarzy.

- Bo ja… - zaczęłam niepewnie, oddychając niespokojnie. Zdecydowanie nie chciałam, żeby to właśnie tak się skończyło.

- Nikt cie nie nauczył, że nie można się włamywać? – Maks patrzył na mnie z dziwnie groźnym wyrazem twarzy, którego nigdy u niego nie zauważyłam, a który nie zwiastował z pewnością niczego dobrego.

- Ale ja się nie włamałam – wydukałam, próbując jakoś kontratakować.

- Czyżby? – moje argumenty wcale do niego nie trafiały. Zdecydowanie mu się nie dziwiłam. Co innego, jakby była tutaj Izka.

- To znaczy… bo ja tylko… - moje jąkanie zdecydowanie nie przemawiało za moją rzekomą niewinnością.

- Córka komendanta, a nie zna się na prawie, nie wiedząc, ze takie wtargnięcie jest włamaniem – oznajmił, ściągając z rąk rękawiczki bez palców. Wciąż miał na sobie ten sportowy strój, w którym jechał na rowerze.

- No tak, ale… - nagle przerwałam, a rysy mojej twarzy wygładziły się. W głowie znów doznałam przebłysku świadomości – Skąd wiesz, że mój tato jest komendantem?

Nie miał prawa tego wiedzieć, bo niby skąd.

Maks uśmiechnął się szelmowsko.

- Twój ojciec mi powiedział – oznajmił zadowolony, ściągając z siebie koszulkę.

Spuściłam wzrok i na krótką chwilę straciłam wątek, gubiąc się we własnych przemyśleniach.

Odchrząknęłam. Zdecydowanie czułam się zakłopotana tą całą sytuacją, a tym bardziej nie chciałam, żeby Maks się zorientował, że tym jednym gestem sprawił, że zakręciło mi się w głowie.

- Powiedział? – bezsensownie ciągnęłam tą rozmowę.

- Zgadza się – przyznał, stając przede mną w białym podkoszulku, który wspaniale eksponował jego pięknie wyrzeźbione ciało.

Świadek (zawieszone do odwołania)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz