Bo wiecie, jak to jest — kiedy się już umrze, to ma się dużo czasu i mało zajęć. Przez te dwadzieścia dziewięć lat spędzonych na ziemi słyszałem różne bajki o tym, jak jest w zaświatach, jednak to, co widzę tu od roku, jest chyba jeszcze głupsze, niż wszystkie te historie razem wzięte.
Na początek — zacznijmy od czegoś banalnego. Tutaj, na górze, wcale nie wita cię święty Piotr z ogromnym pękiem kluczy w jednej ręce i jeszcze większą, tłustą księgą w drugiej. Po prostu — pojawiasz się, jakby znikąd, i jesteś. Żadnego białego światła, żadnych aniołów żywiących się ambrozją (i energią słoneczną — ale to tylko moje przypuszczenia), żadnego Boga — albo to ja jestem idiotą i nic nie zauważyłem. Po prostu niebo — niebieskie, czasem zachmurzone, czasem deszczowe, a kiedy pojawi się tęcza albo samolot, jest wielką atrakcją. A kiedy tak sobie pływasz, pod stopami widzisz ludzi, z którymi być może jeszcze niedawno rozmawiałeś.
Kiedy już oswoisz się z tym wszystkim, zaczyna powoli do ciebie docierać, co się stało, gdzie jesteś i jak to wszystko działa. Przypominasz sobie, co sprzątnęło cię z tamtego świata — choroba, albo nadjeżdżający pociąg, różnie z tym bywa, jest dużo sposobów na śmierć. Na końcu zaczynasz zauważać też innych umarłych.
Właśnie! Najważniejsza, według mnie, kwestia — życie towarzyskie. Jest podobnie jak na Ziemi. Różnego rodzaju kluby, parki i inne miejsca spotkań są po prostu zawieszone w powietrzu. Nieźle, prawda? Jeśli chcemy, możemy po prostu pomyśleć „Chcę teraz przenieść się do parku nad Kielcami" i za chwilę tam jesteś. To chyba moja ulubiona umiejętność, którą nabyłem po śmierci.
„Ale halo, co jest? Przecież umiera tyle ludzi i nadal jest tam miejsce?" — o tym właśnie myślicie, prawda?
Otóż, umarlaki, jak zwykłem mówić na zmarłych, które nie wnoszą nic do naszej pozaziemskiej społeczności, po prostu znikają, tak samo szybko, jak się pojawili. Prosta sprawa.
W zasadzie, życie po życiu jest nie najgorsze. Nie odczuwasz ludzkich potrzeb, nie musisz spać, jeść, czy pić. I nie, deszcz nie pojawia się wtedy, kiedy aniołki sikają albo płaczą, twoja mama kłamała.
Jednak zdecydowanie największym minusem jest fakt, że w głowie nadal pozostają dawne uczucia.
Ona była dla mnie najważniejsza. Światło mojego życia. Wydawało mi się, że mnie odmładza, że przy niej na powrót jestem tym nastoletnim szczeniakiem sprzed lat. Pierwszy raz widziałem ją na zajęciach najmłodszej grupy naszej szkoły tańca. Miała wtedy trzynaście lat, ot, zwykły dzieciak. Nie zwróciłem na nią większej uwagi, co było, jak myślę, zrozumiałe, była dla mnie małolatą, jakich wiele. Zapamiętałem tylko tyle, że ćwiczy z uporem maniaka i chce osiągnąć sukces, co było widoczne po tempie, w jakim się rozwijała.
To, jak ją postrzegałem, zmieniło się cztery lata temu. Pamiętam wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj. Był koniec maja, dwa tygodnie do ważnych zawodów tanecznych. Pech chciał, że jej partner nabawił się poważnej kontuzji. Byłem wtedy jedyną wolną osobą w naszej grupie, więc trener kazał mi z nią pojechać na ten konkurs. Pamiętam, jak przez ten krótki czas ćwiczyliśmy dzień w dzień, po kilka godzin. Pamiętam też, jak dobrze mi się z nią tańczyło. Nawet po zawodach nadal trenowaliśmy razem. Nie chciałem później innej partnerki — tylko ją. I wiem, że to było odwzajemnione. W każdy wtorek, czwartek i sobotę spędziliśmy długi czas na parkiecie, a później chodziliśmy na kawę. To był jakby nasz rytuał.
Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się w niej zakochiwać, na każdym spotkaniu coraz bardziej. W końcu, po pół roku, przełamałem się i powiedziałem tej uroczej piętnastolatce, co do niej czuję. Patrzyłem, jak jej palce zaciskają się na kubku z gorącą czekoladą, a na policzki wstępuje rumieniec. Powiedziała wtedy, że jestem jej przyjacielem, że nie chce tego psuć. Zrozumiałem, ale ona przestała przychodzić na treningi. Jednak ja uparcie przychodziłem wtedy, kiedy powinny się odbywać i czekałem na nią na sali. I pewnego dnia w końcu się pojawiła.
— Wiedziałam, że tu będziesz. — Rozległ się jej głos, z jednoczesnym skrzypieniem drzwi.
Usiadła pod ścianą obok mnie i oparła głowę na moim ramieniu.
— Czego chciałaś, malutka? — spytałem, nieznacznie odwracając głowę w jej stronę.
— Dużo o tym myślałam.
— O czym?
— No... O nas. Jedenaście lat różnicy to jednak dużo, ale damy radę. — Splotła palce naszych dłoni, jednak zaraz cofnęła rękę. — Oczywiście... Jeśli nadal chcesz — rzuciła niepewnie, patrząc w moje oczy.
Pomyślcie tylko, jak mógłbym nie chcieć? Tego dnia zaczęliśmy się spotykać i czułem się jak w niebie. Tylko, że moje niebo na ziemi skończyło się dwa i pół roku później, kiedy jakiś pijany idiota postanowił usiąść za kierownicą i ruszyć w trasę, a ja miałem nieszczęście go spotkać.
Kiedy tutaj trafiłem, po kobiecie mojego życia została mi dziwna, wewnętrzna pustka, wielki ból, ogromna tęsknota i masa wspomnień. Jednak uśmiechałem się na myśl, że może ona nadal tańczy, być może jest szczęśliwa, ale też raniło mnie to, że kiedyś ułoży sobie życie z innym mężczyzną. Miejsce, w którym jeszcze nieco ponad rok temu biło moje serce, dziwnie kłuło, kiedy wyobrażałem sobie ją z jej dziećmi.
Jednak, jak się okazało, nawet ktoś, kto umarł, może być szczęśliwy. Moje szczęście przyszło do mnie wczoraj, razem z moją zmarłą przyjaciółką, którą poznałem zaraz po tym, jak tutaj trafiłem.
— Gabriel, ktoś cię szuka — odezwała się za moimi plecami, kiedy stałem na brzegu jednej z chmur płynących po nocnym niebie, wpatrując się w światła Warszawy.
— Nie sądzę, żebym miał ochotę kogokolwiek oglądać — burknąłem.
— Gabryś... — usłyszałem delikatny, cichy głos za swoimi plecami. Ale to nie był jakiś zwyczajny głos, tylko głos należący do tej, za którą tęskniłem.
Odwróciłem się gwałtownie i po chwili zobaczyłem moją przepiękną Jagnę. Jej skóra, jeszcze bledsza niż za życia, wspaniale błyszczała w blasku pierwszych promieni grudniowego słońca. Pełne usta nabrały koloru dojrzałych malin, za to tęczówki wyblakły i ich błękit nie był już aż tak intensywny.
— Jagna, słońce... Tęskniłem. — Były to jedyne słowa, jakie zdołałem z siebie wydusić, zanim zamknąłem ją w swoich ramionach.
Usłyszałem cichy śmiech, a jej oddech załaskotał mnie w szyję.
— When we die, we will be lovers in heaven, uncharted world, brave and new — zanuciła wprost do mojego ucha.
— On a starlit stage, we'll be cloud dancers in haven, I'll kiss and taste all of you — dokończyłem frazę naszej piosenki, uśmiechając się szeroko.
Nigdy nie myślałem, że te słowa kiedykolwiek staną się prawdą, ale to już nieważne. Oboje umarliśmy. Teraz, tak jak mówi nasza piosenka, jesteśmy kochankami w niebie i będziemy tańczyć na tej rozgwieżdżonej scenie do końca. Do samego, absolutnego końca.
CZYTASZ
Zbiór one-shotów
RandomJak nazwa wskazuje, jest to zbiór one-shotów użytkowników grupy Wattpad Polska, w którym zamieszczamy swoje konkursowe teksty. Zwycięzcami tej edycji zostały: - @AnaLeFay i jej 'Białe wróble' - @SullivanDiana i 'Blizna na duszy' Okładkę wykonała dla...