Ania [NIEBO]

95 8 2
                                    

Umarłam. Nie żyję, a jednak wszystko widzę, słyszę i czuję. Dziwne, co? Dla mnie nie.

Zginęłam w wieku sześciu lat. Znudziłam się swoim rodzicom. Tak powiedzieli mi ludzie, których poznałam w Niebie. Mamusia i tatuś powiedzieli, że będą mieli dzidziusia. Ucieszyłam się, bo zawsze chciałam mieć siostrę albo brata. Dowiedziałam się też, że nie mogę zostać w domu. Kiedy zapytałam dlaczego, tatuś bardzo się zdenerwował. Zaczął krzyczeć i zrobił się cały czerwony na buzi. Nie wiedziałam dlaczego. Przecież tylko zapytałam. Pytanie nie jest niczym złym, prawda?

Mamusia złapała mnie za rączkę i zaprowadziła do takiego miejsca, gdzie było dużo innych dzieci. Tam był taki miły chłopiec. Miał na imię Kuba. Powiedział mi, że wszyscy byli tam, bo ich rodzice mieli mieć nowego dzidziusia, a my im przeszkadzaliśmy. Nie rozumiałam tego. Dalej nie rozumiem.

Przyszła do nas Pani i kazała ustawić nam się w pary. Stanęłam z Kubą. Pani powiedziała, że mamy się jej słychać i nie zgubić, bo jeśli gdzieś sobie pójdziemy to nikt nas nie będzie szukał. Przestraszyłam się. Idąc korytarzem, pytałam Panią, kiedy przyjdzie po mnie mamusia i tatuś. Nie odpowiedziała.

Zatrzymaliśmy się przed malutkimi drzwiami. Takimi, że tylko dzieci mogły przez nie przejść. Pani kazała nam iść tak daleko, aż trafimy do kolejnych drzwi. Weszłam pierwsza. Za drzwiami było ciemno. Bałam się. Nie lubię ciemności.

Szłam, szłam i szłam. Wyciągałam rączki przed siebie, żeby się nie przewrócić. Nic to nie dało, bo po kilku krokach potknęłam się o co i upadłam. Podłoga była mokra i zimna. Fuj.

Idąc dalej trzymałam się ściany i ostrożnie stawiałam stopy. Nie chciałam po raz kolejny wylądować na mokrych kamieniach.

Kiedy moja rączka natrafiła na klamkę, chciałam piszczeć z radości. Zdziwiłam się, bo drzwi były ciepłe. Bardzo ciepłe. Byłam bardzo ciekawa, co mogło się za nimi znajdować. Pociągnęłam za klamkę i krzyknęłam.

Pan z blizną na twarzy złapał mnie za rękę i wciągnął do tamtego pokoju. Rozejrzałam się przestraszona. Było tam mnóstwo dziwnych rzeczy. Na ścianach wisiały sznurki, na środku pokoju była wielką dziura, a sufit... Sufitu nie było wcale. Zamiast niego nad moją głową znajdowały się pręty, do których na linkach przymocowane były noże.

Straszny Pan kazał mi usiąść na brzegu dziury. Poszedł do drzwi, otworzył je i nacisnął guzik, który znajdował się na ścianie. Pan wyszedł, a ja spojrzałam w górę. Noże zaczęły się zbliżać do mnie. Spojrzałam dół, na dziurę w podłodze. Lepiej skoczyć niż wyglądać jak palec tatusia, kiedy próbował ugotować obiad. Nóż ześlizgnął mu się i przeciął palec. To wyglądało strasznie.

Zsunęłam się z krawędzi i wpadłam do dziury. Zacisnęłam oczy, żeby nie widzieć tego, co mogło być na ściankach i dnie. Ręce trzymałam przy sobie, żeby nic sobie nie zrobić. Niestety na dole nie było nic, poza betonem. Moje ostatnie wspomnienie z życia to myśl o mamusi i tatusiu, którzy teraz będą mieli nowego dzidziusia.

Otworzyłam oczy, kiedy już nic nie czułam. Nie byłam w dziurze. Nie leżałam na betonie. Siedziałam na łóżku w swoim pokoju. Wstałam i pobiegłam szukać rodziców. Zastałam ich siedzących w salonie i oglądających stronę z rzeczami dla bobasów.

— Mamusiu — krzyknęłam — nie uwierzysz, jaki miałam dziwny sen!

Mamusia dalej patrzyła się w laptopa. Postanowiłam spróbować z tatą.

— Tatusiu?

Nic. Żadnej reakcji. Czemu oni nie zwracali na mnie uwagi? Jakby mnie tam nie było... Pomyślałam o tym dziwnym śnie, w którym wskoczyłam do dziury z bardzo twardym, betonowym dnem i... No właśnie. Umarłam? Nie wiem. Jeśli umarłam, to czemu jestem w domu?

Patrzyłam na mamusie i tatusia. Przytulali się. Nigdy nie widziałam, żeby to robili. Mnie też nie przytulali. Pewnie dzidziusia będą przytulać.

Zrobiło się ciemno. Mamusia poszła spać. Tatuś też. Uznałam, że pójdę do swojego pokoju, bo i tak nie miałam co robić. Usiadłam na łóżku i wtedy zobaczyłam Panią w długiej, białej sukience. Na plecach miała skrzydła. Jak wróżki, o których czytała mi mamusia.

— Aniu, aniołku — powiedziała wróżka — nie masz się czego bać.

Nie rozumiałam tej Pani. Przecież się nie bałam. Zastanawiałam się tylko, czemu rodzice nie odzywają się do mnie.

— Jesteś teraz Aniołkiem, wiesz o tym? — Mówiła dalej Biała Pani. — Ja też jestem Aniołem.

— Przepraszam, ale nie jestem Aniołkiem — powiedziałam — przecież aniołki to nieżywi ludzie, tak?

— Tak, kochanie. Właśnie tak.

Pani patrzyła na mnie, a ja dalej niczego nie rozumiałam.

— Ja żyję — powiedziałam — nic mi nie jest, proszę Pani.

Wróżka, a raczej Anielica, złapała mnie za rączkę tak samo, jak to zrobiła mama dzisiaj rano.

— Chodź ze mną, Aniu. Poznasz inne Aniołki.

Podeszła do drzwi, a ja z nią. Otworzyła je, ale nie było tam korytarza. Było tam mnóstwo białych chmurek.

— Co tam jest?

— Niebo — wyjaśniła Pani — to tutaj trafiają Anioły.

Dalej nic nie rozumiałam. Chciałam wrócić do mamusi i tatusia. Poznać moją siostrę albo brata. Nie chciałam iść do nieba.

Pani pociągnęła mnie za rękę i przeszłam z nią przez drzwi. Niebo było ładne. Podobało mi się. Wiedziałam, że nie spotkam złych ludzi.

Podszedł do nas Pan w takiej samej sukni, jaką miała Pani. Powiedział, że zaprowadzi mnie do innych aniołków. Podał mi dłoń. Poszłam z Panem.

Zaprowadził mnie w miejsce podobne do sali, w której poznałam Kubę. Polubiłam go. Ciekawe, co się z nim stało...

Pan kazał mi zostać w innymi dziećmi. Podeszłam bliżej nich i zobaczyłam wszystkich, którzy znudzili się rodzicom. Wszystkich, oprócz Kuby. Szkoda.

— Ania — krzyknęła do mnie jakaś dziewczynka. — to Ty jesteś Ania Nowak?

Przytaknęłam. Miała może dziesięć lat.

— Jestem Zosia. Twoja starsza siostra.

— Nie, nie jesteś — powiedziałam. — Ja dopiero będę miała siostrę lub brata. Czemu kłamiesz?

Zosia spojrzała na mnie, jakby wszystko rozumiała. Co ona tam wie? Ja chcę wrócić do domu. Ładnie tu jest, ale tęsknię za mamusia i tatusiem.

— Aniu, nie kłamię — powiedziała. — Chodź, pokażę Ci.

Zosia zaprowadziła mnie do dziwnych drzwi. Otworzyła je i powiedziała, że teraz zobaczę jak ona znalazła się w Niebie. Wyszłyśmy i znalazłyśmy się w naszym domu. Mamusia i tatuś tłumaczyli Zosi, że będą mieli nowego dzidziusia. Wszystko tak samo, jak ze mną. Mama wzięła ją za rękę i wyszła z domu. Poszły do tego samego miejsca, gdzie i mnie zaprowadziła mamusia. Zosia szła tym samym korytarzem i trafiła do tego samego pokoju co ja. Zrobiła dokładnie to samo — wskoczyła do dziury.

Spojrzałam na Zosię i byłam pewna, że to moja siostra. Byłyśmy bardzo podobne. Przytuliłam ją. Było mi przykro, że spotkał nas taki sam los. Czułam się winna, że przeze mnie Zosia trafiła do tamtego pokoju ze Strasznym Panem. Przeze mnie Zosia zginęła. Ja umarłam przez dzidziusia, który jeszcze się nie urodził. Nie rozumiałam, czemu rodzice nam to zrobili. Dalej ich kocham, Zosia też. Czy tak się robi z osobami, które się kocha? Czy zrobią to samo z nowym dzidziusiem, kiedy będą mieli mieć następnego? Też go wyrzucą? Też nie będzie im potrzebny? Znudzi im się tak jak my? Z Zosią nie pozwolimy, żeby skrzywdzili maluszka.

Umarłam, ale żyję. Poznałam siostrę, która zginęła przeze mnie. Nigdy nie miała mi tego za złe. Kocham Zosię. Jest pierwszą osobą, która mnie na prawdę kocha. Cieszę się, że jestem w Niebie. -Tu jest lepiej.

Zbiór one-shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz