Rozdział 4

1.7K 150 10
                                    

Zostawiłam buty przy wejściu, a kluczyki odłożyłam na stół znajdujący w kuchni. W apartamencie było cicho, za cicho zważając, że to miejsce, w którym żyje osobnik imieniem Raven. Dziewczyna nadal leżała na swoim łożu. Dość tego. Nie będzie się lenić cały dzień, nie pozwolę jej na taką przyjemność. Poszłam do kuchni po patelnię oraz drewnianą łyżkę. Stanęłam przed nią i zaczęłam uderzać przedmiotami o siebie, powodując przy tym olbrzymi hałas. Brunetka spadła ze swojego legowiska. Pełna dumy patrzyłam jak Reyes próbuje wstać, nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Co jest z tobą nie tak? Trzeba być nieludzkim, aby tak budzić innych z rana. – rzuciła mi złowrogie spojrzenie. Gdyby nie kac, mogłaby mnie zabić.

- Z rana? – prychnęłam i spojrzałam na zegarek. – Jest czternasta więc rusz swoje cztery litery.

Triumfalnie wyszłam z jej pokoju, aby mogła się doprowadzić do porządku. Patrząc na patelnie stwierdziłam, że zrobię naleśniki. Jakieś pół godziny później, na stole znajdował się wielki talerz ciepłych i pysznych naleśników z borówkami. Swoją porcję zjadłam przy włączonym telewizorze. Wypadałoby wiedzieć, co się na świecie dzieje. Podczas kiedy zmywałam naczynia w futrynie drzwi pojawiła się nowo narodzona Raven.

- Czy ja czuje naleśniki? – krzyknęła z błyskiem w oczach.

- Przynajmniej węch masz jeszcze dobry. – odpowiedziałam wycierając dłonie ręcznikiem.

Jak tylko zlokalizowała wzrokiem talerz z jedzeniem rzuciła się na niego, niczym drapieżnik na swoją ofiarę. Nawet nie raczyła użyć sztućców.

- Cieszę się, że ci smakują. – odparłam widząc jej zachowanie.

Podczas kiedy dziewczyna delektowała się posiłkiem, opowiedziałam jej o śnie. Jednak nie wspomniałam o tym, że spotkałam tajemniczą dziewczynę z koszmarów w barze. Zamierzam ją unikać i nigdy więcej już jej nie widzieć, przynajmniej na żywo więc nie warto nawet zaczynać tego tematu. Wróciłam do swojego pokoju i skończyłam się pakować. Walizki ułożyłam obok drzwi wyjściowych. Zajrzałam do kuchni aby sprawdzić, czy dziewczyna skończyła posiłek. Jej twarz była radosna i brudna od owoców.

- Halo. – zwróciłam jej uwagę. – Odchodzę – odpowiedziałam dodając trochę żartobliwego dramatu.

- Nie! – zawołała biegnąc w moją stronę. – Zrób jeszcze kilka naleśników – przykleiła się do mnie – potem możesz iść, gdzie pieprz rośnie. – jej śmiech był na tyle zaraźliwy, że chwile później zaczęłam się śmiać wraz z nią. Jako jedna z niewielu osób, potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu.

Sprawdziłam całe mieszkanie upewniając się, iż wszystko ze sobą wzięłam. Gdy byłam tego pewna, zabrałam walizkę i zeszłam na parking. Za mną szła brunetka, która bez żadnych pretensji niosła mój drugi pakunek. To zaskakujące, ile może zdziałać dawka cukru. Odłożyłyśmy moje walizki do bagażnika i ruszyłyśmy w stronę mojego domu.

Wzięłam część swoich rzeczy, następnie podeszłam do drzwi wejściowych. Były otwarte więc postanowiłam wejść i zrobić mamie niespodziankę. Odłożyłam wszystko co aktualnie trzymałam w rękach i zaczęłam się skarać. Moje plany pokrzyżowała Raven, która wparowała do domu z wielkim hukiem.

- Małe Griffiniątko wróciło do gniazdka, Abby! – wydarła się na tyle głośno, że całe osiedle ją usłyszało.

Z salonu wyłoniła się moja mama z uśmiechem na twarzy oraz wyciągniętymi ramionami w moją stronę. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam.

- Witaj w domu. - uścisnęła mnie tak mocno, jakby nie widziała mnie kilka dobrych lat, ale tak już mają matki.

Sekundę później podbiegła do nas Raven i uścisnęła nas krzycząc – „Tulimy!". Po dłuższej chwili dziewczyna się odsunęła, dzięki czemu mogłam wziąć głębszy oddech. Mama chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała w czoło mówiąc, jak bardzo za mną tęskniła. Też mi jej brakowało. Zaniosłam walizki do swojego pokoju zostawiając brunetkę z moją mamą. Miały one bardzo bliską relację, którą Reyes często wykorzystywała, aby mnie powkurzać.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz