Sceneria pozostawała niezmienna, wokół pełno było starych, obnażonych z liści drzew. Jedynym źródłem światła przebijającym się przez egipskie ciemności były światła zewnętrzne samochodu.
Czekałam jedynie na moment, w którym jakieś dzikie zwierzę wyskoczy z wszechobecnego mroku i właduję się pod zderzak. Inną, ale równie ciekawą opcją było wskoczenie osobnika mniejszej wielkości na przednią szybę. Jeśli jakimś trafem byłby to szop, chyba popłakałabym się ze śmiechu.
- Jesteśmy na miejscu - obwieściła dumnie Woods, gasząc silnik. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie dostrzegłam niczego szczególnego w pobliżu. Wywiozła mnie na totalne zadupie.
- Czyli gdzie dokładnie? - Spojrzałam na kierowcę z niedowierzaniem. - Bo nic nie widzę - dodałam sarkastycznie, unosząc jedną brew.
- Trochę cierpliwości, Clarke - odpowiedziała rozpinając pasy, następnie wyszła z maszyny. Czyli to nie był żart, ona tak na serio. Ja niezmiennie siedziałam wbita w rozgrzane siedzenie, nieszczególnie uśmiechało mi się wychodzić.
Dziewczyna widząc, że nie mam najmniejszego zamiaru się ruszyć, okrążyła auto. Zatrzymała się przy bagażniku, coś z niego wyjęła i powtórnie zamknęła zamaszystym ruchem. Niespodziewanie otworzyła drzwi z mojej prawej, powodując nagłe uderzenie zimna. Po chwili wstałam, kręcąc nieprzekonana głową. Przyuważyłam kosz piknikowy, który początkowo starała się ukryć za plecami.
Jak na ostatni miesiąc roku pogoda była wręcz doskonała na przechadzkę, wyjątkowo nie mogłam narzekać na warunki atmosferyczne. Chwyciłam brunetkę za dłoń, ponieważ nie wpadłam na to, by wciąć ze sobą rękawiczki, a w jakiś sposób musiałam utrzymać prawidłową ciepłotę dłoni. Plus, wolałam się nie zgubić, tym bardziej w nieznanych mi rejonach, opanowanych przez wściekłe misie, które w żadnym calu nie przypominały Kubusia Puchatka z zaburzeniami odżywiania.
Miałam już okazję zobaczyć na własne oczy ofiarę ataku dzikiego zwierzęcia, zamieszkującego te okolice. Wyglądało to dość boleśnie. Bycie jedyną córką szefowej chirurgii ogólnej ma swoje zalety. Między innymi dzięki pobytom w szpitalu jako gość, nie pacjent, przyzwyczaiłam się do widoku krwi i ciekawych pod względem chirurgicznym ran.
Zielonooka prowadziła mnie pewnie przed siebie. Gdy moje oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności zostałam prawie oślepiona przez setki sztucznych świateł, które były oznaką cywilizacji. Zorientowanie się gdzie aktualnie byłyśmy zajęło mi dłuższy moment.
Znajdowałyśmy się na punkcie widokowym, z którego rozciągał się widok na calusieńkie miasto. Nie miałam bladego pojęcia o istnieniu takiej lokalizacji. Dziewczyna zamieszkująca tę miejscowość kilka miesięcy zna okolice lepiej ode mnie, co za upokorzenie. To ja powinnam zabrać ją w podobne miejsce.
- Jak tu pięknie - zdołałam jedynie wydukać. Oparłam się o ramie towarzyszki. Byłam oczarowana krajobrazem umiejscowionym pod nami.
- Miałam nadzieję, że ci się spodoba - pociągnęła mnie na sam kraniec urwiska. To było dość zaskakujące z jej strony, biorąc pod uwagę lęk wysokości jaki posiadała. Ale skoro nie wykazywała żadnych objaw trwogi, nie zamierzałam rozpoczynać tematu.
Wyciągnęła z koszyka koc, który sprawnym ruchem ułożyła na ziemi. Usadowiłam się wygodnie na pledzie ze wzrokiem niezmiennie utkwionym w miasteczko niczym w nowoczesną grafikę. Brunetka zajęła miejsce przy moim boku, po czym wyciągnęła kolejny koc bardziej mi znany, nie tylko z widzenia i przykryła nim nasze kończyny dolne. Tak jak sądziłam, był on przesiąknięty znanym moim nozdrzom charakterystycznym zapachem Woods.
- Masz w tym koszyczku coś jeszcze? - zapytałam zaciekawiona, zerkając jej przez ramię. Mój żołądek od pewnego okresu domagał się jedzenia.
CZYTASZ
Nie rozpoznajesz mnie? | Clexa
FanfictionClarke od miesięcy nawiedzają niepokojąco realne sny. Kosmos, postapokaliptyczna Ziemia, jej znajomi, ciągła walka o przetrwanie. Ostatniej nocy ujrzała intrygującą dziewczynę, której nigdy wcześniej nie widziała w rzeczywistości. To straszne, a jed...