Rozdział 8

1.4K 152 14
                                    

Opanowanie emocji trochę mi zajęło. Wzięłam jeszcze kilka wdechów oraz wydechów i zadzwoniłam do Raven, która podała mi swój numer poprzez telefon Clarke. Opowiedziała mi, co dzisiaj jest za dzień, a właściwie jego koniec – rocznica śmierci ojca Griffin. Blondynka wspominała mi o tym, ale nie rozwijała zbytnio tego tematu. Powiedziała mi tylko, iż jej tata zmarł na raka. Wiedziałam, że to dla niej trudny temat, więc nigdy więcej go nie poruszałam.

- Całą sobotę spędziła z mamą. Nie chciałam jej przeszkadzać, dlatego nie pisałam do niej. Bardzo przeżyła śmierć taty. – kontynuowała zmartwiona Reyes. – Abby nie udało się wziąć wolnego i od dwudziestej pierwszej jest w pracy, a po Clarke nie ma śladu. Zostawiła telefon oraz samochód. Możliwe, że nie wytrzymała i poszła się upić do jakiegoś pobliskiego baru. Chociaż to do niej niezbyt podobne.

- Właśnie wybieram się do pracy. Poszukam jej w Polis. Dam znać, jak tylko ją znajdę. – mało brakowało, a mój głos by się załamał.

- Okej. Poszukam w innych barach. Powodzenia. – rozłączyła się.

Z tego, co mówiła niebieskooka myślałam, iż Raven jest optymistką nieposiadającą instynktu samozachowawczego. Ponoć cały czas żartuje, a jej usta zawsze uformowane są w szeroki uśmiech. Jednak byłam w stanie dosłyszeć zmartwienie oraz zdenerwowanie w jej głosie. Dobrze, że Clarke ma kogoś takiego.

Anya pomogła mi wielokrotnie. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Cóż, za kilka dni się przekonam – wyjeżdża ze swoim zespołem w trasę. Ciesze się niezmiernie, w końcu to jej największe marzenie. Lecz nie potrafię ukryć, iż będzie mi jej cholernie brakować. Jest dla mnie jak starsza siostra.

Wyszłam, a właściwie wybiegłam z samochodu i skierowałam się w stronę wejścia służbowego. Błyskawicznie zmieniłam ubrania, po czym weszłam na sale pełną ludzi. Cały czas rozglądałam się za blondynką. Stałam za barem z nadzieją, że zjawi się przede mną na tyle świadoma, aby racjonalnie myśleć i wrócić o własnych siłach do domu.

Chwilę później zjawił się Lincoln. Poprosiłam go, aby poinformował mnie, gdy tylko zauważy Griffin. Kiwnął głową. Najwidoczniej musiał przyuważyć, iż się martwię, ponieważ zaczął mnie pocieszać. Potrafił odczytać moje emocję... jest ze mną naprawdę źle. Kiedyś mimo wszelakich emocji, które przeżywałam, potrafiłam zachować kamienny wyraz twarzy. A teraz, jestem jak otwarta księga.

Po upływie godziny wyjęłam telefon i napisałam do Reyes.

Lexa: Nie ma jej w Polis.

Raven: Niech to szlag! Byłam już w trzech klubach i nic. Zostań tam, może przyjdzie później. Ja będę szukać dalej o(>< )o

Cholernie się martwiłam, że Clarke zrobi coś głupiego. Pozostało mi tylko czekać. Zaczęłam wyobrażać sobie ją i jakiś przypadkowych ludzi, którzy mogą ją wykorzystać. Bezradnie zacisnęłam dłonie w pięści i zaczęłam przeklinać pod nosem.

Upłynęła kolejna godzina, a po niebieskookiej nie było śladu. Co chwile, sprawdzałam telefon, ale Raven nic nie pisała. Co oznaczało, iż nie znalazła naszej zguby, która najpewniej była już pijana, bardzo pijana. Starałam się skupić na pracy, której i tak tej nocy praktycznie nie wykonywałam.

Pozbawiona nadziei czekałam na cud. Jestem realistką z nutą pesymizmu, wiem że takie rzeczy się nie przytrafiają, tym bardziej komuś takiemu jak ja. Czas upływał bardzo leniwie. Desperacko przypatrywałam się tańczącym ludziom. Byli szczęśliwi i beztroscy, za to ja byłam kłębkiem nerwów.

Ujrzałam jakąś blondynkę idącą wraz z chłopakiem do toalety, w dobrze znanym wszystkim celu. Widziałam takie sceny nieraz, ale tym razem coś mi podpowiadało, że powinnam iść za nimi. Bez żadnych zahamowań opuściłam bar i pobiegłam za parą nastolatków.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz