Rozdział 58

1.2K 86 21
                                    

Nocny tryb życia znacznie bardziej wpasowywał się w moje gusta niż dzienny, który zyskiwał większe uznanie wśród reszty społeczeństwa. Pozwalał mi między innymi na bezkarne, wielogodzinne wpatrywanie się w śpiące oblicze mojej dziewczyny. Blade światło księżyca uwydatniało jej rysy twarzy. Do moich wieczornych rytuałów należało również wsłuchiwanie się w jednostajny oddech, subtelnie gładzący ciepłym powietrzem okolice mojego karku. Clarke w trakcie snu często wydawała z siebie pomruki niczym rozpieszczony kot. Sporadycznie dosłuchiwałam się bardziej lub mniej rozpaczliwego wołania mojej osoby. Uspokajałam ją zapewniając o swej stałej obecności, lecz czasami jej stan był na tyle poważny, że z obawy o partnerkę wybudzałam ją z koszmaru.

Gdy finalnie postanawiałam udać się do krainy snów okręcałam się plecami do blondynki. Ona instynktownie wtulała się w mój grzbiet jak w ulubionego pluszaka. Delektowałam się chwilami spędzonymi w kobiecych ramionach. W owej pozycji momentalnie się uspokajałam i porządkowałam myśli, co przyczyniało się do szybszego zaśnięcia. Chociaż skłamałabym twierdząc, że ułożenie, które umożliwiało mi przyciśnięcie się do klatki piersiowej niebieskookiej nie należało do moich ulubionych. Dźwięki towarzyszące systematycznej pracy serca działały na mnie kojąco.

Korzyści z późnego zasypiania istniał cały szereg. Clarke wczesną porą miała okazję do rewanżu, wówczas jeszcze spokojnie drzemałam. Jednak w minionym tygodniu byłam zarówno tą, która zasypiała jako druga, jak i pierwsza się budziła. Zmianą taktyki nieco zaburzyłam wprowadzoną w naszym związku równowagę. Zredukowaną ilość przespanych godzin rekompensowałam sobie sporych rozmiarów kubkiem mocnej kawy. Błyskawicznie dostosowałam się do przebiegu doby w domu Griffinów, chociaż zasadniczo różnił się od codzienności, do której przywykłam, mieszkając pod jednym dachem z Titusem. Przestawiwszy zegar biologiczny zmęczone oczy otwierałam niemal o świcie. Witałam nowy dzień wraz ze słońcem oraz pozostałymi rannymi ptaszkami.

Nieobce ramiona przylegały do mojej talii, a splecione palce głaskały powierzchnie torsu. Telefon dał o sobie znać krótkim pojedynczym dźwiękiem, sugerującym przyjście nowej wiadomości tekstowej. Niechętnie sięgnęłam po urządzenie leżące na pobliskiej szafce nocnej. Przeczytawszy imię nadawcy mój organizm zalała fala złości. Treść przeczytałam trzykrotnie, mimo że zawartość była zwięzła. Krótkie zdania upiększone toksycznymi wtrąceniami. Tryb rozkazujący, nieakceptujący jakiejkolwiek formy odmowy. Postanowił odezwać się po siedmiu dniach błogiej ciszy. Miałam nadzieję, że czeluście piekielne wreszcie się o niego upomniały. Najwyraźniej Titus nie był mile widziany także wśród obywateli gehenny.

Odłożyłam małe urządzenie na miejsce. Mimowolnie ziewając, przekręciłam się w stronę niebieskookiej. Z wolna przejechałam otwartą dłonią po różanym policzku. Delikatnie rozsunięte wargi, aż upominały się o poranny pocałunek. Powstrzymałam się w ostatniej chwili. Kolejne pięć minut poświęciłam na obserwację mojego śpioszka. Następnie zwinnymi ruchami wyplątałam się z pewnego uścisku. Zdążyłam nabrać wprawy. Clarke wyłącznie burknęła coś pod nosem i przytuliła się do poduszki przesiąkniętej moim zapachem. W miarę możliwości poprawiłam kołdrę skopaną przez towarzyszkę. Uchyliłam okno, aby świeże powietrze zagościło w sypialni. Zabrawszy z szafy części garderoby do mnie należące po cichu przeszłam do łazienki. Na rozbudzenie wzięłam zimny prysznic.

Chyżo zakończyłam poranne czynności przygotowujące do wczesnego rozpoczęcia nowego dnia. Schodząc na parter wyciągnęłam ramiona ku górze z zamiarem wyprostowania rozleniwionych kości. Starałam się poruszać bezszelestnie. Obrawszy kierunek do kuchni usłyszałam hałaśliwy odgłos budzika, dochodzący z pobliskiego pokoju. Abby przystąpiła do rutynowych przygotowań do pracy. Musiałam się trochę pospieszyć.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz