Rozdział 38

1.4K 116 25
                                    

Doczekałam się upragnionego wolnego. Wreszcie mogłam odpocząć chociażby na kilka dni od natłoku nauki oraz stresu, który w głównej mierze wiązał się z placówką edukacyjną. Klasy maturalnej nie można traktować półserio, tym bardziej jeżeli masz w planach dostać się na jedną z najlepszych uczelni w Stanach Zjednoczonych. Samodzielnie dozowałam sobie dawki nerwówki, ustawiając poprzeczkę niewiarygodnie wysoko. Lecz taka właśnie byłam.

Zbliżające się terminy zaprezentowania projektów nie były moją jedyną obawą. Spałam coraz mniej, winne temu były koszmary. Mój organizm zaczął przyzwyczajać się do pokaźnej dawki kofeiny, którą pochłaniałam w przeciągu doby. Dlatego kawa oraz inne napoje energetyczne przestawały na mnie oddziaływać w sposób należyty. Przed pójściem do łóżka brałam kilka tabletek nasennych, które podkradłam z szafki zapełnionej wszelakimi medykamentami. Moja mama na szczęście się nie zorientowała, lecz farmaceutyki nie przynosiły pożądanego efektu.

Czasami przesiadywałam całą noc pod pościelą, forsując się do powtórnego zaśnięcia, ale zamysł ten był bezsensowny. Postanowiłam, że skoro już i tak jestem na nogach, gdy reszta miasta pogrążona jest w błogim śnie, zrobię coś pożytecznego. Początkowo uczyłam się na lekcje, które miałam z rana, jednak mój umysł odmówił pracy o późnej porze.

Miałam świadomość, iż w takiej sytuacji mogłam zadzwonić albo napisać do mojej dziewczyny, ale nie chciałam, aby również ona cierpiała na brak snu przez moje koszmary. Z tego powodu telefon brałam do ręki wyłącznie w drastycznych przypadkach.

Pozostało mi tylko jedno, poświęcenie tych godzin mojemu hobby. W ciągu ostatnich dni zaopatrzyłam się w dodatkowe ilości farby oraz zakupiłam nowe płótna, które aż prosiły się o jak najszybsze zamalowanie białego materiału. Wciąż pamiętam dzień, kiedy w złości zniszczyłam wszystkie dotychczasowe obrazy mojego autorstwa z podobizną Woods.

Poczęłam żałować tego impulsywnego uczynku jak tylko dowiedziałam się prawdy stojącej za chłopakiem, perfidnie obściskującym zielonooką przed budynkiem liceum. Nie liczyłam dokładnie, lecz osobliwa kolekcja, która skończyła jako podpałka do kominka liczyła kilkanaście malowideł.

Jedyna korzyść jaką niosły za sobą nieprzespane noce była taka, że mogłam w spokoju stworzyć zupełnie nową kolekcję od podstaw, której motywem przewodnim oczywiście była zielonooka. Współcześnie posiadałam o wiele więcej zdjęć z jej udziałem, które wyłącznie pobudzały moją wyobraźnię. Czasami tak bardzo skupiłam się na idealnym oddaniu jej piękna na płótnie, iż nie zauważyłam wschodzącego słońca za oknem, dopóki jego promienie nie drażniły moich przemęczonych gałek ocznych.

Póki co zdecydowałam się ukrywać portrety, które powstawały pod osłoną księżyca. Moja osobista muza także nie była świadoma o przyczynieniu się do powstania praktycznie całego zbioru obrazów. Od bardzo dawna nie posiadałam takiego natchnienia. Aczkolwiek, powstrzymywałam się jeszcze z ukazaniem ich dziewczynie. Wolałam najpierw dopracować wszelkie szczegóły.

Będąc już przy temacie brunetki, obecnie mogłam poświęcić dłuższą chwilę nad rozważaniem jej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Tok myślenia, że posiada identyczne odczucia względem mnie było głupie, wręcz żałosne. Wiedziałam o tym, lecz dopóki nie otrzymałam rzeczywistej odpowiedzi, posiadałam cichą nadzieję na surrealistyczną odpowiedź.

To było zbyt niemożliwe, by drażniły ją podobne koszmary, do których przebiegu akcji posiadałaby podejrzenia. Otrzymany wynik zasmucił mnie, jednakże szukając pozytywów stwierdziłam, że mogło być znacznie gorzej. Między innymi mogła zacząć uważać mnie za wariatkę. Jakby się nad tym zastanowić, jej wypowiedź była przemyślana. Po przetworzeniu jej słów setki razy w sumie przypadła mi do gustu. Na obecną porę była wystarczająca.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz