Rozdział 36

1.5K 124 51
                                    

Nie zaszłyśmy daleko. Zaledwie po przejściu kilkudziesięciu metrów rozsadziłyśmy się na pagórku, skąd miałyśmy idealny widok na nieboskłon. Odchyliłam się do tyłu, układając dłonie za plecami, aby móc podziwiać gwiazdozbiory w komfortowej pozycji. Clarke zdecydowała się na odrębną taktykę. Moje kolana posłużyły jej za poduszkę, takim sposobem również miała znakomitą panoramę przed oczami. Podziwiałyśmy nocny firmament w komfortowej ciszy, która w końcu została przerwana przez blondynkę.

- Jeszcze rok temu mogłam bezustannie wpatrywać się w nocne niebo jak dziecko w telewizor, a teraz jestem w stanie dostrzec jedynie oddalone, świecące obiekty. - Dosłyszałam smutek pomieszany z przygnębieniem w użytym przez nią tonie.

Odkrycie powodu zmiany jej podejścia było aż nazbyt łatwe. Większość smutków przez nią współcześnie odczuwanych miały swoje podłoże w nękających ją koszmarach. Najgorsze było uczucie bezsilności, to dobijało mnie doszczętnie. Starałam się pomóc albo doradzić dziewczynie w tej kwestii, lecz nie wiele mogłam zdziałać.

Rzadko kiedy coś mi się śniło. Zwykle widziałam jedną wielką, czarną plamę. W okresie dojrzewania miewałam koszmary, choć działo się tak sporadycznie. Tym bardziej nie spędzały mi snu z powiek przez kilka dni z rzędu. Jedyne, co mogłam zrobić to okazać jej swoje wsparcie.

- Mówienie, że to tylko obiekty na niebie, to tak samo jakbyś powiedziała, że jesteś tylko dziewczyną - wyjaśniłam, prostując kręgosłup. Oderwałam wzrok z gwiazd i pochyliłam się nad nią. Napotkałam lekko sfrustrowane wejrzenie.

- A nie jest tak? - dopytała szeptem, jakby bała się o załamanie głosu, wypowiadając go w normalnej tonacji. Przykryłam powierzchnię jej policzka wewnętrzną stroną dłoni. Nie pozwolę jej myśleć w taki sposób.

- W żadnym wypadku. Jesteś wszechświatem. - Przybliżyłam się na wystarczającą odległość do jej twarzy, by móc swobodnie odczuwać ciepły oddech na własnych wargach. Usta Griffin uformowały się w leniwy uśmiech. Poczułam jak jej dłoń, która nie wiadomo kiedy, znalazła się w tyle mojej głowy, zaangażowała bliższy kontakt naszych ust.

Bez zbędnych wstępów jej język penetrował moją jamę ustną. Za każdym razem, gdy nasze języki ocierały się o siebie drżałam niczym galareta. Czując jej bliskość uginały mi się nogi, równocześnie pewna siła ciągnęła mnie ku gwiazdom. To specyficzne odczucie było ciężkie do jednoznacznego zdefiniowania.

Tej nocy Clarke wielokrotnie rozpalała moje wnętrze. W skutek jej działań chmara motyli, licząca sobie kilkadziesiąt osobników szalała w moim podbrzuszu. Nasze języki poczęły swoistą walkę o dominację. Żadna z nas nie miała zamiaru ulec, co doprowadzało moje zmysły do kompletnej wariacji. Serce trzepało w mojej piersi niczym ptak na uwięzi.

Głównie ze względu na niedogodne warunki atmosferyczne byłam zmuszana odganiać od siebie pierwotne instynkty. Odsunęłam się na nieznaczną odległość, tłumacząc się brakiem powietrza, który powinien znajdować się w płucach. Tak naprawdę, zrobiłam to z zupełnie odmiennego powodu. Nie byłam pewna jak długo jeszcze tak wytrzymam. Napięcie seksualne między nami wzrastało coraz bardziej. Wspólnie stąpałyśmy po cienkim lodzie. Wystarczył zaledwie jeden niekompatybilny czyn, by znaleźć się w zimnej wodzie.

Blondynka chętnie skorzystała z okazji niewielkiego dystansu nas dzielącego i pocierała swoim nosem spokojnie o mój. Taki czyn, o ile się nie mylę posiadał swoją własną nazwę, jednakże nigdy wcześniej nie miałam z tym do czynienia, dlatego tę konkretne określenie było mi nieznane.

- Jesteś piękna. - Myśli samoczynnie przemieniły się w werbalne zdanie, nim zdążyłam się zorientować.

Z uśmiechem gładziłam kciukiem powierzchnię zarumienionych policzków. Widocznie musiałam ją nieco speszyć. Zachichotała uroczo, kiedy postanowiłam ułożyć niesforne kosmyki włosów, które opadały jej na twarz.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz