Rozdział 23

1.7K 152 12
                                    

Lexa POV

Rozpoczął się ostatni tydzień listopada - jesień dobitnie dawała znać o swojej obecności. Nawet najbardziej uparci wielbiciele lata, nie mogli jej już dłużej ignorować. Właściwie, od zawsze uwielbiałam tę porę roku, zdecydowanie była to moja ulubiona.

Korony drzew przybrały różnokolorowe barwy; rozpoczynając od żółtawych przez czerwone i zakończywszy na brązowawych liściach, które przez często wiejący z wielką siłą wiatr, zostały zmuszone do upiększania, a raczej zaśmiecenia chodników oraz ulic. Nie tylko starodrzewy zmieniły swój wygląd.

Woda w stawach oraz jeziorach nabrała szarego, smutnego koloru. Większość ludzi jesienią ogarnia smętek i przygnębienie, gdyż odlatuje zmysłowo ubarwione ptactwo, a zamiast nich pojawią się kruki. Generalnie, wszystko przyprawia człowieka o melancholijny nastrój.

Niektórzy mawiają, iż tylko jesienią tak naprawdę przeżywamy miłość, bowiem to wtedy mamy czas na skupienie oraz zadumę. Nigdy nie utożsamiałam tej pory roku z jakimkolwiek uczuciem, choć w najmniejszym stopniu zbliżonym do zakochania. Przypuszczam, że to przez moje wcześniejsze doświadczenia z tym związane, a właściwie jego brakiem.

Ja delektowałam się krajobrazem, który malował się na zewnątrz od ostatnich dni września do końca grudnia (bynajmniej astronomicznie) ze względu na podziw, uznanie. Tak, podziwiałam jesień za drastyczne zmiany jakich każdorazowo potrafiła dokonać, ponieważ moja osoba nie zawsze była do tego zdolna i wciąż nie jest.

Obserwowałam jak kolejny wyprany z intensywnej zieleni listek spada z gałęzi. Śledząc jego osowiały taniec na wietrze, konsekwentnie przeniosłam wzrok na dziewczynę, siedzącą przy moim boku.

Od emotywnej nocy upłynął mniej więcej miesiąc, nie to abym liczyła dokładnie. Do mnie wciąż dochodził realizm zdarzeń, mających miejsce pod koniec października. Każde, nawet najkrótsze muśnięcie warg Clarke, zdecydowanie bardziej upodabniało się do nieświadomego snu aniżeli rzeczywistości.

Przypuszczam, że nie jest wam obce uczucie, gdy wręcz desperacko czegoś pragniecie, a kiedy w końcu macie to tuż przed czubkiem własnego nosa, nie możecie w to uwierzyć. Szczypiecie się po ramionach w celu upewnienia się, iż nie jest to najlepsza drzemka jaka mogła się wam przytrafić, lecz autentyczne wydarzenia.

Mając już świadomość pragmatyczności sytuacji, najzwyczajniej wpatrujecie się w swoje największe pragnienie. Stać was tylko na obserwację, ponieważ praktycznie od zawsze do tego dążyliście, ale nigdy nie zastanawialiście się nad tym, co będzie, gdy cel zostanie osiągnięty, ponieważ było to nierealne do uzyskania. Brzmi znajomo?

Dlatego przypatrywałam się blondynce, znacznie częściej niż dotychczas. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnim razem byłam przepełniona euforią, w tak nieumiarkowanym stopniu. Szczery uśmiech formujący się na jej twarzyczce pocieszał mnie, był niczym balsam na wszelakie rany, te psychiczne jak i fizyczne. Przynosił ukojenie, znacznie szybciej oraz efektywniej od jakiegokolwiek leku przeciwbólowego.

Jak przystało na mnie, nie pozwoliłam szczęściu ogarniającym moje wnętrze, zobrazować się choć w minimalnym stopniu zewnętrznie. Nikt nie musiał wiedzieć o tym, co się dzieje obecnie w moim życiu. Tymczasem Griffin, znakomicie zdawała sobie ze wszystkiego sprawę, pomimo grobowego milczenia z mojej strony. Uwielbiałam w niej to; nie potrzebowałyśmy używać słów do zrozumienia się nawzajem.

Osobiście, uważam się za osobę skomplikowaną, jednak ona potrafiła czytać ze mnie niczym z księgi. Dzięki czemu, nie byłam zmuszana do nadmiernej długości monologów na konfidencjonalne tematy, których zwykłam unikać niczym ognia.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz