XXIII. Udanego wyjazdu część 1

2.5K 185 13
                                    


Udało się. Moi rodzice przekonali matkę Camili, aby pozwoliła im ze mną jechać. Miałyśmy możliwość spędzenia najlepszego weekendu w naszym życiu. Nawet sobie nie wyobrażacie jaka byłam wtedy szczęśliwa. Nie jestem w stanie tego opisać, to niemożliwe. To tak jakby nagle życie nabrało barw i znaczenia. Wiem jak to brzmi, ale tak właśnie było. Byłam w stanie pokochać cały świat. Spakowana byłam już dzień wcześniej i doskonale wiedziałam, że tamtej nocy nie zasnę. Być może gdyby była przy mnie i mogła mnie przytulić, udałoby mi się to. Ale to nie było możliwe. Kuzynka nadal u niej nocowała i najwidoczniej nigdzie się jej nie spieszyło. Nie wiedziałam czemu Camila jej nie lubi, ale wiedziałam dlaczego nie lubię jej ja. Odbierała mi ją, pozbawiała mnie czasu, który mogłam z nią spędzić. Samolubny, lecz wystarczający powód, prawda?
W szkole byłam nieprzytomna, ale nie przejmowałam się tym wcale. Dodatkowo miałam inne zmartwienia. Camila wydawała się równie nieobecna i dodatkowo smutna. Bałam się, że się rozmyśli, chciałam do niej podejść i zapytać co się stało, ale zabrakło mi odwagi. Miałam nadzieję, że wyjaśnimy to sobie wieczorem. Prawda jest taka, że nie rozmawiałyśmy wtedy ze sobą za wiele i tak naprawdę nie wiedziałam co się u niej dzieje, a przecież tak się o nią martwiłam. Idiotka, powinnam zawsze pytać, powinnam ją wspierać, nie powinna przechodzić przez to sama. Czasem naprawdę się zastanawiam dlaczego ktokolwiek chciał ze mną kiedykolwiek być. Byłam okropną dziewczyną.

Nie miałam jeszcze prawa jazdy, więc do dziadków miał nas zawieźć mój tata. Na szczęście tylko zawieźć i odebrać. Kochałam go, ale byłam pewna, że nie cieszyłabym się tak wyjazdem, gdyby miał spędzić weekend z nami. I myślę, że on to doskonale wiedział. Właśnie pakowałam swoje torby do bagażnika, kiedy na podjazd wjechał czarny samochód. Szeroki uśmiech pojawił się od razu na mojej twarzy, ale zniknął, kiedy zobaczyłam za kierownicą Sinuhe. Patrzyła na mnie tym swoim nienawistnym, lodowatym spojrzeniem. Czułam się jakby wbijała mi nim szpilki. Po plecach przebiegł mnie zimny dreszcz. Nigdy wcześniej nie napawała mnie strachem, ale wtedy naprawdę się jej bałam. Oprzytomniałam, kiedy usłyszałam krzyk i zrozumiałam, że to Sofia biegnie na spotkanie ze mną. Zapomniałam o kobiecie za kierownicą i uśmiechnęłam się szeroko, biorąc dziewczynkę na ręce i całując w czoło na przywitanie.
- Cześć, mała – szepnęłam, przytulając ją do siebie mocno.
- Nie mogę się doczekać – powiedziała podekscytowana i prawdopodobnie mówiła coś jeszcze, lecz przestałam ją słuchać. Zobaczyłam jak Camila wysiada z samochodu. Podeszła do okna matki, która jej coś powiedziała. Ta potulnie kiwnęła głową i dostając od kobiety całusa w policzek, cofnęła się kilka kroków, aby samochód mógł swobodnie wyjechać. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął z jej pola widzenia. Dopiero wtedy odwróciła się do mnie i wiedziałam, że wcześniej płakała. Bez zastanowienia odłożyłam Sofie na ziemię i podeszłam do brunetki, przytulając ją do siebie. Chwilę się wahała, ale odwzajemniła uścisk, a ja wiedziałam, że będziemy musiały później poważnie porozmawiać.

- Ona naprawdę musiała z nami jechać? – spytałam słysząc szczekanie Tori, której najwidoczniej nie podobało się siedzenie w klatce, w której została zamknięta.
- Oczywiście. Ty przyniosłaś do domu tego psa, więc chyba nie myślałaś, że teraz sobie pojedziesz i zostawisz go na naszej głowie? Poza tym dzwoniłem do dziadka, zostawisz go tam – odpowiedział ojciec, oglądając się na mnie przez ramie.
- To suczka – poprawiłam go.
- Wszystko jedno – uśmiechnęłam się pod nosem. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że wreszcie pozbędę się jej i problemów z nią związanych, a z drugiej będę tęsknić, Camila jeszcze bardziej. Spojrzałam na nią, ale to jasne, że wtedy miała inne zmartwienia i nie przejmowała się zwierzakiem. Mimo wszystko musiała to zrozumieć, teraz i tak nie miałaby czasu, aby się nim opiekować.

Nie mogłam z nią porozmawiać w drodze, ponieważ mój tata był blisko, a nie chciałabym, aby słuchał. I z pewnością nic by mi przy nim nie powiedziała. Tori po jakiejś godzinie wreszcie ucichła i zaintrygowana tym faktem, aż zerknęłam do niej czy aby na pewno jeszcze żyje. Żyła i spała. Muszę przyznać, że również byłam zmęczona, miałam za sobą nieprzespaną noc. Najwidoczniej Camila także, bo chwilę po tym jak oparła głowę o moje ramię, usnęła. Spojrzałam na Sofii, która była niezwykle zaintrygowana krajobrazem za oknem. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jechaliśmy w ciszy i sama nie wiem, kiedy mnie samą zmorzył sen. Obudziłam się, kiedy byliśmy już na miejscu. Słyszałam w oddali czyjeś głosy i chciałam się podnieść, wtedy poczułam jakiś ciężar z mojej prawej strony. Odwróciłam się i zauważyłam śpiącą dalej brunetkę. Nie zamierzałam jej budzić, więc pozostałam w tej pozycji, starając się dosłyszeć głosy z zewnątrz. Nie potrafiłam rozróżnić poszczególnych słów. Byłyśmy same w aucie, a gdzieś w pobliżu ojciec rozmawiał z babcią. Tyle wiedziałam. Jeszcze raz spojrzałam na dziewczynę i powoli odpięłam zarówno jej pas jak i swój, aby było nam wygodniej. Skorzystała z okazji i już po chwili leżała na moich udach, śpiąc dalej. Nie mogłam jej obudzić, wyglądała na taką kruchą, niewinną, delikatną i spokojną. Bałam się, że kiedy się obudzi znów zobaczę smutek w jej oczach. Wzięłam więc koc leżący z tyłu i przykryłam ją ostrożnie. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich tatę. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Przeniosłem już wasze bagaże. Sofii bawi się w sadzie, a dziadek i babcia już na was czekają – spojrzałam na Camile i powiem szczerze, że nie wiedziałam co teraz robić. Ojciec jakby czytając mi w myślach, uśmiechnął się i zaproponował – Przenieść ją do pokoju? – pokiwałam głową.
- Tak, niech sobie pośpi. Coś mi się wydaje, że miała za sobą ciężką noc – szepnęłam, zakładając pojedynczy kosmyk włosów opadających jej na policzek za ucho. Po chwili już jej przy sobie nie miałam. Ojciec wziął ją na ręce, jakby nic nie ważyła i jak zwykle był przy tym niezwykle delikatny, jakby miał w swoich ramionach małe dziecko. To było urocze. Wyszłam z samochodu i podążyłam za nimi, lecz zatrzymałam się już w kuchni, kiedy zauważyłam babcie czekającą w drzwiach. Podbiegłam do niej szybko i przytuliłam mocno. Tata podążył w innym kierunku, schodami do góry, do pokoju gościnnego.
- Bardzo za tobą tęskniłam – wyszeptałam jej do ucha. Odsunęła mnie od siebie, chwytając za ramiona i przyglądając mi się przez chwilę.
- No nie wyglądasz tak źle, ale z pewnością jesteś głodna po podróży. Siadaj, zaraz odgrzeję ci obiad. I też za tobą bardzo, kochanie, tęskniłam – powiedziała, jeszcze raz mnie mocno przytulając i nie czekając na moją odpowiedź, pochodząc do kuchenki i szukając czegoś w garnkach.
- Nie jestem głodna, babciu – powiedziałam cicho – Ale jestem trochę zmęczona, więc zaraz też się położę – tak naprawdę chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się obok Camili.
- Dziecko, musisz coś zjeść.
- Później, babciu – przekonywałam ją.
- Nie zmuszaj jej do jedzenia, jeśli nie chce – usłyszałam za sobą tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam dziadka z poważna miną, którą nosił praktycznie przez cały czas, mimo iż był bardzo miłym i pomocnym człowiekiem. Przede wszystkim jednak był rzeczowy i rzadko kiedy sobie z czegoś żartował. Wiedziałam za to, że zawsze mnie wysłucha, nie będzie oceniał, pomoże jeśli będzie mógł. I nie, nie zamierzałam mu się zwierzać ze swoich problemów sercowych. W żadnym razie. Babcia podchodziła do spraw bardziej emocjonalnie, ale również wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Przytrafiła mi się wspaniała rodzina.
- Dziadku! – krzyknęłam, biegnąc do niego i przytulając się mocno.
- Nie spieszyło ci się z wizytą do starych, schorowanych dziadków – powiedział, choć wiedziałam, że nie miał do mnie o to żalu, ani pretensji.
- Przepraszam, miałam sporo na głowie – odsunęłam się od niego, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Nie wątpię – pogładził ręką lekko moje włosy. W tym momencie do kuchni wszedł mój ojciec, podchodząc od razu do dziadka i życzliwie ściskając mu rękę.
- Jak to jest, synu, że przywozisz nam swoje dzieci, a sam nigdy nie zostajesz? – spytał starszy z mężczyzn.
- Myślę, że to już nie ten wiek, w którym moje dzieci życzą sobie, abym zostawał z nimi. Ale obiecuję ci, że tutaj jeszcze nie raz przyjadę i następnym razem zostanę na dłużej. Poza tym mam nadzieję, że sam jesteś w stanie ich przypilnować. Całkiem dobrze się trzymasz.
- Dziękuję. Ale może następnym razem to my przyjedziemy do was, co?
- Zawsze jesteście u nas mile widziani – uśmiechnęli się, choć wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że dziadkowie nie przyjadą do nas w najbliższym czasie, o ile w ogóle kiedykolwiek przyjadą. Nie zostawią gospodarstwa, ich dobytku bez opieki na dłużej. Jest tu zbyt wiele istot żywych, które potrzebują ich pomocy.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają i przez chwilę myślałam, że to Camila się obudziła i idzie do nas. To było niedorzeczne, ponieważ ktoś wszedł przez drzwi wejściowe, a Camila była w pokoju gościnnym. Nie musiałam długo czekać, aby zobaczyć Sofii, która podbiegła z szerokim uśmiechem na ustach, niosąc w ręce kwiaty, które wyciągnęła w moją stronę. Kucnęłam przed nią i uśmiechnęłam się ciepło.
- To dla mnie? – spytałam, wskazując na rośliny trzymane w jej rękach. Były to zwykłe rośliny polne, jakie znalazła w pobliżu domu.
- Tak, podoba ci się?
- Jest piękny, dziękuję – pocałowałam ją delikatnie w czoło, po czym zabrałam bukiet i wstałam.
- Pójdziemy się pobawić?
- No nie wiem, jestem trochę zmęczona i wolałabym się przespać...
- Proszę, Lolo – przerwała mi. Westchnęłam i pokiwałam głową. Muszę się nauczyć odmawiać temu dziecku.
- Włożę tylko kwiatki do wazonu – uśmiechnęłam się i spojrzałam na babcię, która pokazała mi, abym przekazała jej bukiecik, którym na pewno się zajmie. Zrobiłam tak jak chciała i już po chwili byłam z dziewczyną w sadzie, gdzie było kilka atrakcji dla dzieci, wybudowanych jeszcze w czasie, kiedy wraz z Chrisem byliśmy mali i przyjeżdżaliśmy tutaj, korzystając z nich. Właściwie moja zabawa z Sofią polegała głownie na tym, że pilnowałam dziewczynki, podczas gdy ona korzystała z atrakcji lub bawiła się z Tori, której również się tu spodobało. Czasem ją goniłam, rozśmieszałam ją, gilgotałam. Wszystko, aby dobrze się tu czuła i mile wspominała wyjazd. Zabawa z nią również sprawiała mi przyjemność, traktowałam ją jak młodszą siostrę.
- Ulepimy zamek z piasku? – spytała, siadając w piaskownicy. Bez zastanowienia pokiwałam głową i usiadłam obok niej, nie przejmując się tym, że piasek będzie przyklejać się do moich ciuchów. Robiło się już ciemno i coraz zimniej, więc miałam na sobie zwykłe jeansy i bluzę, czyli podobnie jak Sofia, z tą różnicą, że ona miała na sobie uroczy, dziecięcy sweterek. Właśnie lepiłam jedną z wież, kiedy poczułam czyjeś ciało napierające na moje plecy. Nie musiałam się długo zastanawiać, aby domyślić się kto to. Od razu uśmiech wkradł się na moje usta. Camila oparła głowę o moje ramię i przytuliła się do mnie od tyłu.
- Czemu mnie nie obudziłaś? – spytała, szepcząc w moje ucho. Po moich plecach przeszedł dreszcz, ale starałam się brzmieć jak najbardziej normalnie, nie pokazywać jej jak na mnie działa.
- Nie mogłam. Wyglądasz słodko, kiedy śpisz – mogę się założyć, że uśmiechnęła się, choć nie mogłam tego zauważyć. Nie odzywałyśmy się przez jakiś czas, w którym zajęłam się dalej lepieniem zamku. Sofia nie zwracała na nas w ogóle uwagi, tak jakbyśmy zachowywały się najnormalniej na świecie. Chciałabym wierzyć w to, że kiedy nadejdzie czas wszyscy będą zachowywać się podobnie – Tata już pojechał? – spytałam, przerywając cisze.
- Nie, rozmawia z twoimi dziadkami. Co robicie? – zapytała, zwracając się głównie do Sofii.
- Lepimy zamek, chcesz z nami?
- No pewnie – odpowiedziała, odsuwając się ode mnie i siadając obok, również zabierając jakieś wiaderka i przybory, które mogą się przydać. Siedziałyśmy zajmując się pracą i nie rozmawiając ze sobą, przez dość długi okres czasu. Tym razem ciszę przerwała Sofia.
- Podoba mi się tutaj. Przyjedziemy tutaj jeszcze kiedyś? – to ten moment, w którym zauważyłam, że spojrzenie brunetki blaknie, a ona na nowo starała się ukryć smutek, który dla mnie był tak oczywisty do zauważenia. Znałam jej odpowiedź. Coś wydarzyło się w domu, jej matka więcej ich tutaj nie puści, a na pewno nie Camile. I przeklinałam życie za to jak niesprawiedliwe jest. To wszystko nie powinno się odbijać na niewinnym dziecku. Nigdy nie powinnyśmy do tego dopuścić.
- Oczywiście, mała – odpowiedziałam, zanim zdążyła zrobić to Camila. Nie wiem czy była mi za to wdzięczna. Nie wiedziała co odpowiedzieć, ale nie chciała okłamywać siostry i robić jej niepotrzebnych nadziei, wiedząc, że nie można dotrzymać obietnicy. Ale to nie są niepotrzebne nadzieje. Obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, przywiozę tutaj Sofie jeszcze kiedyś. Nie dotrzymałam obietnicy. Tak wiele osób w tamtym czasie zawiodłam, nie mogę sobie tego wybaczyć.

Bittersweet memories // camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz