XXV. Prawda wyszła na jaw

2.1K 187 24
                                    


Przyswojenie tej informacji zajęło mi chwilę. Nie chciałam wierzyć w to, co napisała mi dziewczyna. Z drugiej strony nie napisała nic konkretnego, może ja to źle interpretuję? Próbowałam się do niej dodzwonić i dowiedzieć. Niestety nie odbierała, ani nie odpisywała na sms'y, co stresowało mnie jeszcze bardziej. Nie potrafiłam wysiedzieć na miejscu i się uspokoić, dlatego nie zastanawiając się za wiele nad tym co robię, wybiegłam z domu. Słońce zaczynało dopiero budzić się do życia, kiedy biegłam przez pogrążone w śnie ulice, aby jak najszybciej znaleźć się przy osobie, którą kochałam. Chciałam mieć pewność, że nic jej nie grozi. Chciałam usłyszeć, że to głupi żart albo że wszystko będzie dobrze, chociaż wiedziałam, że te słowa wypowiedzieć muszę ja. Strach, lęk, zdenerwowanie przyćmiło mi wszystko inne, dlatego nie zwróciłam uwagi na chłopaka, obok którego przebiegłam, póki ten się nie odezwał. Gwałtownie się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę.
- Gdzie się tak śpieszysz o tej godzinie? – stałam twarzą w twarz z Austinem. Nie widziałam go już jakiś czas. Chłopak wyglądał lepiej. Był bardziej zadbany, miałam wrażenie, że nawet stał się bardziej umięśniony. Zniknęły worki pod oczami, od ciągłego imprezowania. Przestał być rozkojarzony, ale mogłam dostrzec, że ręce mu się jeszcze lekko trzęsły. Z pewnością winą za to można obarczyć narkotyki lub nerwy, mimo iż wydawało się, że teraz o nic nie musi się martwić. Rodzice nie ufali mu już, więc o większość troszczyli się oni. Przestał się garbić, wydawał się wyższy i bardziej pewny siebie. Chociaż pytanie zostało zadane z uśmiechem i miłym tonem, na moich plecach poczułam ciarki. Uśmiech nie odbijał się w jego oczach, wydawały się zimne, złowieszcze. To dziwne, ale bałam się ich.
- Muszę coś załatwić – odparłam najbardziej spokojnie jak tylko potrafiłam.
- Zimno, co? – potarł rękami swoje ramiona i spojrzał w niebo.
- Tak trochę – przyznałam.
- Ale ty chyba się już przyzwyczaiłaś.
- Co masz na myśli?
- Te twoje conocne eskapady z dziewczyną – kolejny dreszcz – A noce nie są najcieplejsze. – otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, aby móc lepiej mu się przyjrzeć. Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmieszek. Przyglądał mi się z źle skrywaną satysfakcją.
- O czym ty mówisz?
- Och, Lauren. Nie rób z nas wszystkich idiotów. Dlaczego ty zawsze musisz uważać się za lepszą od innych? Lubisz wodzić wszystkich za nos, co?
- Naprawdę nie mam pojęcia o czym ty mówisz – powiedziałam, czując narastającą złość.
- Przekonasz się – jeszcze jeden denerwujący uśmiech.
- Co zrobiłeś?
- Ja nic. To wszystko jest jedynie winą twoją i Camili. Wybrałyście taką drogę, liczcie się z konsekwencjami.
- Masz ubaw, co? – mimo, że nadal nie wiedziałam co się wydarzyło, byłam już pewna, że chłopak miał w tym swój udział, co denerwowało mnie jeszcze bardziej – Po co to robisz?
- Ponieważ to zabawne – odpowiedział ze śmiechem.
- Jakoś się nie śmieję – pokręciłam głową. Nie miałam ochoty na prowadzenie z nim żadnej dyskusji, dlatego odwróciłam się na pięcie i już chciałam ruszyć w stronę domu Camili, kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
- Nie spieszyłbym się tak na twoim miejscu. Kiedy ostatni raz widziałem Sinu chciała cię zabić – nie odwróciłam się i zaczęłam biec. Nie dałam mu tej satysfakcji, nie pozwoliłam się sprowokować. Tego oczekiwał, chciał ze mnie zadrwić. Pobawić się kosztem moim i Camili. A ja rozumiałam dlaczego. Wyglądał lepiej, ale był nieszczęśliwy. Coś w środku niego już dawno umarło, a obwiniał o to brunetkę. Przez nią jego rodzice dowiedzieli się, że nie mają idealnego syna. Być może on wtedy też się tego nauczył.

Na miejscu byłam po kilku minutach. Stanęłam przed drzwiami i dopiero wtedy zrozumiałam jak się denerwuję. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się, że za niedługo wyskoczy mi z klatki piersiowej. Nie byłam nawet pewna co mam powiedzieć, jak zareagować i czego się spodziewać. Jej matka nie lubiła mnie już od jakiegoś czasu, teraz musiała mnie nienawidzić. Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić i wtedy doszło do mnie coś jeszcze. To nie jest możliwe, ponieważ nie o siebie się martwię. Nie boję się co Sinu może mi zrobić, powiedzieć. Bałam się jedynie o jedną osobę. Osobę, która teraz siedziała zamknięta w tym domu, sama, a ja nawet nie miałam pojęcia co się tam mogło wydarzyć. Nie byłam w stanie się uspokoić. Nie, dopóki nie zobaczę, że nic jej nie jest. Drżącymi dłońmi zapukałam, czekając na swój wyrok. Z domu nie dobiegały żadne dźwięki, jakby wymarł. Niemożliwe, żeby wyprowadzili się. Nie zabrałaby jej ode mnie tak szybko, prawda? Tym razem nacisnęłam dzwonek do drzwi, coraz bardziej niecierpliwa. Poczułam lekką ulgę, kiedy usłyszałam zbliżające się kroki. Pojawił się cień nadziei. Kolejny, że to właśnie Camila otworzy drzwi, spojrzy na mnie i uśmiechnie się, tak jak tylko ona potrafi się uśmiechać, zanim rzuci mi się w ramiona. To byłoby zbyt piękne. W drzwiach stanęła Sinuhe, patrząc na mnie swoim zwyczajnym lodowatym wzrokiem. Tym razem błysła w nich nienawiść.
- A to ty. Myślałam, że domyśliłaś się, że nie jesteś mile widziana w tym domu. Ale nigdy nie byłaś zbyt inteligentną dziewczyną – powiedziała na początku dość spokojnie.
- Muszę zobaczyć się z Camilą.
- Nie! – wtedy ujrzałam ten gniew, którym była przepełniona – Nigdy więcej nie zbliżysz się do mojej córki, rozumiesz?! Coś ty jej zrobiła, przebrzydła, mała zdziro! – w jej oczach dostrzegłam łzy, a może to były moje własne? – Jak śmiałaś pokazywać się tu po tym wszystkim? Jeszcze raz jej dotkniesz to cię zniszczę, czy to jasne?!
- Nie, pani nic nie rozumie – w tamtym momencie byłam już zalana łzami. A więc jednak to prawda. Nie ma nadziei. Wszystko przepadło. – Ja ją kocham – wyszeptałam szlochając.
- Nie waż się tak przy mnie mówić. To wszystko twoja wina, to przez ciebie taka jest – podeszła do mnie, chwytając mnie mocno za włosy. Wstrzymałam powietrze, a widok przed oczami zaczął mi się jeszcze bardziej rozmazywać. To naprawdę zabolało.
- Zostaw ją! – usłyszałam czyjś krzyk i kroki. Ktoś biegł. Otworzyłam oczy, które instynktownie zamknęłam i dojrzałam Camile. Również była cała zapłakana. Wyglądała fatalnie, byłam pewna, że płakała już od jakiegoś czasu. Pobiegła do nas i chciała oderwać swoją matkę ode mnie. To wszystko działo się tak szybko. Sinu krzyczała, że ma się nie zbliżać, ale dziewczyna jej nie słuchała. Chwyciła matkę za rękę, chcąc ją ode mnie odciągnąć. Ta sama ręką w sekundę przecięła powietrze uderzając z całej siły w twarz córki. Camila z bólu jak i pewnie szoku, upadła na podłogę. To była chwila, ale zdążyłam dojrzeć jej zaczerwieniony policzek i coraz więcej łez. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że uścisk zelżał, a po chwili nic mnie już nie trzymało. Nie byłam w stanie się ruszyć, a kiedy chciałam drzwi zaczęły się zamykać. Zerwałam się, ale było już za późno. Drzwi się zamknęły, odgradzając mnie od miłości mojego życia. Popadłam w jeszcze większą rozpacz. Osunęłam się po ścianie i usiadłam na zimnej kostce. Podsunęłam kolana pod brodę, schowałam głowę w ręce i zaczęłam płakać tak jak jeszcze nigdy.

Bittersweet memories // camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz