Scott, Tyler

451 39 5
                                    

[większość tego rozdziału została napisana o 2am, więc wybaczcie, jeśli coś jest nielogiczne ;-;]

Obudziłem się z chyba największym bólem pleców, jaki kiedykolwiek miałem. Czułem, jakby każdy z kręgów równocześnie płonął i uderzał o coś twardego. Rozcierając kark otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu,  w którym spałem. No tak, wyjaśniło się. Najwyraźniej zasnąłem oparty częściowo o bok kanapy, a częściowo na podłodze. Z trudem wstałem, zastanawiając się, jakim cudem wytrzymałem tak całą noc. Spojrzałem na mebel, który spowodował ten ból i nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Najwyraźniej nie tylko ja zasnąłem w niewygodnej pozycji. Mitch leżał z nogami położonymi na oparciu kanapy, głową zwisającą przy samej podłodze, a rękami rozłożonymi na wszystkie możliwe strony. Tyler z kolei był  zwinięty w samym rogu mebla z kolanami pod brodą. Nie chcąc ich budzić, poszedłem  w stronę kuchni zobaczyć, czy Tam przygotował coś na śniadanie. Niczego nie znalazłem, więc wzruszywszy ramionami usiadłem przy stole i zacząłem rozmyślać nad rozwiązaniem sytuacji z wczoraj.  O co chodzi z tym... chwila, jak miał na imię? James? Jack? Jakoś tak. Trzeba ustalić jakie są przyczyny jego zniknięcia i gdzie mógł się udać. Ale skoro Tyler sprawdził wszystkie możliwe opcje, to co mamy jeszcze do roboty? Czemu ze wszystkich osób, którym mógł zawracać głowę wybrał nas?

- Czy tylko mnie tak bolą plecy? - podskoczyłem jak oparzony, kiedy zauważyłem za sobą Mitcha - Co tu robisz tak wcześnie?

- Wcześnie? - zdziwiłem się. Tak właściwie, to nawet nie sprawdzałem, która jest godzina.

- Scott, jest za dziesięć piąta - odparł zrezygnowany. To by wyjaśniało brak śniadania.

- A no tak, sorry.  Zasnąłem w niewygodnej pozycji i słabo spałem.

Pokiwał głową i usiadł obok mnie przy blacie. Włosy miał zmierzwione a pod oczami wielkie wory. Mimo to, było dużo lepiej w porównaniu do tego, jak wyglądał  przy naszym pierwszym spotkaniu.

- Myślałeś już o... Jamesie? Czy jak mu tam - zacząłem.

- Joshu - poprawił mnie - Tak, ale niczego nie mogę wymyślić.

- Skoro Tyler sprawdził wszystkie miejsca... Nie wiem, gdzie mógłby się jeszcze znaleźć.

- Może źle go szukał - stwierdził, przeciągając się.

- Może Jack nie chce, żebyśmy go znaleźli? 

- Josh - westchnął Mitch - I możesz mieć rację. Chłopak najwyraźniej ma jakieś problemy.

- Zastanawiam się tylko, dlaczego Tyler przyszedł z tym do nas - powiedziałem, już trochę poirytowany całą sytuacją.

- Co masz na myśli? 

- Mam na myśli, że jakiś obcy facet zawraca nam głowę swoim niezrównoważonym emocjonalnie chłopakiem, zamiast wymyślić coś samemu albo zgłosić to na policję czy coś.

- Na prawdę? - Mitch wstał. Widziałem po nim, że jest rozczarowany.

- Co? - zdziwiłem się.

- Na prawdę to masz do powiedzenia? Gdzie miał pójść? Może nie ma nikogo, tak jak ja! Wypruwał sobie żyły starając się pomóc osobie, która tyle dla niego znaczy, a ty nie jesteś w stanie ruszyć dupy i mu chociaż trochę pomóc? Nie wszyscy mają takie życie, jak ty!

Nic nie odpowiedziałem. Zauważyłem już, że Mitch gdy jest wkurzony nigdy nie krzyczy, nawet nie podnosi głosu. Wszystko jest na jednym tonie, może nawet ciszej niż gdy mówi. Ale wierzcie lub nie, to jest gorsze niż gdyby darł się na cały dom. Coś w tym tonie sprawia, że od razu zaczynasz się zastanawiać czy to przypadkiem on nie ma racji. 

scomiche. PrzeciwieństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz