Mitch, 2

412 44 12
                                    

-Nie! - Mitch podniósł się, pokazał w kierunku barierek i powtórzył - Ktoś tam jest!

Patrzyłem się na nich zdezorientowany. Czy oni go nie widzą? Idealnie po przeciwnej stronie stała wysoka postać w płaszczu, tak samo jak my ociekająca wodą. Miałem ochotę krzyknąć jeszcze głośniej, powiedzieć Tylerowi, że do cholery, ktoś tam jest. Ale mój nieprzyzwyczajony do tak częstego używania głos ugrzązł mi w gardle, pozostawiając tylko nadzieję, że ktoś go wreszcie zauważy. Spojrzałem z nadzieją na stojącego obok Scott'a, deszcz spływał po jego blond włosach, które oblepiły jego głowę. Mimo tego nadal wyglądał jak anioł, za którym tęskniłem mimo tego, że stał zaraz obok mnie. Wiedziałem, że mu na mnie zależy, ale podświadomość cały czas podpowiadała mi, że nie mogę z nim być. Nie mogę zepsuć kolejnej rzeczy, nie mogę upaść jeszcze o ten jeden raz za dużo. 

Z zamyślenia wyrwał mnie Tyler, który wstał, wreszcie zauważając osobę na przeciwko. Wysunął do przodu głowę, jakby starając się dojrzeć, kto to jest. Jego ciężkie od deszczu rzęsy opadały mu na oczy, zwężając mu zapewne pole widzenia. Postąpił więc kilka kroków do przodu, po czym stanął w miejscu, twarz pełna przerażenia. Nie zajęło mi długo, żeby upewnić  się, kto stoi po drugiej stronie. Ale tak samo jak Tyler stałem jak zamrożony, jakby moje stopy zostały wtopione w fundamenty mostu. Scott jako jedyny się otrząsnął i ruszył w stronę majaczącej w deszczu sylwetki, zapewne wołając coś w jej kierunku, jednak szum deszczu i moje wewnętrzne odrętwienie ogłuszyły mnie doszczętnie. Mogłem tylko patrzeć, jak człowiek, który spokojnie mógłby teraz być na bankiecie z największymi gwiazdami Hollywood, albo pozować do zdjęć na okładkę do jakiegoś magazynu, biegnie przez betonowy most w największej ulewie w tej okolicy od co najmniej kilku lat, tylko dlatego, aby uratować kogoś, kogo nawet nie zna. Kogoś, kto jest bliski ledwo znanej mu osobie. A ja jestem tu z nim i mimo, że czuję odrętwienie, nic nie słyszę i nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa,  głowa boli mnie od uderzających we mnie kropel, a nogi odmawiają posłuszeństwa z bólu i zmęczenia, czuję, że moje serce rozgrzewa mnie od środka, na samą myśl o nim. I tak jakby pompując krew, razem z nią rozprowadzało po moim organizmie uczucie, o którym zawsze marzyłem.

Powróciłem do rzeczywistości widząc, że Tyler pobiegł za Scott'em, rozmawiającym teraz z człowiekiem z mostu. Podszedłem do nich, starając się zignorować ból i go zobaczyłem. Tego chłopaka, o którym opowiadał. Miał czerwone, mokre teraz od kropel włosy, kolczyki w uszach i nosie i kolorowy tatuaż na ramieniu. Miał na sobie czarny, długi t shirt i czarne spodnie, ale nie byłem w stanie skupić się na jego twarzy, głównie przez to, że zaraz zasłoniła mi ją głowa Tylera, jego ramiona zaciśnięte dookoła torsu Josh'a. Poczułem przez chwilę ukłucie zazdrości, ale zaraz otrząsnąłem się i spojrzałem na Scott'a, który się uśmiechał, więc też się uśmiechnąłem. Udało się.

**

Weszliśmy w milczeniu do apartamentu, zamykając za sobą drzwi i odwieszając zupełnie przemoczone płaszcze. Po drodze podrzuciliśmy chłopaków do ich mieszkania, a Tamashi pojechał do swojej dziewczyny, jak nam powiedział, więc, wysuszywszy włosy, usiedliśmy na kanapie. Moje ubranie było przemoczone, ale nie miałem siły go zmieniać. Położyłem się, rozciągając nogi, żeby nieco odpocząć, a Scott wstał tylko po to, żeby zrobić nam gorącej czekolady. Kiedy napój był gotowy, usiadł obok, przesuwając moją głowę na jego kolana. Poczułem, jak moje policzki płoną, ale zignorowałem to. Wreszcie byłem spokojny. 

- Co chcesz robić? - odezwał się w końcu, przerywając ciszę. Pociągnąłem łyk mojej czekolady, podnosząc się. 

- Zabrzmiałeś jak na jednym z tych niezręcznych spotkań w podstawówce, kiedy po raz pierwszy przychodzi się do czyjegoś domu - stwierdziłem, na co on się uśmiechnął.

- Obejrzyjmy Sherlocka - zaproponował.

- Sherlock? Czytałem kilka książek o nim - przypomniałem sobie.

- To musisz zobaczyć serial! - prawie krzyknął, po czym uruchomił nagranie w telewizorze. 

Odcinek się zaczął, a mój umysł został pochłonięty przez problemy londyńskiego detektywa i jego asystenta, odciągające mnie z dala od moich własnych. Podobało mi się to. 

Ale kiedy Sherlock tłumaczył, jak doszedł do tego, kto był zabójcą kobiety w różu, poczułem coś ciepłego na mojej dłoni. Przez chwilę nie reagowałem, ale potem potem mój wzrok powędrował w tamtą stronę, a ja zorientowałem się, że Scott trzyma mnie za rękę. Chciałem zabrać moją, iść za głosem, który mówi, że powinienem się trzymać z daleka, na dystans, ale wtedy uświadamiam sobie, że nie, nie chcę. Nie chcę zabierać dłoni. I chociaż jeszcze sobie z tego nie zdaję sprawy, znów zaczynam spadać.

Jednak zanim znów znajdę się w moim świecie pełnym problemów, zmęczenie ogarnia mnie na tyle, że zasypiam z głową na jego ramieniu, pierwszy odcinek Sherlock'a lecący w tle.

___

hei hei!!

przepraszam, że nie udało mi się napisać rozdziału wtedy, kiedy to obiecywałam, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że miałam zbyt dużo własnych problemów.

następny będzie dłuższy i już niedługo, tym razem na prawdę :33

co myślicie? wyszłam z wprawy przez wakacje, czy nie jest tak źle..?

scomiche. PrzeciwieństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz