Rozdział II

993 103 33
                                    


D'Qar była zieloną, tętniącą życiem planetą, położoną w układzie Ileenium na Zewnętrznych Rubieżach galaktyki. Porastające ją drzewa należały do jednych z najwyższych znanych gatunków. Stanowiły przepiękny cud natury, który aktualnie powoli karczowany był przez Ruch Oporu. Na tej bowiem planecie jego członkowie postanowili utworzyć swoją bazę i powoli ją rozbudowywali. Powstańcy nie mieli litości. Albo drzewa, albo oni! Wybór był więc jasny. Na D'Qar nie zdążyło rozwinąć się inteligentne życie, lecz teraz, dzięki ludziom, którym przewodziła Leia Organa (córka samego Dartha Vadera, która zdecydowała się nie iść w ślady ojca, oraz bliźniacza siostra ostatniego Jedi – Luke'a Skywalkera), pod niebem urokliwej planety panował ciągły ruch oraz nieustający harmider.

Generał Organa, starsza kobieta o wiecznie skrzywionym wyrazie twarzy, siedziała właśnie przy swym zaimprowizowanym biurku, raz po raz przesuwając z miejsca na miejsce arkusze flimsiplastu. Denerwowała się, i choć bardzo stała się to ukryć, nie potrafiła. Rankiem otrzymała wiadomość, że jej starszy syn... Jej największa duma oraz radość – Jacen – został zamordowany. Może niepotrzebnie odesłała go do znajomej na Hapes, gdy był dzieckiem? Może niepotrzebnie ukrywała przed nim, że ma młodszego brata? Może nie powinna była rozdzielać chłopców? Tyle tych „może"... A przecież wszystkie działania Leii miały na celu jedynie dobro jej synów! Rozdzieliła ich, nie wiedzieli o swoim istnieniu, ale wszystko to zrobiła z myślą o nich! Uważała, że w ten sposób zapewni im bezpieczeństwo. Cóż, jak się jednak okazało, nic z tego. Jacen nie żył, a Ben stał się tym dziwadłem w czarnych sukienkach, bawiącym się zabójczo ostrym panelem jarzeniowym...

Kobieta westchnęła ciężko. Obrzuciła wzrokiem obskurną kwaterę, w której przyszło jej tkwić. Zawalona była różnego rodzaju sprzętem oraz częściami do X-wingów i innych statków, bronią, zasobnikami energii... Jednym słowem, znajdowało się tutaj wszystko. Z ogromnym trudem, ale wreszcie udało jej się wygospodarować tutaj choć skrawek wolnej przestrzeni, na którym ustawiono drewniany stół oraz dwa niewielkie (i bardzo niewygodne!) krzesełka. Na środku stołu stał termos, napełniony świeżo zaparzonym, gorącym kafem, oraz dwa obtłuczone, lepiące się kubki, które od co najmniej kilku miesięcy musiały bardzo mocno tęsknić za wodą oraz jakimkolwiek środkiem czyszczącym. Leia ledwo zwracała na nie uwagę, świdrując stalowym spojrzeniem swych brązowych oczy młodą kobietę, która siedziała na wprost niej, nonszalancko zarzuciwszy na blat biurka nogi w ciężkich, czarnych buciorach, które ozdobione były krwistoczerwonym wzorem, wyglądającym jak płomienie. Oprócz butów, które zdecydowanie najbardziej rzucały się w oczy, dziewczyna miała na sobie tylko lekko połyskliwy kombinezon, również w czerwonym kolorze oraz czarny pas z bronią, który luźno zwisał na jej wąskich biodrach. Była chuda jak patyk i, biedna, nie mogła za bardzo pochwalić się kobiecymi krągłościami. Jej włosy również jakoś wyjątkowo nie dodawały młodej łowczyni nagród urody – były brązowe, długie i aktualnie związane w warkocz. Za to, co Leia musiała przyznać, miała całkiem ładne oczy. Były one błękitne i przywodziły na myśl bezchmurne niebo. Zdecydowany brak urody dziewczyna nadrabiała swą nieco cwaniacką postawą. A ten jej krzywy uśmieszek, pełen pewności siebie... Generał Organa skrzywiła się, kiedy uświadomiła sobie, kogo przypomina jej ta cholerna dziewucha. Hana Solo. Jej nieżyjącego już męża. Nie powinna go żałować, gdyż Han był idiotą. Trudno to ukryć. A mimo to, kochała go. Choć nie powinna. W końcu, drań zostawił ją, kiedy drugi raz zaszła w ciążę. A wreszcie sam się doigrał. Kto go załatwił? Ben. Jego nieodrodny synalek. Niech no ona tylko dorwie tego gówniarza w swoje ręce! Wtedy dopiero da mu popalić! Tak mu złoi dupsko, że przez miesiąc nie usiądzie! Nie wolno przecież bezkarnie biegać po galaktyce z mieczem świetlnym i mordować ojców!

Leia odetchnęła głęboko, na razie odsuwając od siebie myśli o spraniu swego młodszego syna na kwaśne jabłko. Było coś, co musiała załatwić z dziewczyną, którą u siebie gościła.

Star Wars - Łap Amelię, Hux!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz