Rozdział I

1.4K 128 98
                                    

Kylo Ren, trzymając przed sobą srebrną rękojeść swego nowego miecza świetlnego, powoli zamknął oczy, zagłębiając się w Moc. Wyczuwał wszystkich, którzy obecni byli na ogromnym gwiezdnym niszczycielu – każdego szturmowca, oficera oraz innych członków załogi. Jedni z nich byli bardziej wrażliwi na Moc, inni mniej, ale nikt nie mógł poszczycić się równie ogromną potęgą jak on. Uśmiechnął się lekko. On – Kylo Ren, wnuk wielkiego Dartha Vadera, był ponad nimi wszystkimi! Sam Najwyższy Dowódca Snoke nosił miano jego mistrza! Tak, Moc mu sprzyjała. Bez dwóch zdań. A generał Hux, ten ryży nerfopas z przerośniętym ego, który uważał się za dowódcę Finalizera, mógł mu co najwyżej czyścić buty! Swoją drogą, jego również Kylo wyczuwał. Aura pana generała w Mocy lśniła nieco jaśniej, niż aury jego podkomendnych. Nie było trudno wyłuskać go spośród tłumu obecnego na okręcie. Rudowłosy mężczyzna ekscytował się czymś bardzo mocno, ale jednocześnie był silnie podenerwowany... Ren zmarszczył brwi. Wyczuwał Huxa coraz bliżej swej prywatnej kwatery, a mogło to oznaczać tylko jedno – generał zmierzał właśnie do niego. Czego on znowu chce? Dobrze, może i zgarnął Kylo z rozpadającej się bazy Starkiller, po tym, gdy ta cholerna zbieraczka złomu rozłożyła go na łopatki, ale bez przesady... Nie był wtedy sobą. Wykończył swojego ojca, a chodzący dywan sprzedał mu blasterowy pocisk w żebra. W tak podłym stanie, jak miał sam wykończyć tę dziewuchę? Bez niczyjej pomocy? Ledwo uszedł wtedy z życiem, więc trudno, żeby odpowiadał za to, co wtedy wygadywał, będąc nieomal w malignie, prawda? Niczym przez mgłę przypomniał sobie, że chyba powiedział Huxowi, że go kocha, ale przecież generał musi zdawać sobie sprawę, że nie mówił tego na poważnie. Po prostu poczuł do niego nagły przypływ wdzięczności. I majaczył. Młody mężczyzna parsknął wściekle. A, mniejsza o to. Najważniejsze, że Hux wyciągnął go wtedy z ich nieszczęsnej bazy, zniszczonej przez ten przeklęty Ruch Oporu. Jednak, najwyraźniej poczuł się za niego odpowiedzialny, gdyż od tamtej pory codziennie nawiedzał go z tym samym pytaniem – jak czuje się Wielki Mistrz Zakonu Ren? Na widok jego rudej czupryny Kylo chował się, gdzie tylko mógł, ale w swej prywatnej kajucie miał mocno ograniczone możliwości. Co robić? Wleźć pod koję? Udawać martwego? Wyskoczyć przez iluminator? To upierdliwe generalątko wszędzie go dopadnie!

– Ren! – usłyszał ostry, nieco piskliwy głos Huxa, jeszcze nim drzwi do jego kwatery rozsunęły się do końca.

– No masz... – Westchnął ciężko, otwierając oczy. Przypiął miecz świetlny do pasa, podniósł się i odwrócił w stronę swego gościa. – Hux. – Skinął mu głową. – Czuję się dobrze. A teraz odwróć się grzecznie, i won!

Generał zamarł. Jego blada twarz stężała. Zamrugał kilkakrotnie, gdy słowa Kylo powoli docierały do jego mózgu. Wreszcie podrapał się po brodzie.

– Dziękuję, że poinformowałeś mnie o swoim stanie zdrowia, ale w tej chwili są ważniejsze sprawy! – rzucił, wyciągając w stronę ciemnowłosego mężczyzny niewielką kartę danych.

Ren uniósł do góry lewą brew i spojrzał podejrzliwie na maleńki nośnik danych, jakby obawiał się, że ten go ugryzie.

– Co to jest? – burknął.

– Karta danych!

– To wiem. Widzę – syknął Kylo. – Co jest na niej?

– Nowa misja!

Hux podszedł do terminalu komputerowego, znajdującego się w kajucie czarnego rycerza. Wsunął kartę w urządzenie. Kylo przystanął obok niego. Po chwili oczom obu mężczyzn ukazały się dwa holograficzne portrety. Jeden przedstawiał młodego mężczyznę o lekko kręconych, ciemnobrązowych włosach oraz orzechowych oczach, a drugi... Dziecko. Dziewczynkę. Najwyżej dziewięcio- bądź dziesięcioletnią. Mała miała proste, brązowe włosy i ciemne oczy. Ren dłuższą chwilę przyglądał się portretowi mężczyzny. Jego rysy twarzy kogoś mu przypominały... Włosy luźno opadające na czoło, zarys nosa oraz ust... Zmarszczył brwi. Chwileczkę, przecież... Zdębiał. Han Solo. Czuł się, jak gdyby patrzył na nieco młodszą i przystojniejszą wersję swego ojca. Nieznajomy z hologramu oraz ojciec rycerza różnili się właściwie tylko jedną rzeczą – na twarzy młodszego mężczyzny widniał pogodny uśmiech, pełen łagodności, a nie ten złośliwy, irytujący, przepełniony pewnością siebie uśmieszek, który nieomal nigdy nie schodził z ust Hana Solo.

Star Wars - Łap Amelię, Hux!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz