Rozdział XIV

467 62 57
                                    


Hux zasiadł za sterami ich niewielkiego, pożyczonego statku. Amelia wdrapała się na fotel drugiego pilota, nucąc pod nosem wesołą melodię i lekko machając nogami. Mande oraz Kylo, który jako tako zdołał doprowadzić się już do porządku, przystanęli za nimi. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w niezwykły widok malujący się przed ich oczami. Wlecieli w pole planetoid, którymi była niegdyś piękna planeta, ojczyzna ludzi nade wszystko miłujących pokój oraz sprawiedliwość – Alderaan. Na największej ze skalnych brył, unoszącej się w przestrzeni tuż przed dziobem ich statku, pięły się wysoko w górę strzeliste wieżyczki niezwykłej budowli zwieńczonej kopulastym dachem. Mande nie miała żadnych wątpliwości. To musiała być siedziba ,,D", o której mówił jej Nanor. A wedle jego słów, skoro widziało się ją tylko w wypadku, gdy ,,D" na to pozwalał, znaczyło to, że w jakiś sposób dowiedział się o ich przybyciu i prawdopodobnie czekał na nich.

— Jeszcze możemy zawrócić... — odezwał się nagle Hux z dużą dozą niepewności w głosie.

— Nie — odparł na to Kylo, kręcąc głową. — Ląduj, Hux. Miejmy to już za sobą!

Generał posłał mu niechętne spojrzenie. Mande zaśmiała się pod nosem. Akcja z majtkami nadal nie została wybaczona...

— Ląduj, ląduj — dodała, klepiąc rudowłosego mężczyznę po ramieniu. — Nie ma na co czekać. Załatwmy to, póki jeszcze nie ma żadnego śladu, że Najwyższy Porządek i Ruch Oporu siedzą nam na ogonie.

Armitage westchnął ciężko.

— Jak sobie chcecie — burknął. — Ale ja mam co do tego bardzo złe przeczucia...

— Nie marudź już — parsknęła łowczyni nagród.

Hux wzruszył więc ramionami, mocniej zacisnął dłonie na sterach i skierował okręt ku powierzchni asteroidy. Wylądowali, wzbijając w górę chmury pyłu. Mande dla pewności sprawdziła swój pistolet blasterowy, Kylo chwycił w dłoń rękojeść swego miecza świetlnego, a Hux głośno przełknął ślinę. Ruszyli w stronę śluzy. Amelia chciała iść wraz z nimi, ale Ren powstrzymał ją. Przyklęknął przy dziewczynce, kładąc dłonie na jej ramionkach.

— Poczekaj na nas tutaj, kochanie — rzekł. — Na statku będziesz bezpieczniejsza, a my niedługo wrócimy.

Zastanowiła się chwilę, a wreszcie dość niechętnie skinęła głową.

— Dobrze, wujku — zgodziła się. — Jak chcesz...

— Dobra dziewczynka. — Ren czule rozwichrzył jej włosy dłonią.

Opuścili statek, zostawiając Amelię na jego pokładzie. Stanęli na powierzchni asteroidy, która na szczęście otoczona była polem ochronnym. Gdyby było inaczej, zostaliby wessani przez kosmiczną próżnię i to by było na tyle z ich brawurowej wyprawy. Skierowali swe kroki ku wrotom znajdującej się tam budowli. Mande prowadziła. Kylo był tuż za nią, natomiast zrezygnowany Hux wlókł się kilka kroków za nimi, nadal marudząc, że jemu się to wcale nie podoba. Łowczyni nagród przez chwilę miała ochotę odstrzelić mu głowę, lecz wtem stanęli przed wysokimi wrotami z durastali.

— Ktoś ma pomysł, jak to otworzyć? — spytała, krzyżując ramiona na piersi. Kilkakrotnie szturchnęła czubkiem buta twardą durastal.

Ren dostrzegł na ścianie po prawej stronie duży, zielony przycisk.

— Może zadzwonimy? — zasugerował. — I ktoś nam otworzy? — Nie czekając na odpowiedź, z całych sił wdusił przycisk.

Star Wars - Łap Amelię, Hux!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz