Rozdział XIII

335 58 15
                                    


Kylo powoli uniósł powieki i jęknął, kiedy jego oczy poraziło jaskrawe światło. Całe ciało miał obolałe, a na domiar złego czuł się tak, jakby w jego głowie siedziały dwa złośliwe karzełki, raz po raz uderzające młotkiem w jego mózg. Gardło mężczyzny było całkowicie wyschnięte. Zdezorientowany, próbował usiąść, lecz w tej samej chwili czyjeś delikatne dłonie spoczęły na jego ramionach i lekko pchnęły go z powrotem na... łóżko? Koję? Ogarnął go dziki niepokój. Gdzie się znajdował?! Dlaczego niczego nie pamiętał?!

— Kylo, już dobrze... — do uszu Rena dobiegł nagle najsłodszy kobiecy głos, jaki kiedykolwiek było mu dane słyszeć. Dobywał się on z jego prawej strony. Odwrócił się w tamtym kierunku, raz jeszcze spróbowawszy uchylić opuchnięte powieki. Obok niego, na posłaniu siedziała Mande. Na jej ustach błądził zatroskany uśmiech. W dłoniach trzymała szklankę wody.

— Mande — wychrypiał, obdarzając ją udręczonym spojrzeniem. — Czy ja umieram?

Wyciągnęła dłoń, gładząc go czule po policzku.

— Nie, kochany — odparła delikatnie. — Po prostu wczoraj się naćpałeś.

Ren jęknął i zakrył twarz dłońmi.

— O, Mocy... — wymamrotał. — Zrobiłem coś głupiego?

Łowczyni nagród roześmiała się.

— Całkiem sporo rzeczy — odparła. — Skoczyłeś z wysokości kilkunastu metrów, oznajmiając, że jesteś człowiekiem-jastrzębionietoperzem, to raz. Dwa – zniszczyłeś stragan z kwiatami. — Zaczęła wyliczać na palcach. — Trzy, ściągnąłeś spodnie i założyłeś Huxowi na głowę swoje majtki. I wreszcie cztery: biegałeś dookoła Armitage'a, świecąc swoimi... — Zawahała się. — No, sam wiesz czym. — Zachichotała.

Z każdym jej słowem Kylo jakby kulił się w sobie. Zerknął na nią niepewnie, mocno zawstydzony.

— Ktoś to widział? — spytał.

Wzruszyła ramionami.

— Całkiem spory tłumek. A do dziś pewnie już z połowa galaktyki. Ktoś na pewno nagrał wszystko i wrzucił do HoloNetu. — Poklepała go po nodze.

Mężczyzna omal się nie rozpłakał. Naciągnął pled, którym był przykryty, na sam czubek głowy.

— Mamcia mnie zabije — chlipnął. — Chcę umrzeć...

Mande odstawiła szklankę na stojący obok koi stolik nocny. Pochyliła się do Kylo, ściągając z jego głowy pled.

— Przestań — rzuciła. — Twoja niesława nie potrwa długo. Galaktyka na pewno wkrótce znajdzie sobie inny powód do żartów.

— Tak myślisz? — Spojrzał na nią wzrokiem małego, bezbronnego szczeniaczka.

Położyła dłoń na jego policzku.

— Tak, Kylo. Właśnie tak myślę.

Spuścił wzrok.

— Boli mnie głowa — poskarżył się.

Mande odgarnęła z jego czoła kosmyk ciemnych włosów.

— Moje biedactwo... — wyszeptała. Czule musnęła ustami jego czoło. — Musisz pić dużo wody, to szybciej ci przejdzie. — Podniosła się powoli. Podała mu szklankę z wodą. Ren wypił wszystko łapczywie, jednym haustem. — Odpocznij teraz, bo później będziesz nam potrzebny.

Posłał jej pytające spojrzenie.

— Wiem, gdzie jest ,,D" — wyjaśniła. — Lecimy tam, gdzie kiedyś był Alderaan. ,,D" podobno na którejś z tamtejszych asteroid urządził swoją latającą fortecę.

Kylo skinął głową. Oddał jej pustą już szklankę.

— Dobrze, Mande — rzekł. — Proszę, obudź mnie, kiedy tam dotrzemy. — Złożył głowę na poduszce, lecz nagle jakby przypomniał sobie o czymś i usiadł gwałtownie. — Gdzie jest mój miecz świetlny?!

Wyglądał na mocno przerażonego.

— Spokojnie. — Mande odsunęła pierwszą szufladę nocnego stolika. — Twój miecz jest tam, gdzie go zostawiłeś. — Ruchem głowy wskazała na ciemną rękojeść spoczywającą na dnie szuflady.

Kylo sięgnął po nią szybko.

— Moje maleństwo — rozczulił się. Ujął rękojeść obiema dłońmi i, uspokojony, ponownie ułożył głowę na poduszce.

Mande przewróciła oczami. Okryła go pledem, po raz ostatni pogładziła po włosach i ruszyła do wyjścia z kajuty. Kiedy właz rozsunął się przed nią, Ren już smacznie chrapał, tuląc do siebie rękojeść miecza świetlnego, niczym ukochaną maskotkę...

Star Wars - Łap Amelię, Hux!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz