Kylo powoli uniósł powieki i jęknął, kiedy jego oczy poraziło jaskrawe światło. Całe ciało miał obolałe, a na domiar złego czuł się tak, jakby w jego głowie siedziały dwa złośliwe karzełki, raz po raz uderzające młotkiem w jego mózg. Gardło mężczyzny było całkowicie wyschnięte. Zdezorientowany, próbował usiąść, lecz w tej samej chwili czyjeś delikatne dłonie spoczęły na jego ramionach i lekko pchnęły go z powrotem na... łóżko? Koję? Ogarnął go dziki niepokój. Gdzie się znajdował?! Dlaczego niczego nie pamiętał?!
— Kylo, już dobrze... — do uszu Rena dobiegł nagle najsłodszy kobiecy głos, jaki kiedykolwiek było mu dane słyszeć. Dobywał się on z jego prawej strony. Odwrócił się w tamtym kierunku, raz jeszcze spróbowawszy uchylić opuchnięte powieki. Obok niego, na posłaniu siedziała Mande. Na jej ustach błądził zatroskany uśmiech. W dłoniach trzymała szklankę wody.
— Mande — wychrypiał, obdarzając ją udręczonym spojrzeniem. — Czy ja umieram?
Wyciągnęła dłoń, gładząc go czule po policzku.
— Nie, kochany — odparła delikatnie. — Po prostu wczoraj się naćpałeś.
Ren jęknął i zakrył twarz dłońmi.
— O, Mocy... — wymamrotał. — Zrobiłem coś głupiego?
Łowczyni nagród roześmiała się.
— Całkiem sporo rzeczy — odparła. — Skoczyłeś z wysokości kilkunastu metrów, oznajmiając, że jesteś człowiekiem-jastrzębionietoperzem, to raz. Dwa – zniszczyłeś stragan z kwiatami. — Zaczęła wyliczać na palcach. — Trzy, ściągnąłeś spodnie i założyłeś Huxowi na głowę swoje majtki. I wreszcie cztery: biegałeś dookoła Armitage'a, świecąc swoimi... — Zawahała się. — No, sam wiesz czym. — Zachichotała.
Z każdym jej słowem Kylo jakby kulił się w sobie. Zerknął na nią niepewnie, mocno zawstydzony.
— Ktoś to widział? — spytał.
Wzruszyła ramionami.
— Całkiem spory tłumek. A do dziś pewnie już z połowa galaktyki. Ktoś na pewno nagrał wszystko i wrzucił do HoloNetu. — Poklepała go po nodze.
Mężczyzna omal się nie rozpłakał. Naciągnął pled, którym był przykryty, na sam czubek głowy.
— Mamcia mnie zabije — chlipnął. — Chcę umrzeć...
Mande odstawiła szklankę na stojący obok koi stolik nocny. Pochyliła się do Kylo, ściągając z jego głowy pled.
— Przestań — rzuciła. — Twoja niesława nie potrwa długo. Galaktyka na pewno wkrótce znajdzie sobie inny powód do żartów.
— Tak myślisz? — Spojrzał na nią wzrokiem małego, bezbronnego szczeniaczka.
Położyła dłoń na jego policzku.
— Tak, Kylo. Właśnie tak myślę.
Spuścił wzrok.
— Boli mnie głowa — poskarżył się.
Mande odgarnęła z jego czoła kosmyk ciemnych włosów.
— Moje biedactwo... — wyszeptała. Czule musnęła ustami jego czoło. — Musisz pić dużo wody, to szybciej ci przejdzie. — Podniosła się powoli. Podała mu szklankę z wodą. Ren wypił wszystko łapczywie, jednym haustem. — Odpocznij teraz, bo później będziesz nam potrzebny.
Posłał jej pytające spojrzenie.
— Wiem, gdzie jest ,,D" — wyjaśniła. — Lecimy tam, gdzie kiedyś był Alderaan. ,,D" podobno na którejś z tamtejszych asteroid urządził swoją latającą fortecę.
Kylo skinął głową. Oddał jej pustą już szklankę.
— Dobrze, Mande — rzekł. — Proszę, obudź mnie, kiedy tam dotrzemy. — Złożył głowę na poduszce, lecz nagle jakby przypomniał sobie o czymś i usiadł gwałtownie. — Gdzie jest mój miecz świetlny?!
Wyglądał na mocno przerażonego.
— Spokojnie. — Mande odsunęła pierwszą szufladę nocnego stolika. — Twój miecz jest tam, gdzie go zostawiłeś. — Ruchem głowy wskazała na ciemną rękojeść spoczywającą na dnie szuflady.
Kylo sięgnął po nią szybko.
— Moje maleństwo — rozczulił się. Ujął rękojeść obiema dłońmi i, uspokojony, ponownie ułożył głowę na poduszce.
Mande przewróciła oczami. Okryła go pledem, po raz ostatni pogładziła po włosach i ruszyła do wyjścia z kajuty. Kiedy właz rozsunął się przed nią, Ren już smacznie chrapał, tuląc do siebie rękojeść miecza świetlnego, niczym ukochaną maskotkę...
CZYTASZ
Star Wars - Łap Amelię, Hux!
FanfictionKylo Ren doznaje ciężkiego szoku. Okazuje się bowiem, iż miał brata, który niestety zginął, ale... Pozostawił po sobie córkę. Ponieważ dziewczynka wrażliwa jest na Moc, Najwyższy Dowódca Snoke pragnie dostać ją w swe ręce. Małej szuka również łowczy...