Wstrzymałam oddech. Momentalnie zaschło mi w gardle.
— Wiem, rozmawiałem z jego ojcem — odparł Chase cierpko.
— Chwila! — Wskoczyłam między nich. — Jak to w szpitalu? Przez całą drogę nie wpadłaś na to, żeby mi o tym powiedzieć?! — zdenerwowałam się. Nawet na mnie nie spojrzała. — Co mu jest? To po niego przyjechała karetka?
— Wygląda na to, że to samo, co z Shane'em, więc pewnie kolejne zatrucie saksytoksyną — wyjaśnił host brat rzeczowym tonem.
Poczułam się, jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze.
— Jak to...? Czy to znaczy, że on też...? — wydukałam roztrzęsiona.
— Nie wiemy, co to znaczy — wtrącił lekko poirytowany.
— Siedziałaś z nim w szkole. Pił, jadł, brał coś dziwnego? — pytała Bree, blada jak ściana.
— Nie! Na lunch miał frytki i kanapkę z szynką.
Moją kanapkę, ale o tym nie wspomniałam. Nie mogłam w tej sytuacji pozwolić sobie na myślenie, że ktoś próbował otruć mnie, a ja nieumyślnie wysłałam Collina na izbę przyjęć.
Wymienili spojrzenia. Usiadłam anemicznie na krześle i wsparłam łokcie o kolana.
— To nie może być przypadek! — Wstałam po chwili. Nie potrafiłam tkwić w miejscu, czekając na zbawienie. — Najpierw Shane, teraz Collin, podczas gdy żaden z nich nie zjadł żadnych małży czy innych glonów? Ktoś to zrobił celowo!
— Uspokój się, Nancy Drew.
— Nie mów mi, co mam robić! Zawieź mnie do szpitala!
Przyłożył kompres do twarzy, choć to raczej ja go potrzebowałam. Nie mogłam uwierzyć, że chłopak, z którym przecież przed chwilą rozmawiałam na korytarzu, miałby teraz walczyć o życie. Ta cała sytuacja wydawała mi się o wiele bardziej nieprawdopodobna od tych wszystkich paranormalnych wydarzeń. Miałam w głębokim poważaniu, czy rozbiję zaraz kolejny dzbanek.
— Do psychiatry cię zawiozę, jak się nie ogarniesz — odburknął stłumionym głosem. — Przenieśli go do Los Angeles.
— Więc weź mnie do szpitala w Los Angeles, z czym masz problem?!
Westchnął ciężko.
— Jeśli... Kiedy się obudzi, będzie chciał mieć przy sobie najbliższą rodzinę, a nie jakąś lasię, którą poznał tydzień temu! — rozjuszył się. — Kuźwa, pół szkoły zbierz od razu, zrobimy sobie wycieczkę, lekarze będą zachwyceni!
— „Jeśli"?!
Z amoku częściowo wyrwał mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Sapnęłam, gdy Jamie wszedł do środka. Nie miałam nastroju na jego żarty i niekończący się optymizm; nie oczekiwałam, że przejmie się zaistniałą sytuacją, zwłaszcza że był mniej więcej w wieku Chase'a, w dodatku mieszkał w LA, nie w Lafayette, więc pewnie nawet nie znał Collina.
Bree, dotąd stojąca sztywno niczym posąg, rzuciła się na niego jak na tabliczkę czekolady.
— Wyjdzie z tego, prawda? — zwróciłam się do host brata, ignorując ich. — Jego ojciec jest lekarzem, przecież nie pozwoli mu umrzeć!
Odrzucił kompres na blat i przetarł twarz dłońmi.
— Destiny, to się nazywa „paralitycznym zatruciem skorupiakowym" nie bez przyczyny. Shane miał w organizmie takie stężenie saksytoksyny, że powinien był umrzeć natychmiast, a z jakiegoś powodu dopiero po kilku godzinach sparaliżowało mu układ oddechowy.
CZYTASZ
Buenaventura
FantasyDestiny bierze udział w wymianie uczniowskiej do Stanów Zjednoczonych, idąc w ślady swojej kuzynki, Julii, która po zakończeniu programu nie wróciła do domu. Des trafia pod skrzydła Evansów - Chase'a, Bree oraz ich matki Dayenne, z którymi ma spędzi...