Rozdział 32

9.8K 915 695
                                    

Dobra, czyli nawet nie będzie się wypierał.

— No... — Odchrząknęłam. Już miałam mu opowiedzieć, jak wyglądało spotkanie, ale rozproszyło mnie coś, co trzymał w ręce. — Dużo rzeczy. Dlaczego nagle wszyscy zaczęli nosić ze sobą butelki z wodą?

— Cóż, ja tam z niej piję, ale nie wiem, jak inni.

Spojrzałam na niego z rozbawieniem, wskakując na parapet. Był lekko poirytowany moim zwlekaniem, ale nie chciał brzmieć opryskliwie.

— Już nie bądź taki do przodu.

— Destiny.

— Siadaj. — Skinęłam podbródkiem na „miejsce" naprzeciwko. Zrobił to.

— Zabronił mi rozmawiać z tobą w miejscach, w których nie roi się od ludzi pod groźbą domowego nauczania. Przepraszam, że cię nie odebrałem, ale zabrał mi samochód! — wściekał się. — Matka odwozi mnie do szkoły, jakbym był w podstawówce. Co tam się stało?

Podrapałam się w kark, korzystając z chwili na zastanowienie, gdy pił, choć obecność wody natychmiast pogarszała moją koncentrację. Jakkolwiek bym tego nie ujęła, zabrzmi źle.

— Mogłam mu delikatnie zasugerować, że zrobię ci striptiz.

Nie przewidziałam jednego, zbyt pochłonięta przerażającą wizją moich rodziców zachowujących się tak, jak jego.

Przypadkowo opluł mnie wodą. Walczył jeszcze z zakrztuszeniem, gdy w popłochu, przy okazji wpadając na kogoś, zeskoczyłam na podłogę i przytknęłam dół koszulki do twarzy, żeby natychmiast wszystko wytrzeć. Taka ilość mi nie zagrażała, ale ścierałam ją ze skóry już odruchowo. Lepiej dmuchać na zimne niż... Gdyby to się stało na szkolnym korytarzu...

— Jezus Maria, nie masz chusteczek?! — wykrzyknął oburzony. Zeskoczył z parapetu i ruszył przed siebie żwawym krokiem, któremu niedaleko było do biegu.

Nie zrozumiałam, co się właśnie stało, więc przez chwilę tkwiłam oszołomiona w miejscu.

— Co? Czekaj! — Podbiegłam do niego, gdy przystanął i zaraz starałam się dotrzymać mu kroku, ale szedł naprawdę szybko i miał dłuższe nogi. — Powiedziałam to tylko po to, żeby go wkurzyć. Nie sądziłam, że tak to weźmie do siebie. Zachowywał się, jakby miał gdzieś mnie i każde moje słowo. Poza tym, co on sobie myśli, że zaciągnę cię do schowka na miotły?

Zatrzymał się w końcu w holu i zwiększył dystans między nami, wyraźnie dając mi do zrozumienia, żebym nie próbowała go zmniejszyć. Skrzyżowałam więc ręce i czekałam na to, co miał mi do powiedzenia.

— Przestań mówić — poprosił miękko. Niezły zamiennik dla „zamknij się wreszcie". Przecież sam żądał wyjaśnień! — Nie dlatego cię unikam.

Jęknęłam tak głośno, że aż się wzdrygnął. Dobrze wiedziałam, co w takim razie było przyczyną. A raczej kto.

— Cassidy coś ci nagadała na mój temat? — dociekałam, choć pytanie brzmiało raczej jak gorzkie stwierdzenie.

Otworzył usta, jakby chciał przytaknąć jeszcze zanim wyjawiłam swoje obawy, ale wycofał się zdziwiony, gdy usłyszał zarzut.

— Nie — zapewnił, a potem zamilkł na tak długo, że myślałam, że już nic więcej nie powie. — Wciąż widzę cię w ten sposób, którego nie potrafię opisać i czuję się naprawdę strasznie dziwnie.

Tym razem nie zamierzałam tego zbagatelizować, bo zdecydowanie nie zawiniła tu gorączka, zbyt długie stanie na słońcu, alkohol czy jakaś substancja dosypana do wody w knajpie. Coś było nie tak. Tylko co? W co takiego mógł się zmieniać? I jakim cudem, skoro nie był dziewczyną?

BuenaventuraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz