Czasami warto zwracać uwagę na to co niezauważalne.
Rok szkolny pod względem czasu poszerzania wiedzy mijał w oklepanej atmosferze, dom, szkoła, przyjaciele, tak z punktu widzenia otoczenia wyglądało moje życie.
Jednak było inaczej.
Ashton, osoba która przysporzyła mi ten pomysł, której mimo najkrótszego wspólnego życiorysu najbardziej ufałam, z którą od pewnego czasu dzieliłam się moimi nieprzerwanymi wciąż snami, która traktowała mnie poważnie mimo, że ja sama słuchając siebie nie dowierzałam w własne opowieści.
Ashton- ta właściwa osoba.
Postanowiliśmy, pewnego wieczora spisywać wszystkie znaki i szczególne sytuacje na które zwracałam uwagę, czułam się jak wiedźma, co było dosyć interesujące.
31 grudnia 2010
Sylwestra z powodu wyjazdu moich rodziców w nawet nie znanym mi kierunku spędziłam z nianią, co wiąże się również z Ashtonem, nie narzekałam, było to jedno z najlepszych ówcześnie wersji rozwiązania, z rodzicami ostatni raz widziałam się przelotnie podczas wigilii, nie wiem czy coś czułam, śmiesznym jest to, że przez pół roku, będąc jeszcze małą dziewczyną, wymazałam tęsknotę,która tak nieuchronnie powinna mi towarzyszyć.
Zbliżała się 24, jak każda osoba tego dnia nie położyłam się spać, staliśmy na wielkim balkonie Asha patrząc wspólnie w rozświetlone blaskiem kolorowych wystrzałów niebo, miałam 13 lat, nie kształtował się we mnie cząstki miłości, nie świadomie, byłam szczęśliwa z posiadania takiego przyjaciela, myślę, że była to obustronna sympatia.
Tłumacząc dokładniej sytuację rodzinną, było to dla mnie niepojęte zjawisko, jednak myślę, że nieświadomie przepełniał mnie wtedy ból, który niestety skumolował się w późniejszym okresie mojego już dorosłego życia, wtedy stawało się to dla mnie pozornie obojętne, cieszyłam się z ich wyjazdów, ponieważ oglądanie ich znudzonych moją osobą twarzy, dobijało mnie bardziej niż ich całkowity brak.
Kiedy spotkaliśmy się krótko podczas wigili, zauważyłam ich brak wspólnej więzi, tej tak często ogłaszanej chemii, ojciec wyraźnie schudł, nie odzywał się, był obecny jedynie ciałem.
Matka natomiast była dziwnie żywa, można określić to nawet mianem szczęścia, jednak według mnie było to sztuczne, jak się okazuje moje przypuszczenia bywają trafne.
Rodzina to dla mnie ciężki temat, myślę, że kiedy oboje umrą, co może być trochę tragicznym określeniem na ich nagrobkach nie powinny zostać zapisane ówczesne daty a data moich 12 urodzin. Był to ostatni dzień naszej rodziny.
Sprawa Mii stanęła w miejscu, jakby ktoś specjalnie ją uciszał, ogłoszenia zanikały, zrywane przez częsty wiatr, przestały być zastępowane nowymi, jej matka wyjechała pierwszy raz na dłużej, nikt nic nie wiedział, okoliczne rodziny, oprócz mojej i dwóch innych bliżej zapoznanych z matką dziewczyny, przestawały interesować się żywo sprawą, pozostając na pozycji ludzi siedzących w bezpiecznym kręgu wyrażających sztuczną sympatię.
Często zastanawiałam się jak ona teraz wygląda, czy pozostała żywa, a może jedyną jej pozostałością są kości, czy jeśli żyje, jest szczęśliwa? Czy pozostaje w bezpieczeństwie? Co tak właściwie się stało, myślami kierowałam się w kierunku jej celowej ucieczki, mimo, że byłyśmy dziećmi, Mia bardzo chiała poznać ojca, byłam zdania, że być może nieświadoma skutków specjalnie samotnie wyruszyła w niewiadomym kierunku, aby go poznać?
Jak już wspomniałam moje przypuszczenia czasem bywają trafne.
CZYTASZ
Hey dad.
FanfictionWszystko było dobrze, aż do momentu moich 12 urodzin. Wszystko znów było dobrze, kiedy go poznałam.