12 lipca 2014
Zakochana, jakby otumaniona jego osobą, patrzył na mnie i widziałam podzięke za własne istnienie, kochałam, byłam kochana.
Spędzaliśmy wspólnie mnóstwo czasu, mieszanka miłości z przyjaźnią, coś pięknego, coś wymarzonego, coś co, gdy to stracisz, zabija cię boleśnie i powoli.
Kochał mnie, wiem to, udowadniał mi to, był ze mną zawsze, kiedy rano sama czułam smród z własnej buzi, całował mnie. Kiedy w nocy cała spocona budziłam się po moich pseudo prorocznych snach, był. Kiedy żegnaliśmy Andiego, był. Kiedy dopadały mnie ataki, tęsknota za rodziną, był. To cały on, to cali my, razem.
Rozwiązanie sprawy przyszło nagle, trochę niespodziewanie.
Ojciec Andiego, znikał, unikał ludzi, nie odpowiadał, co dziwne, nie była to kwestia żałoby, jak wtedy myślałam. Był to wstyd. Była to część tego cholernego planu, niczym prawdziwy kryminał.
Wiedział, że nie odpuszczam, że mając 17 lat mogę coraz więcej, że mam pomoc, wsparcie, że jedynym rozwiązaniem może być pozbycie się mnie, jednak ja się nie bałam, nie wytłumaczalnie, ale nie.
Nasza randka, nasza rozmowa, wspomnienia, dyskretne pocałunki, splecione wspólnie palce, ta cholernie przepełniająca mnie miłość, coś co było uzależniające.
Piliśmy herbatę.
Postanowiliśmy w końcu tam iść, wtedy się nie bałam, z nim nie, zrobiliśmy to w moje urodziny.
Razem.
Kończymy powoli, mimo, że miałam to pisać całe wakacje to wena pozostaje weną, a życia jak widać w żadnym wypadku zaplanować nie można
CZYTASZ
Hey dad.
FanfictionWszystko było dobrze, aż do momentu moich 12 urodzin. Wszystko znów było dobrze, kiedy go poznałam.