Poszliśmy tam wspólnie.
Było to zwykłe puste miejsce, w jednym miejscu odznaczał się kawałek drewna, jakby zasłona.
Podnieśliśmy ją.
Nie traciliśmy czasu, adrenalina dawała o sobie znać, strach również, kłębiące się emocje buzowały w naszych młodych ciałach.
Weszłam i wiedziałam, rozumiałam wszystko, miejsce moich koszmarów cztery ściany i rozwalony róg przez który weszliśmy. Latarka powoli się przesuwała, jednak czułam, co znajdę, czułam napięcie, bałam się smugi tego światła.
7 sekund, dokładnie tyle światło ciągnęło się po ścianie, aż zobaczyliśmy je.
Mia i jej matka.
Łyse postacie, skrajnie wychudzone, nagie przykryte sianem polanym jakąś substancją, ukrywającą zapach, obok nich chirurg, martwy powieszony na sznurze. Drugi sznur. Sam zakupił sobie śmierć.
Kto był sprawcą?
Kto przez 12 lat chodował mnie jak świnię na rzeź?
Kto trzymał mnie w niewiedzy?
Kto mnie zostawił, abym nacieszyła się powoli przypływającym do mnie szczęściem?
Kto mi to odebrał?
Moja matka.
Wyszła z miejsca, którym weszliśmy, była spokojna, nie okazywała skruchy, strachu, zaskoczenia lub złości. Ta sama mina. Spokój i opanowanie. Nic się nie wydarzyło.
Mia była jej córką, odnalazła ją po kilku latach, chciała odzyskać, wtedy jej uczucia do mnie wygasały, zastąpiła mnie marzeniem o dziewczynce. Planowała jej śmierć w momencie, gdy została odrzucona. Nie znosiła porażki.
Mój ojciec? Dowiedział się po fakcie, kochał ją. Je. Popełnił samobójstwo rok temu, nie wytrzymał, nie zniósł tego sekretu, to on je golił, wiązał na krótkim łańcuchu kładąc jedzenie po drugiej stronie. Mia była w ciąży, to on ją zgwałcił, chciał z jednej córki uzyskać drugą, którą mógłby wychować on nowa. Nie udało się.
Chirurg? Przypadek. Szantażowany, śmiercią własnego dziecka, kupował wszystkie materiały, rodzice nie mogli pokazać się w okolicy, w końcu zrezygnował, nie wytrzymał obecnego tu widoku. Andy zginął, ojciec razem z nim. Szpiegował mnie, chciał potwierdzić własne przypuszczenia. Potwierdził, za późno.
W pewnym momencie Ash upadł, nie z wycieńczenia, nie z bezradności, z obecności cyjanku w mojej herbacie, którą pił. Umarł pod moimi stopami. Matka chciała mnie zabić, za dużo wiedziałam, za dużo jej groziło, jednak nie mogła zrobić tego osobiście, zaszczepiłam w niej tą jedną tysięczną cząstkę macierzyństwa, które nie pozwoliło patrzeć jej w moje umierające oczy. Stchórzyła.
Plan się nie powiódł, po odkryciu tajemnicy również połknęła jakąś substancję i uciekła, znaleziono ją w pobliżu kilka dni później.
Nie dziwcie się mojemu spokojnemu tonowi, jestem na takich środkach, którcyh nazwa nie mogłaby zostać zapisana mimo moich wielkich starań, opowiadam, kończę etap. Rozpoczynam nowy, jestem szczęśliwa.
Za chwilę spotkam się z Ashem.
Taaaaak,
nie wiem czy wystąpi tu zawiedzenie, czy może zaszczepiłam w was cząstkę detektywizmu, czy czujecie niechęć do mojej osoby, ale to koniec.
Komiczne jest to, że to opowiadanie miało być na całe wakacje, a zakończyłam jednego dnia.
Wena bywa zadziwiająca.
Czy mam tworzyć dalej? nie wiem.
CZYTASZ
Hey dad.
FanficWszystko było dobrze, aż do momentu moich 12 urodzin. Wszystko znów było dobrze, kiedy go poznałam.