Rozdział 3

332 27 5
                                    

Na małym kuchennym stoliku, przy którym z ledwością mieściły się cztery osoby, stała porcelanowa zastawa w towarzystwie świeżej, wyrośniętej drożdżówki. Kobieta, która chwilę po tym jak podała zgromadzonym kawę i przedstawiła się jako Kim Mikyung, na ucho wydawała komendy siedzącemu na wózku mężczyźnie. Ten wiercił się niespokojnie co chwilę zerkając na zdezorientowaną Tzuyu, która mimo szczerych chęci, coraz bardziej niewygodnie czuła się w towarzystwie seniorów. Nerwowo potupywała trampkiem o panele, nie zwracając uwagi na hałas, który powoduje. Westchnęła przeciągle i podniosła się z krzesła gotowa opuścić dom.

Naciskanie na któregokolwiek z lokatorów skutkowało tym, że jeszcze bardziej się w sobie zamykali. Dyskutując między sobą zawzięcie, używali także języka migowego, by ostrzejsze słowa nie dobiegły do uszu nastolatki.

Ciekawość, którą wywołały słowa niepełnosprawnego mężczyzny, powoli ulatywała z Tzuyu zastąpiona znużeniem i złością, którą zamierzała wyładować na Jonginie, którego posądzała o strojenie dziecinnych żartów.

- Pójdę już. – otrzepała bluzkę, na której ostały się kawałki ciasta, które skubała przez ostatnią godzinę. – Przepraszam, że państwa niepokoiłam.

- Chcielibyśmy, żebyś jeszcze z nami została. – zwróciła się do niej kobieta, gdy twarz jej niemówiącego przyjaciela poczerwieniała ze złości. – Zjemy razem obiad.

- Nie, dziękuję. – skinęła uprzejmie głową z trudem powstrzymując się od wybiegnięcia na zewnątrz z dala od tych cudacznych ludzi. – Miło było poznać.

- A nie przyszłaś tu przypadkiem, by czegoś się dowiedzieć? – zatrzymał ją niski, męski głos. – Czy nie po to trudziłaś się przez ostatnie godziny, by odnaleźć odpowiedź na nurtujące cię pytania?

Zacisnęła zęby mrużąc przy tym oczy, była już zmęczona, a mężczyzna nie próbował tak łatwo odpuścić, był arogancki i wyniosły budząc w Tzuyu niemałą odrazę.

- Najwyraźniej się myliłam.

- A jeśli nie? – podjechał do niej, bacznie obserwując jej napinające się mięśnie i zaciskające się piąstki. – Nie jesteś głupia, by się mylić. Jest nam niezmiernie miło, że jednak żyjesz i to właśnie nas postanowiłaś odwiedzić.

- Jednak żyje? Co to za brednie?! – zwróciła się twarzą do staruszka. Ten odwrócił wzrok spoglądając na milczących współlokatorów.

- Rzekomo nie żyjesz od kilkunastu lat, dlatego nie dziw się naszym reakcjom. Twoja babcia oddałaby wszystko, by przeżyć tę chwilę. Niemniej, nie miała tyle szczęścia.

- Nie rozumiem. Babcia? – rozluźniła dłonie, które okryły się klejącą warstwą potu. Wytarła je o materiał dżinsowych spodenek i mimowolnie znów je zacisnęła. – Moi dziadkowie nie żyją, umarli, gdy byłam mała, razem z tatą w wypadku samochodowym. Jedyni dziadkowie, których mam to rodzice mamy, z którymi widuję się regularnie i nie sądzę, by nasze spotkania były dla nich tak emocjonujące.

- A zatem uśmiercili i ją. Mikyung pokaż jej zdjęcie. – kobieta wypełniła jego polecenie podając oprawioną w ramkę fotografię. – Nie to, te rodzinne, które tak bardzo uwielbiała. – skinął głową w ramach podziękowania i podał zdjęcie Tzuyu.

Spojrzała na nie wstrzymując oddech. Dobrze znała te twarze. Uśmiechnięta matka, którą ramieniem obejmował przystojny, ciemnowłosy mężczyzna. Jego oczy odbijały blask lampy błyskowej oddając wrażenie, jakby lśniły tak na widok stojącej obok ukochanej. Trzymał ją mocno, tym jednym uściskiem wyrażając jak bardzo jest dla niego ważna. Pomiędzy nimi stała dziewczynka, która uśmiechała się promieniście ukazując swój niepełny uśmiech, w rękach trzymała burego misia, a jej różowa sukieneczka zagięła się odsłaniając zakrwawione kolano, które prawdopodobnie stłukła biegając po podwórku chwilę przed zrobieniem zdjęcia.

OdnalezionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz