Rozdział 6

216 21 3
                                    

Jak przypuszczała, tak się stało. Zauważyła Jimina już z daleka, jego jasna czupryna wyróżniała się na tle jednego z bloków przed którym stał. Nie widział jej, sprawiał wrażenie jakby na kogoś czekał. Rozejrzał się wokoło wciąż jej nie dostrzegając i odszedł kilkanaście metrów dalej, aż straciła go z zasięgu wzroku.

- Dalej pójdę sama. – oświadczyła Jonginowi.

Ciekawość zżerała ją od środka, chciała jak najszybciej pozbyć się bruneta i wybadać na kogo czeka jej przyjaciel.

- Niech będzie. – powiedział wkładając dłonie w kieszenie spodni. – Zobaczymy się w szkole?

- Tak.

Nie odwzajemniła jego uścisku i pobiegła w kierunku mieszkania ginąc za wysokim żywopłotem. Skręciła w przeciwną stronę i przyczaiła się na Jimina, który spacerował w tę i z powrotem przed wejściem do starego klubu nocnego, który o tej porze bywał zamknięty, więc w okolicy nie kręcił się żaden człowiek. Odebrał telefon gestykulując podczas rozmowy, a Tzu zmieniła swoją kryjówkę zbliżając się do chłopaka, by usłyszeć powód, dla którego się tu znalazł.

Przeklęła cicho, kiedy mały kundel zaczął ujadać, informując całą okolicę o jej obecności. Tupnęła na niego nogą cały czas badając, czy rudowłosy wciąż zajęty jest swoimi sprawami, kiedy pies nie chciał się uspokoić, rzuciła w jego stronę kamieniem i skonfrontowała się z nienawistnym spojrzeniem, które podarowała jej właścicielka pupila. Skinęła jej przepraszająco głową, ale ta prychnęła pod nosem nazywając ją wariatką i głupią dziewuchą i nim zdążyła odejść poinstruowała psa, by następnym razem nie szczędził swoich zębów na takich bandytach jak ona.

Zlekceważyła jej docinki i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w najnowszego, czarnego mercedesa, który zatrzymał się nieopodal. Z wozu wysiadło dwóch, pokaźnej wielkości facetów, których ramiona dorównywały udom Jimina. Ustali naprzeciw chłopaka i wpatrywali się w niego ze złością. Wyższy i drobniejszy, w porównaniu do swojego kolegi, osobnik oparł się o samochód uprzednio dotykając karoserie z czułością. Cała ta scena wydawałaby się zabawna, gdyby nie to że po chwili spoważniał, oparł ręce na piersi i z wrogim wyrazem twarzy patrzył w oczy rudego przysłuchując się monologowi, który był niedosłyszalny dla uszu Tzuyu. Chłopak sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej białą kopertę, podał ją osiłkowi, który od razu sprawdził jej zawartość. Mlasnął z niesmakiem i podał pakunek koledze, ten spojrzał do środka i zastygł w bezruchu. Po chwili zacisnął pięść, którą rąbnął w drzwi auta pozostawiając w nich płytkie wgniecenie i ruszył ku Jiminowi, który unikając ciosu wpadł na ścianę odbijając się od niej i prawie lądując na ziemi. Facet chwycił go za koszulkę stawiając do pionu, zagroził mu drugą dłonią i mówił do niego, dokładnie akcentując każdą sylabę, nie omieszkując przy okazji opluć jego twarzy. Kolega wrzucił kopertę na tylne siedzenie, trzasnął głośno drzwiami odwracając uwagę towarzysza, który zgromił go ostrzegawczym spojrzeniem i zadał nokautujący cios w brzuch rudego.

Osunął się po ścianie, trzymając się kurczowo za bolące ciało, ledwie zdążył osłonić głowę, kiedy przyjął kolejny atak, tym razem wymierzony z ciężkiego, skórzanego buta. Tzu zakryła twarz dłońmi, w jej oczach pojawiły się łzy, spojrzała na przyjaciela, a ten ledwie stał na nogach powstrzymując krwotok z nosa i oblizywał wargę, z której lała się świeża krew. Wstała i wyszła zza krzaków, kiedy mocne pociągnięcie ściągnęło ją w dół, leżała na brzuchu wpatrując się w zielone listki trawy. Podniosła się na czworaki kipiąc ze złości.

- Jak śmiesz?! – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Co ty sobie wyobrażasz?!

- Pomyślałaś o tym co może ci się stać?! – odparł Jongin równie oschłym tonem co ona.

OdnalezionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz