Tzuyu przekonała się, że marnowanie czasu jest dziecinnie proste. Wystarczy położyć się wygodnie, włożyć w uszy słuchawki i włączyć ulubioną muzykę, co skutkuje zapomnieniem o całym bożym świecie. W głowie pojawiają się rozmaite sceny, z których ambitnemu reżyserowi udałoby się nakręcić całkiem niezłą produkcję.
W ten sposób spędziła resztę popołudnia, mimo wszystko czas upłynął tak szybko, że nawet nie zdążyła się ponudzić. Nim się obejrzała matka wróciła z pracy i zawołała ją na pizzę, na którą wcale nie miała ochoty, ale nie chciała odmawiać, by nie urazić rodzicielki, która całym sercem zaangażowała się w przygotowanie babskiego wieczoru. Oprócz smacznej kolacji zapewniła córce chwilę relaksu przy zimnym, karmelowym piwie, które należało do ulubionych alkoholowych trunków Tzuyu. Później obejrzały film, który nie potrafił przyciągnąć uwagi dziewczyny, cały czas błądziła myślami gdzieś daleko zbywając męczącą ją pytaniami mamę, którą zaintrygowało zachowanie córki.
*
Jimin nie czuł się najlepiej. Kiedy wrócił do domu nie mógł usiedzieć w miejscu, chodził z kąta w kąt próbując zająć czymkolwiek rozbolała głowę. Sięgnął po telefon i odczytał otrzymaną wcześniej wiadomość: Masz jeszcze tydzień. Wcale nie poprawiło mu to nastroju. Ukrył twarz w dłoniach i jęknął głośno. Ostatnio ściąganie na siebie kłopotów było dla niego jak chleb powszedni, jakkolwiek próbowałby ich uniknąć, one gnały do niego przyciągane przez niewidzialny magnes. Zaklął pod nosem, kiedy przed jego oczami pojawiła się roześmiana twarz Tzuyu.
- Coś nie tak? – zapytała babcia, która od jakiegoś czasu obserwowała go zza kuchennej wyspy. – Nienajlepiej wyglądasz.
Podeszła do niego i zmierzwiła jego bujną czuprynę. Ujął jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Pomarszczona, pokryta starczymi bliznami skóra zadrżała w kontakcie z gładkimi ustami chłopaka.
O Jiminie mówiono różnie. Ci co go nie znali uważali go za dumnego pyszałka, który zwariował na punkcie swojego wyglądu. Inni nazywali go psem na baby, który daleki jest od traktowania kobiet z należytym szacunkiem. Te zaś, niezależnie od wieku, wpatrywały się w niego jak w obrazek składając mu coraz to odważne propozycje i nachalnie próbując zwrócić jego uwagę. Odrzucone i urażone podzielały opinię reszty. Jimin starał się nie zwracać uwagi na ludzi, ci byli różni, ale pod jednym względem byli do siebie podobni – lubili plotkować. Wiedział, że jakiekolwiek próby przekonania ich do siebie skończyłyby się fiaskiem, nie miał na to siły i nie zależało mu na tyle by się ich podjąć. Pozory były tym co najczęściej gubiło ludzi, a uprzedzenie tylko podsycało nutę nienawiści. Niejednemu język ugrzązłby w gardle, gdyby miał przyjemność obserwować zachowanie chłopaka w stosunku do Shinhye, iście gentelmeński nawyk całowania w rękę, który nabył samoistnie i był przejawem szacunku jakim ją darzy. Wtedy nikt nie zgodziłby się z opinią, którą wyrobili mu nieżyczliwi sąsiedzi.
- Zastanawiam się, ile będę musiał zapłacić za to, że jestem takim kretynem. – Shinhye wzdrygnęła się na to określenie.
- Dlaczego tak brzydko się o sobie wyrażasz?
- Zawsze uczyłaś mnie, żebym nazywał rzeczy po imieniu – utkwił wzrok w szklance wody – dlatego to robię.
- Nie masz powodów, by mówić o sobie w ten sposób.
Przysunęła się do niego kładąc dłoń na jego umięśnionym udzie, próbując dodać mu otuchy.
- Mylisz się. – powiedział zbyt oschle sprawiając, że kobieta odsunęła rękę. Zmieszany spojrzał na jej twarz.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy.
Pokiwał głową zaprzeczając jej słowom. Obarczał się winą nie bez powodu, za uszami miał wiele złego, ale nie mógł się tym podzielić z babcią. Z tymi demonami musiał się zmierzyć sam, jedyną istotną sprawą, o której mógł z nią porozmawiać, była Tzuyu. Zaczął więc nieśmiało, zupełnie nieświadomy jaki wydźwięk mają jego słowa.
CZYTASZ
Odnaleziony
Mystery / ThrillerCiekawość to pierwszy stopień do piekła - mówią, ale nie wszyscy zdają się o tym wiedzieć. Tzuyu wiedzie spokojne, nastoletnie życie, kiedy trafia się sposobność odnaleźć zaginionego wuja, nie waha się ani przez chwilę i rozpoczyna poszukiwania. Z...