Rozdział 4

244 27 4
                                    

Niedziela z reguły była dla pani Sofii dniem wolnym od pracy, ale od kiedy jej przełożona udała się na urlop macierzyński na barkach kobiety spoczywał obowiązek pilnowania porządku w firmie. Inwestorzy walili do nich drzwiami i oknami, więc nawał pracy się zwiększył, a pracownicy zmuszeni byli zostawać po godzinach lub nadrabiać w weekendy.

Nic dziwnego, że Tzuyu była rozczarowana perspektywą spędzenia całej niedzieli w pustym domu. Po tym jak wróciła zeszłego wieczoru od Shinhye, zmęczona rzuciła się na łóżko i zasnęła. Ominęło ją powitanie z mamą i rozmowa o odwołaniu ich wspólnych planów, rano dostrzegła jedynie karteczkę, na której Sofia pośpiesznie nabazgrała, że postara się wrócić wcześniej i zapewniła córkę o swojej miłości.

Zanim Tzuyu zwlekła się z łóżka, zjadła śniadanie i wzięła odświeżający prysznic była dopiero dziesiąta. W akcie desperacji wzięła się za sprzątanie pokoju, następnie salonu, który nie zajął jej zbyt wiele czasu, gdyż mama zadbała wcześniej, by lśnił i błyszczał. Kuchnia też nie wymagała poprawek, jedynie zaschnięta plama po herbacie rzucała się w oczy, więc starła ją, żeby zatuszować swoje poranne niechlujstwo. Jedynym pomieszczeniem, którego sprzątanie zajęłoby jej więcej czasu, byłaby sypialnia matki, przynajmniej tak przypuszczała. Rzadko tu bywała jako że jej właścicielka uznawała swój pokój za oazę spokoju, miejsce do medytacji i zamknięta w czterech ścianach spędzała czas sam na sam odgradzając się od ludzi, pracy, czy problemów, o których córka nie miała pojęcia. Tzuyu zachowywała się podobnie, więc nie miała do niej pretensji. Zastanowiła się, czemu nigdy nie spróbowała zakraść się do sypialni, do miejsca najbardziej niedostępnego w ich domu.

- Nie miałam powodów. – powiedziała do siebie.

Aż do teraz. Skoro matka izolowała ją od prawdy i od swojego pokoju, musiał on dzielić z nią tajemnice, nawet te małoistotne. Chwyciła za klamkę i oniemiała zszokowana, kiedy ta nie ustąpiła. Sprawa robiła się coraz poważniejsza, jeżeli rodzicielka zamykała przed nią drzwi na klucz, jakby spodziewała się, że kiedyś nastąpi ten dzień i Tzuyu znajdzie powód by przeszukać jej sacrum. Spróbowała ponownie i tym razem drzwi się otworzyły, nie były zamknięte jak zakładała, klamka była na tyle zniszczona, że blokowała się w zamku i stawiała opór przy otwieraniu. Weszła do środka i pierwsze co zrobiła to zablokowała drzwi, by nie zatrzasnąć się od środka, później otworzyła okna, żeby przewietrzyć pokój, bo sprawiał wrażenie jakby nikt nie robił tego od lat. Rozejrzała się dookoła i nawet nie starała się ukryć rozczarowania, kiedy zorientowała się, że zbyt wiele się dziś nie dowie. Usiadła na łóżku i analizowała, czy mała szafka nocna, komoda i wnęka w ścianie służąca za szafę mogą być dobrym miejscem na przechowanie cennych przedmiotów lub czegokolwiek innego co naprowadziłoby ją na nowy trop w prowizorycznym dochodzeniu. Jeśli nie sprawdzisz to się nie dowiesz – poinstruował ją głos dobiegający z jej głowy.

Przejrzała każdą półkę wyjmując i odkładając ubrania z powrotem na swoje miejsce. Sama nie wiedziała czego szuka i co chciałaby odnaleźć, więc poszukiwania wydawały się chaotyczne i przy tak dużej ilości ubrań, jaką posiadała matka, była bliżej początku niż końca. W komodzie znalazła drewnianą szkatułkę, która jak się okazało miała drugie dno, ale nie było w niej nic poza złotą biżuterią. W następnej z czterech szuflad pośród majtek i staników upchnięte były dwa opakowania tabletek, których nazwę ciężko było przeczytać, a co dopiero wymówić, w jednym białe drażetki nie osłaniały już denka, drugie było oryginalnie zapakowane, bez śladów użytkowania. Trzecia szuflada po brzegi wypełniona była skarpetami i rajstopami, ostatnia, najbliżej podłogi, była pusta. Zajrzała do szafki nocnej, krem, zatyczki do uszu i paczka chusteczek, tylko tyle w sobie mieściła.

Starła kurze, by pozostawić jakikolwiek znak, że zajmowała się tylko i wyłącznie sprzątaniem i wyszła z sypialni. Na korytarzu przyszła jej do głowy pewna myśl, coś ją natchnęło i cofnęła się do pokoju. Jako mała dziewczynka skrywała wszystkie swoje skarby w pudełku pod łóżkiem, choć szczerze wątpiła, że matka odważy się na tak przewidywalną kryjówkę, postanowiła spróbować. Uklękła i po omacku dotykała podłogi, nie czuła niczego poza toną miękkiego kurzu osiadłego na panelach. Wsunęła rękę głębiej i tuż przy ścianie wyczuła tekturowe pudełko, wyciągnęła je kładąc sobie na kolanach. Pokrywka nie była zakurzona tak jak podłoga, co mogło świadczyć o tym, że pani Chou regularnie do niego zagląda. Nie było ciężkie, bo w większości wypełniały go zapisane kartki papieru, kiedy chciała przeczytać jedną z nich jej uwagę przyciągnęła złota obrączka. Wzięła ją w dłonie oglądając niczym relikwie, kilkakrotnie przejeżdżając po wygrawerowanych po wewnętrznej stronie inicjałach 'C.S.&J.H'. Zła, że po ojcu pozostał tylko pierścionek i dwie litery, cisnęła ją z powrotem do pudełka i chwyciła za pierwszy lepszy świstek papieru. Nie było to nic innego jak wykaz z banku, całoroczne wpłaty i wypłaty z konta. Pierwszy raz widziała jaką sumą pieniędzy dysponuje matka, nie narzekała na ich brak, więc nigdy nie miała potrzeby by o nie pytać. Zaczęła błądzić oczami po liczbach, opłaty za mieszkanie, za prąd, wypłata, kolejna, tyle że wyżej premiowana, wpłata, kolejne opłaty i znów wpłata - równa suma, która wpływa na konto każdego miesiąca, w ten sam dzień. Nie ma żadnego nazwiska, nazwy firmy bądź zleceniodawcy, tylko ciąg kilkunastu cyfr. Nie byłoby to podejrzane, gdyby nie kolejne wykazy z ubiegłych lat, na wszystkich regularnie wpłacana kilkutysięczna kwota.

OdnalezionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz