Rozdział 10

195 18 4
                                    

Mimo późnej pory, ani na chwilę nie zawahał się dzwoniąc raz po raz do drzwi mieszkania Dongguna. Rękę oparł o ścianę i ułożył na niej głowę. Kopnął dwa razy w drzwi, kiedy jego starania nie przyniosły żadnego efektu. Chciał odejść, ale zatrzymał go dźwięk przekręcanego zamka i chwile później przypatrywało mu się dwoje zaspanych oczu.

- Masz twardy sen, nie ma co. – zakpił.

Prześlizgnął się obok mężczyzny, nim ten zdążył zareagować, wszedł do środka i rozejrzał się po pomieszczeniu. Obszedł cały pokój dokładnie przyglądając się zdjęciom i dyplomom wyłożonym na drewnianych komodach.

- Po co przyszedłeś? – zapytał Dong. Bez większych sukcesów próbował odgonić od siebie resztki snu, zmęczony przetarł oczy, kiedy dostrzegł na elektronicznym zegarze godzinę drugą siedemnaście. – Nie za wcześnie na odwiedziny? – zadrwił.

- Dowiedziałem się bardzo ciekawej rzeczy. – rozsiadł się na kanapie zadzierając nogi na mały stolik kawowy. – Bardzo mi się to nie spodobało, więc musiałem od razu cię o tym poinformować.

Rozpiął swoją skórzaną kurtkę i oczyścił ciemne spodnie z nieistniejącego brudu.

- Sprawa niecierpiąca zwłoki?

Wciąż stał przy drzwiach zachowując bezpieczną odległość miedzy nim a gościem.

- Widzę, że humor ci dopisuje, nawet o tak późnej porze, ale uwierz, nie jest mi ani trochę do śmiechu. – spiorunował starszego spojrzeniem i poprawił pasek od spodni, za który niechlujnie włożył ulubiony scyzoryk. Dostrzegając zdziwienie w oczach Dongguna uśmiechnął się parszywie. – Dziś chyba nie będzie mi potrzebny, prawda dziadku?

Dong odruchowo pokiwał głową, starając się nie dawać młodemu powodu do złości.

- Więc co cię do mnie sprowadza? – zapytał ostrożnie.

- Naprawdę jesteś uroczy! – zarechotał. – To ty mi powiedz, dlaczego musiałem się fatygować do ciebie w środku nocy? Usiądź. – poklepał miejsce tuż obok siebie.

Posłusznie spełnił jego rozkaz.

- Więc, jak myślisz, co mnie sprowadza?

- Nie wiem. – odpowiedział mu szeptem.

- Oj, to niedobrze. – cmoknął niezadowolony. – Wcale nie ułatwiasz mi zadania.

Uderzył Donga w głowę, a ten, niczego się nie spodziewając, spadł z kanapy padając na kolana i cudem uniknął kontaktu ze stolikiem. Mocne szarpnięcie za koszule sprowadziło go z powrotem na tapczan.

- Myślałem, że mam nieco więcej cierpliwości. – skomentował młody. – To jak, mam ci powiedzieć o co ten cały cyrk?

Nie odpowiedział obawiając się kolejnego ataku, co zachęciło chłopaka do działania. Huknął mu do ucha śmiejąc się wniebogłosy z jego reakcji.

- Nasze rozmowy nijak się mają do tego spotkania. – powiedział przez łzy. – Muszę częściej cię odwiedzać. Dobra już dobra, rozchmurz się. – poklepał go po plecach. – Przecież nie zrobię ci krzywdy, chyba.

Przetarł dłonią kilkudniowy zarost i odwrócił się twarzą do Dongguna, ten przyjrzał mu się dokładnie. Był młody i pełen sił, przystojna twarz zupełnie nie pasowała do jego złowieszczego charakteru. Poczuł się źle myśląc o tych wszystkich dziewczynach, które nabierał na swój anielski wygląd, o tym co czuły odkrywając, że niewiele łączy go z aniołem.

- Dobra staruszku, będę walił prosto z mostu. Jak zaczniesz kręcić to módl się, żebyś miał przy sobie dokumenty, bo załatwię cię tak, że własna matka cię nie pozna. – pogroził mu scyzorykiem. – Pytanie pierwsze: dlaczego się z nią spotkałeś?

OdnalezionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz