Rozdział 20

40 1 1
                                    

Dwa miesiące pózniej, Lidia pojechała do Warszawy aby obejrzeć wózek dla dziecka. Podróż minęła szybko i bez problemu, po dojechaniu do celu Lidia wysiadła z samochodu nie patrząc przed siebie, wpadła na jakiegoś mężczyznę w ciemnych okularach, przez które nie było widać jego oczu, jego szczęka porośnięta była ciemnym zarostem a on sam wyglądał znajomo.
-O mój Boże! Przepraszam pana z całego serca...-Lidia schyliła się po swoją torbę która teraz leżała na ziemi.
-To ja powinienem przeprosić ża to że namieszałem w twoim życiu.
Zanim Lidia podniosła głowę do góry, mężczyzna odbiegł od niej nie odwracając się nawet na chwile, a z jego kieszeni marynarki wypadł telefon, którego nie zauważył. Lidia ruszyła w stronę leżącej komórki i podniosła ją patrząc czy chłopak nie cofa się po zgubę. Po 5 minutach postanowiła pójść do centrum handlowego do którego przyjechała, idąc, nadal myślała o tamtym incydencie.
Po zrobionych zakupach usiadła na ławce i postanowiła wybrać jeden z numerów ze znalezionego telefonu i zadzwonić, mówiąc że znalazła ten telefon.
Po odblokowaniu go weszła w kontakty i zobaczyła dużo znajomych imion i numerów aż w końcu natrafiła na kontakt "skarbek". Był to kolejny bardzo znajomy numer. Lidia pomyślała że w galerii mogą być jakieś zdjęcia lecz tam nic nie znalazła. W pewnym momencie telefon zaczął wibrować, a ta odrazu odebrała.
-Helo? Dzień dobry, znalazłam ten telefon na ulicy. Do kogo on należy?
-Do mnie. Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
-Lidia Anielska, a pan kim jest?
-Pni już mnie zna, może pani położyć telefon za kwiatkiem przy toaletach a ja go pózniej zabiorę.-mężczyzna uciął i się rozłączył.
Lidia poczuła się dziwnie lecz postanowiła pójść w umówione miejsce i poczekać na tamtego. Usiadła na ławce blisko toalet i czekała nadal myśląc o tym całym dniu i o rozmowie przez telefon, kim on może być? Dlaczego powiedział że juz sie znają? Może miał na myśli poranne spotkanie? Żadna odpowiedzieć nie przychodziła jej do głowy.
Po 30 minutach rozmyślania, przyszedł mężczyzna ubrany w czarne dżinsy, koszulkę w paski, czarną bluzę i adidasy. Na głowę narzucony miał kaptur lecz ona i tak go rozpoznała. Podeszła do niego łapiąc go za ramię. Chłopak odwrócił się gwałtownie a jego czekoladowe oczy pociemniały do czerni.
-To ty?-Lidia poczuła się słabo i zemdlała a chłopak w ostatniej chwili ją złapał.
-Litka! Litka ocknij się...!
-Antek?-dziewczyna się ocknęła i wtuliła w jego szyję.
-Przepraszam...
-Za co?-podniosła głowę i spojrzała w jego oczy.
-Za wszystko co ci zrobiłem. Dlaczego nie powiedziałaś mi o dziecku? To moje czy tego popaprańca z którym nie spotykasz?
-Skąd o nim wiesz?
-Ah... Chodźmy do jakieś kawiarni. Antek wstał i podniósł dziewczynę.- czujesz się lepiej?
-Tak... Dziękuje. Chodźmy już.
.............
-A więc skąd go znasz?
-Wybacz mi i nie złość się tylko. Rozmawiałem z Maryśką, powiedziała mi o wszystkim i że była niedawno u ciebie, o nim również. Postanowiłem go sprawdzić, wczoraj kolega do mnie zadzwonił i powiedział że gość jest podejrzany i że wywalili go z wojska bo miał nierówno pod sufitem i wpadał w jakaś furię, przez dwa lata był w psychiatryku i rok temu go wypuścili. Lidiś, ja naprawdę martwię się o ciebie, dlatego postanowiłem go sprawdzić.
Lidia siedziała nie odzywając się, wstała z krzesła, podeszła do Antka, usiadła na jego kolanach, wtuliła się w niego i powiedziała:
-Wierze ci.
Te słowa były jak klucz który uwalniał go z wielkich kajdan które musiał dźwigać będąc bez niej, lecz jeszcze jedno pytanie go dręczyło.
-Lidia...
-Tak?
-Czy to dziecko jest moje?
-Oczywiście że tak. Tamten nic dla mnie nie znaczy, chyba próbowałam ciebie kimś sobie zastąpić lecz to mi nigdy nie wyjdzie. Kocham cię i przepraszam za wszystko.
-Ja ciebie też moja malutka.

Wyścig MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz