Josh widniało na karteczce, którą ściskał w dłoni. Przyszedł w miejsce ich spotkań, siadając i mając nadzieję, że Tyler się pojawi. Stukał palcami o paznokcie drugiej ręki, coraz bardziej zniecierpliwiony, gdy minuty mijały, a słońce było coraz niżej na horyzoncie.Wstał i miał już odejść, gdy nagle usłyszał szelest w niedalekich krzakach. Po kilku sekundach wyłonił się z nich Tyler, z powiekami czerwieńszymi niż kiedykolwiek i policzkami białymi jak papier. Lekko się ożywił, zauważając Josha. Usiadł bez słowa i zobaczył papierek w jego dłoni. "Co to?" Zapytał zachrypniętym głosem. Josh podał mu karteczkę, z jakiegoś powodu czując w brzuchu motyle. Tyler powoli ją rozwinął i uśmiechnął się słabo. "Cześć, Josh." Starał się zachichotać, ale zabrzmiało to bardziej jak stłumiony płacz.
Josh uśmiechnął się, czując, jak motyle w jego brzuchu szaleją.
Tyler długo milczał - słońce już zaszło i zewsząd dobiegało cykanie świerszczy.
"Nie wyobrażałem sobie ciebie jako Josha." Powiedział, gdy łzy na jego twarzy wyschły.
Josh spojrzał na niego, marszcząc brwi.
"Ale pasuje do ciebie." Dodał.
Uśmiechając się, Josh przybliżył się do zgarbionego chłopca i przytulił go. To był jego sposób na pokazanie Tylerowi, że mu przebaczył, jednak nadal bał się powtórki z ich ostatniego spotkania.
Tyler ułożył się wygodniej w ramionach Josha, wzdychając z takim zadowoleniem, z jakim mógł wzdychać złamany człowiek.
Josh udawał, że nie widzi świeżych cięć na jego rękach.
*
"Moi rodzice nigdy mnie nie słuchają." Powiedział pewnego dnia Tyler, gdy już skończył płakać. Josh nie widział go parę dni i teraz z radością słuchał każdego jego słowa. "To dlatego lubię tu przychodzić." Kontynuował. "Dobrze mieć kogoś, kto naprawdę mnie słucha- ale czasem nie chcę mówić, tylko słuchać kogoś innego." Dłonie Tylera lekko drżały. "Po prostu- czasem mam wrażenie, że muszę się odezwać z powodu tej ciszy, ale nie chcę."
Josh w odpowiedzi potrząsnął głową, mając nadzieję, że Tyler zrozumie: nie musiał mówić, jeśli nie chciał.
Tyler westchnął, przygryzając wargę. "Nigdy nie miałem nikogo i oczywiście, mój jedyny przyjaciel nie mówi." Powiedział żartobliwym tonem, ale Josh wiedział, że tak naprawdę był poważny. Wina, zażenowanie i skrucha gniotły mu płuca.
Josh westchnął, mając nadzieję, że Tyler zrozumie te "przeprosiny".
"Ja- po prostu- Ja naprawdę cię lubię, bardzo." Przyznał.
I nagle zaczął zbliżać się do Josha, sprawiając, że jego żołądek zaciskał się z nerwów. Starał się nie myśleć o ostatnim razie, gdy Josh był tak blisko. Przygotowywał się na kolejny wybuch, a Tyler pochylał się coraz bardziej...
Czas zdawał się zatrzymać. Josh panikował, mówiąc sobie, że ma pozostać cicho, nie ważne jak głośno Tyler by krzyczał albo płakał. Bo mówienie było złe. Mówienie skończyłoby wszystko.
"Mogę cię pocałować?"
Te słowa przywróciły mu świadomość. Nie zauważył, ze wstrzymywał oddech, więc odetchnął, wpatryjąc się w usta Tylera, które były dosłowne milimetry od jego własnych. I zanim Tyler mógłby się cofnąć, Josh złapał go za tył szyi i przyciągnął do siebie, niezdarnie złączając ich usta.
Czuł się tak, jakby drzewa zaczęły tańczyć dookoła nich, jednocześnie będąc cicho. Wszystko wokół Josha było tak żywe i jasne, a w tym samym czasie tak nieistotne, bo czuł usta Tylera na swoich.
I drzewa nigdy nie wydawały się być żywsze.
__________
W końcu się pocałowali! Piszcie wrażenia i głosujcie :)
Do następnego x
CZYTASZ
✔silent in the trees | tłumaczenie PL
Fanfiction(tres songfic) Zgoda na tlumaczenie jest :) Polskie tłumaczenie tzw. trees fic autorstwa @ blasphemyjshler autorka oryginału - @ treesjoshier na twitterze. Link do oryginału - http://archiveofourown.org/works/6784261/chapters/15502165 [zakończone]