koniec melancholii

1.2K 61 3
                                    

~Koniec. Musze sie ogarnac. Nie dam sobie w zycie wplesc melancholii oraz depresii. To bedzie ciezke.~
Z tymi myslami sie obudzilem. Plecy powoli zaczynaly bolec od podlogi, oraz przypominaly, ze milo by bylo znowu polezec na materacu.
Minal drugi tydzien. Postanowilem, ze nie ma takich slow jak "od jutra". Sa one bez sensu. Wiec ruszylem leniwy tylek do kuchni gdzie John juz robil sniadanie. Usmiechnal sie do mnie. Chyba mial nadzieje ze sie ogarne. Ja tez, ja tez...
-Kawy?
-Z przyjemnoscia, Stiles :) - az dziwnie mi bylo patrzec jak usmiecha sie do mnie, jakby wierzyl w cos, co bylo niemozliwe, ale nagle stalo sie do spelnienia. Odwzajemnilem grymasem, moj usmiech przestal nim byc juz dawno temu.
Po zjedzeniu jajecznicy przygotowanej przez szeryfa (juz dawno nie jedlismy razem sniadan i byla to dziwnie mila odmiana) poszedlem sie umyc. Jedna lazienka byla polaczona z moim pokojem, wiec mialem ja na wlasnosc. Ciesze sie z tego bo czesto zdaza mi sie tam dlugo siedziec.
Przemylem twarz zimna woda i spojrzalem w moje odbicie. Czerwone, podkrazone oczy. Wlosy w nieladzie od czestego ich przeczesywania dlonia. Bylo ze mna zle. Cos w mojej glowie mowilo mi, ze bladze. Zaraz. Glos w mojej glowie. Boze. Zdecydowanie ze mna zle. Jednak ten glos jest przyjemny. Sprawia ze nie czuje sie taki samotny. Dopelnial mnie. Pomyslalem, ze dam mu szanse.
Umylem zeby i ruszylem pod prysznic.
Gdy bylym juz ubrany stwierdzilem ze najpierw zamontuje to za czym najbardziej tesknie. Wieza oraz glosniki. Kochalem to w jaki sposob oddaje dzwiek muzyki. To jest kompletnie inne od laptopa. Od tego moje uszy plakaly.
Moj pokoj byl dosyc przestrzenny. Byl tam podest i odrazu mozna zauwazyc ze na nim powinno stac lozko.
Po tym jak skonczylem z wieza od razu puscilem najspokojniejsza plyte jaka mialem zeby ze spokojna dusza rozprawic sie z reszta mebli.
W pokoju cicho rozbrziewaly dzwieki zespolu "gorillaz". Najpierw zajalem sie lozkiem. To byl nielada wyczyn. Koniec koncow zajelo mi to chyba poltora godziny poniewaz plyta zdazyla dobrnac do konca gdy akurat zanosilem materac na swoje miejsce. 3-ci najwazniejszy mebel naszczescie dotarl tu w jednym kawalku. Byl nim regal. Trzymalem tam moje kochane ksiazki. Poukladalem je w kolejnosci od najwiekszej do najmniejszej zachowujac przy tym kolejnosc tomow/serii.
Z reszta mebli rozlicze sie jutro. Dzisiaj nie mialem juz sil. Skierowalem swoje kroki do kuchni poniewaz taka robota potrafi zmeczyc. Szeryf byl akurat na sluzbie wiec nikt mi nie zaklocal ciszy umyslu. To prawdziwy rarytas w porownaniu z ostatnia lawina mysli, ktora zakopala mnie gleboko pod swoj puch. Bylem jedna z tych osob, ktore za duzo myslaly. Zdania odbijaly mi sie pietnem na mozgu oraz czaszce nie dajac mi chwili wytchnienia. Dzisiaj ich nie mam i mam zamiar z tego troche skorzystac.
W lodowce na moje nieszczescie nie bylo nic interesujacego. Kurwa no swietnie. Musze isc do sklepu. Chwycilem swoja ulubiona bluze z kapturem, ktory naciagnalem odrazu na glowe i ruszylem wolnym krokiem do spozywczaka. Gdy bylem w polowie drogi zorientowalem sie, ze nie wzialem jebanych sluchawek. Przyzwyczajony do natloku mysli, nawet sie nie zorientowalem, ze juz krazyly po mojej glowie. Ze sklepu wzialem warzywa na patelnie i piersi kurczaka. Gdy bylem w drodze do domu poczulem nagle, ze ktos mnie szturcha. Swietnie. Nawet nie potrafisz zauwazyc kogos bo jestes pograzony w bagnie mysli! Oraz swietnie, musze sie teraz odwrocic i nawiazac jakis kontakt z obcym. Japierdole.
Moim oczom ukazal sie szeroko usmiechniety, nie kto inny jak... uwaga.. Scott. Jeszcze jego mi dzisiaj brakowalo. Ok czas na zabawe w aktora.
-O, czesc. Nie zauwazylem cie.
-Widac hahah. Co tam u ciebie? Jak tam po przeprowadzce?
-ymmm. Dobrze. Musze poskrecac tylko ostatnie meble i bedzie gotowe. - cholera. Skad u niego ten entuzjazm? A no tak. Nie jest mna. Ja mam wrodzone przygnebienie.
-Hmmm. To moze pomoge?- nie wiem jak to mozliwe ale zdolal pokazac jeszcze szerszy usmiech. Ale zaraz. On chce wejsc na moje terytorium.
-Nie dzieki. Nie chce ci zabierac cennego czasu.- Czemu nie moge byc wredny. Odrazu bym mu pokazal szczyt dyplomacji. Poczul by ogromna radosc na zblizajaca sie podroz gdybym powiedzial normalnie zeby spierdalal.
-Alez daj spokoj. Sa wakacje. A z reszta chyba bedziemy w tej samej klasie bo widzialem ci na liscie. Wiec jestes na mnie skazany- znowu usmiech, ale dostrzeglem w jego oczach jakis dziwny blysk. A potem zauwazyl chyba moja pytajaca mine i dodal- Tez ide do Beacon Hills high school. - O w morde.... naprawde jestem na niego skazany. Dziwnym trafem ma cos w sobie bo znajac mnie odrazu walnal bym mu jakims tekstem i juz by sie do mnie do konca szkoly nie odezwal. Lecz nie zrobilem tego jeszcze.
-To co Stiles. Pomoge ci. Wpadne jutro. Czesc.
Ja pier do le.

* no coz. Witam. Siedze wlasnie w openbarze i pije sobie w samotnosci drinki piszac tu cos. To naprawde dziwne. Nawet nie zdazylam zaczac drugiej czescie "pomoz mi pozbyc sie mysli" a mam cholerne pomysly na nastepne opowiadania.
Wywarlo to u mnie nie maly szoczek ale i sumiech. Bo robie cos w zgodzie ze soba. Ogolnie to chcialam powoli wdrazyc ten temat do ktorego chce dojsc a mianowicie "sterek" no bo przooosze was hahaha. No ale chcialam zebyscie na poczatku poznali tego samotnego Stilesa ktory walczy ze soba jak tylko moze. A potem urozmaice to w wiecej dereka i stilesa. Trzymajcie sie . A no i skoro sa wakacjie ja bede dodawala nieregularnie tutaj cos, a jak zacznie sie szkola to sie zobaczy. Pa

Sterek- Pomoz Mi Pozbyc Sie Mysli✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz