Kolejne dwa dni mijają dość spokojnie i, ku mojemu zdziwieniu, przyjemnie. Nie przeszkadza mi aż tak bardzo więzienna rutyna i staram się nie myśleć o rzeczach, które mnie przygnębiają. Dostaję telefon od Elizabeth, starej znajomej z liceum, z którą od czasu do czasu wychodziłem na drinka. Mówi, że ma mi do przekazania coś ważnego i, że mogę się jej spodziewać na następnym dniu odwiedzin. Jestem odrobinę zaskoczony, ale oczywiście nie mam nic przeciwko. Zastanawiam się tylko, o co może jej chodzić i nawet o to pytam, ale ona twierdzi, że nie jest to rozmowa na telefon. Odpuszczam.
W środę wieczorem Louisa znowu zamykają, a ja obawiam się najgorszego. Widzę, jak wyciągają go z celi, a on trochę się szamocze i pluje Hadley'owi w twarz, za co od razu dostaje pałką w okolice brzucha (jest to chyba ulubione miejsce Hadleya do bicia). Ciężko mi na to patrzeć, tym bardziej, że podejrzewam, z jakiego powodu trafia do izolatki. Prosiłem go i tłumaczyłem, ale on i tak pewnie zrobił po swojemu.
– Nie interesuje mnie, czego ty chcesz. To popierdolony typ i już dawno chciałem mu pokazać, gdzie jego miejsce – mówi do mnie bez wyrazu, gdy sprzeciwiam się, by nic nie robił Zackowi. – Teraz, gdy skopał ci dupę, mam pretekst. Nie pozwalaj sobie wchodzić na głowę, Harry.
– Będziesz miał kłopoty – po raz kolejny staram się do niego dotrzeć, choć gdzieś z tyłu głowy coś mówi mi, że moje próby i tak nic nie wskórają.
– Już mam, przecież widzisz, gdzie jestem. – Uśmiecha się lekko, jednak bez humoru. – Co mogą mi zrobić?
A ja nie mówię nic więcej, porzucam temat i teraz, gdy zabierają go do zamknięcia, zaczynam żałować. Nie rozumiem, dlaczego stanął w mojej obronie, skoro nawet za mną nie przepada. Nie wymagam od niego niczego i nie jestem zbyt miły, a on mimo wszystko oferuje mi pomoc. On nawet nie pyta, co o tym myślę; do tego to wcale nie jest pomoc, bo wiem, że jestem teraz narażony na złość Zacka jeszcze bardziej niż wcześniej. Unikam pralni jak ognia, ponieważ to właśnie tam najczęściej się on znajduje. Nie wiem, jak mi się to udaje, ale wymykam się do biblioteki. Wiem, doskonale wiem, że może mnie to słono kosztować, gdy jakiś strażnik zastanie mnie tu w godzinach pracy, ale ignoruję to. Odnajduję Brooksa, siedzącego przy oknie i wpatrującego się w nie smutnym wzrokiem. Przysiadam się i przedstawiam, a on z miłym wyrazem twarzy, aczkolwiek trochę niepewnie, ściska moją dłoń. Milczymy przez chwilę, przyglądając się dziedzińcowi, na którym dostrzegam Nialla. Przenosi jakieś worki z ciężarówki do niedużego budynku, gdzie Bóg jeden wie, co trzymają. Przenoszę wzrok na staruszka, gdy odchyla swój sweterek i kątem oka dostrzegam w wewnętrznej kieszonce małego ptaszka. Zaczyna poćwierkiwać cicho, a wtedy Brooks daje mu okruszki ciasteczek. Moje brwi wędrują wysoko do góry.
– Widzę, że ma pan towarzysza pracy – mówię z uśmiechem, wskazując na pisklaka, a Brooks zerka na mnie przelotnie i przytakuje, kiwając głową.
– Zgadza się. Któregoś dnia znalazłem go tu, nie mam pojęcia, jakie licho przygnało go do tego miejsca, ale nie pozostało mi nic innego, jak tylko go przygarnąć. – Z powrotem zasłania się swetrem i patrzy na mnie, uśmiechając się. Nachyla się nad stołem. – Tylko nikomu o tym nie mów, bo jak któryś z tych spiętych kolesi w mundurach się dowie, od razu mi go zabierze.
Udaję, że zamykam buzię, po czym wyrzucam niewidzialny klucz przez ramię, śmiejąc się cicho.
– Milczę jak grób. Jak się nazywa?
– Jack.
– Jack – powtarzam, kiwając głową i podpieram brodę na dłoni. Później ponownie milkniemy, a mi to wcale nie przeszkadza. Przyglądam się powoli pojawiającym się na niebie pierwszych gwiazdach, na które z tego miejsca mam idealny widok. Widzę, jak wszyscy wchodzą do budynku i wiem, że za chwilę również będę musiał iść. – Ma pan w sobie dużo spokoju.
CZYTASZ
what a feeling // larry stylinson
FanfictionAU, w którym Harry zostaje niesłusznie wysłany do więzienia, a Louis jest gburowatym kolesiem, dzielącym z nim celę. Gdzieś w tym jest jeszcze Liam, będący jedynym normalnym strażnikiem, oraz Niall, któremu wydaje się nie przeszkadzać pobyt za krata...