17. "partnerzy"

1.3K 140 76
                                    

Budzę się grubo zbyt wcześnie, ponieważ za oknem dopiero zaczyna świtać. Kiedy chcę się podnieść, zauważam wytatuowaną rękę Louisa owiniętą wokół mojego nagiego brzucha. Gdy delikatnie, by nie obudzić szatyna, podnoszę się do siadu, okazuje się, że nie mam na sobie również bielizny, a okropny ból w dolnych partiach ciała sprawia, że wszystko staje się oczywiste. Spoglądam na Louisa przez ramię, subtelnie odgarniając mu pojedynczy kosmyk z czoła. Wygląda tak spokojnie, pięknie i niewinnie, kiedy śpi. Jakby wcale nie pasował do tego okrutnego świata. 

Szkoda, że prawda jest inna i on należy właśnie do tej bezwzględnej strony.

Wzdycham, wstając, by podejść do szafy i wyciągnąć z niej jakieś czyste ciuchy. Nie pamiętam zbyt dokładnie zeszłej nocny, ale jedyne, czego mogę być pewny, to znacząca obecność alkoholu, narkotyków i negatywnych emocji. Nie mam pojęcia, co uzależnia mnie bardziej, Louis czy dragi. Ale wygląda na to, że obie opcje nie są właściwe. 

Przed wejściem pod prysznic, wciągam jeszcze resztki kokainy, którą znalazłem w spodniach Louisa. Naturalnie, gdyby dowiedział się, że grzebię w jego rzeczach, zacząłby ujadać niczym wściekły Rottweiler. Nie mam pojęcia, co ostatnio się z nim dzieje, ale daleko nam do zdrowej relacji.

Może to jest właściwy czas, by odejść?

Kiedy opuszczam łazienkę, a moje ciało okrywa jedynie szlafrok, na korytarzu wpada na mnie nieznajoma blondynka, przeskakująca na jednej nodze, by wciągnąć buta na stopę.

— Oj, przepraszam — mówi, gdy mnie zauważa, uśmiechając się nieśmiało. Posyła mi krótkie spojrzenie spod długich rzęs, poprawiając swoje włosy i wygładzając nieco pogniecioną koszulę.

— Kim jesteś? — pytam z nutą podejrzliwości, patrząc na nią ze ściągniętymi brwiami.

— Och, bo ja... — Zaczyna gestykulować dłońmi, wskazując za siebie, a na moją twarz wstępuje tylko jeszcze większe zdezorientowanie.

— Harry, widzę, że już poznałeś... Jeszcze raz, jak masz na imię, słonko? — Znikąd pojawia się Niall i obejmuje dziewczynę w talii, szepcząc jej do ucha.

— Jennifer.

— Właśnie! Jennifer — powtarza Horan, spoglądając na mnie z dumą. Tłumię parsknięcie, kiwając w zrozumieniu głową i wymijając parę. A więc Niall nie jest taki samotny, jakby się mogło wydawać. To dobrze.

Kilka minut później przygotowuję kawę, śmiejąc się z różnych opowieści mojego przyjaciela, który wyraźnie stara się zaimponować swojej nowej... znajomej? Przyglądam się im z rozczulonym uśmiechem, nie pamiętając, kiedy ostatnio czułem się tak dobrze w czyimś towarzystwie, jak oni w swoim.

— Nie wygląda mi to na jednonocną przygodę — zagaduję Nialla, szturchając go łokciem w żebro, gdy dziewczyna godzinę później opuszcza nasz dom.

— Cóż mogę powiedzieć? Jest naprawdę fajna. — Blondyn wzrusza niewinnie ramionami, opierając stopy na podnóżku i włączając telewizor.

— Przed chwilą nie pamiętałeś jej imienia — przypominam złośliwie, wpatrując się z uśmiechem w ekran, na którym pojawia się prezenterka wiadomości, mówiąca o kolejnych katastrofach życia codziennego, o których niemal już zdążyłem zapomnieć. Pomimo, że jestem zbiegiem, czuję się bezpiecznie (wyrzucam z głowy te dziwne telefony) i zupełnie, jakbym był odizolowany od szarej rzeczywistości. 

— Za to ona moje imię zapamięta bardzo dobrze — prycha chłopak, poruszając sugestywnie brwiami. Odpowiadam mu cichym śmiechem i klepnięciem w ramię. Lubię takie poranki, kiedy zwyczajnie obijam się z Niallem na kanapie, oglądając ulubione sitcomy i popijając niezdrowe napoje. To jest takie... zwyczajne. I chyba właśnie to lubię najbardziej. 

what a feeling // larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz