1. "witamy w shawshank"

4.1K 369 306
                                    

Gryzę źdźbło trawy, leżąc na ulubionej polanie gdzieś w środku lasu. Patrzę na chmury, jak szybko przemieszczają się po niebie i staram się rozgryźć, co dany obłoczek przypomina. Przenoszę dłonie za głowę i przymykam oczy, będąc całkowicie zrelaksowany i odcięty od rzeczywistości. Jestem z dala od ulicznego zgiełku, wiecznie suszącej mi głowę matki za to, że zawaliłem studia, oraz znajomych, którzy i tak nie traktują mnie poważnie. W końcu jednak podnoszę się, gdy zaczyna zbierać się na deszcz. Podchodzę do czarnego BMX'a i wracam tą samą drogą, co zwykle. Mieszkam w niedużym miasteczku Parkersburg, w stanie Wirginia Zachodnia. Szczerze? Oddałbym naprawdę wiele, by wynieść się z tego miejsca, którego wręcz nie znoszę. Każdego, cholernego zakątka. Nieraz już myślałem o kupieniu biletu do Nowego Jorku w jedną stronę, bo ta dziura wysysa ze mnie resztki chęci do życia. Jest jednak coś, a raczej ktoś, kto mnie tu trzyma.

- Luke! - krzyczę z szerokim uśmiechem, kiedy widzę rozpromienionego blondyna, stojącego mi na drodze. Zatrzymuję się i zeskakuję z roweru, po chwili zamykając chłopaka w czułym uścisku.

- Spokojnie, Harry, nie widzieliśmy się tylko trzy dni, tak już się stęskniłeś? - śmieje się, odsuwając mnie od siebie na długość ramion i patrzy na mnie uważnie. W odpowiedzi kiwam energicznie głową i ponownie przyciągam go blisko siebie, chłonąc jego zapach.

- Jak było u siostry?

- W porządku, ma całkiem spore mieszkanie, ale jej mąż to wciąż straszny burak - opowiada z przekąsem, a jego oczy migoczą. - A ty znowu się szlajasz po lasach? Anne do mnie dzwoniła i powiedziała, że ostatnie dni spędzasz czas tylko tu lub na imprezach.

Przewracam oczami i odsuwam się kilka kroków. Patrzę na korony drzew i zastanawiam się, co mam mu odpowiedzieć, bo ten temat naprawdę już mnie znudził. Luke jest tak samo nadopiekuńczy jak moja matka i właściwie nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, bo lubię, gdy się o mnie martwi. Mogę wtedy myśleć, że zależy mu na mnie w ten sam sposób, co mi na nim. Ciągle łudzę się, że może nie patrzy na mnie jak na dwa lata młodszego przyjaciela z dzieciństwa.

- Mam dwadzieścia jeden lat, na Boga, kiedy dacie mi trochę pożyć? - marudzę, z powrotem łapiąc za rower i siadam na siodełku. Luke patrzy na mnie i, z podniesionym kącikiem ust, wywraca oczami, jak ja kilka sekund temu.

- Kiedy przestaniesz żyć na garnuszku mamusi, Panie Dorosły.

- Och, i zacznę żyć na twoim?

Chichocze cicho, a ja się uśmiecham, jak zwykle, gdy sprowokuję u niego jakąkolwiek pozytywną emocję. Nastaje cisza, która z komfortowej przeradza się w dość niezręczną, bo Luke po prostu stoi i patrzy na mnie trochę zamglonym wzrokiem. Chcę już coś powiedzieć lub w najlepszym wypadku odjechać, ale on podchodzi do mnie i, o mój Boże, jest tak cholernie blisko. Chce mnie pocałować, wiem to, widzę to, ale z każdą chwilą coraz mniej wyraźnie. Im mniej nas dzieli, tym bardziej widzę Luke'a jak przez mgłę. Już prawie czuję smak jego ust, nawet czuję, jak dotyka mojego ramienia i...

- Pobudka! Wysiadaj, jesteśmy na miejscu. - Okazuje się, że to nie Luke trzymał moje ramię, ale wysoki mężczyzna w mundurze, najprawdopodobniej policjant. Potrząsa mną lekko, po czym wyciąga mnie z auta, a ja dopiero zaczynam odróżniać sen od jawy. Widzę, że mam na sobie kajdanki, a gdy podnoszę głowę, ukazuje się przede mną ogromne ogrodzenie, za którym widnieje jeszcze większy budynek. A więc to się jednak dzieje. Jestem więźniem.

Facet trzymając mnie za łokieć i ciągnąc za sobą, zupełnie jakbym nie potrafił chodzić samodzielnie, wprowadza mnie na dziedziniec, a ja tylko trochę kulę się w sobie pod spojrzeniem napakowanym mężczyzn w jakichś frakach, którzy przechadzają się z łopatami w ręku i szepczą coś między sobą. Zdążam się domyślić, że są to więźniowie i zaczyna ogarniać mnie przerażenie, no bo... Czy ja też będę wyglądać jak oni? Też zarosnę brudem, zbędnym owłosieniem i włożą na mnie jakieś szmaty?

what a feeling // larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz