Wstać rano i słyszeć martwą ciszę. Brak szelestu pościeli, oddechu, tykania zegara. Najgorszy z koszmarów, lecz mnie nawiedza, odkąd tylko pamiętam. Nigdy nic nie słyszeć. Przez to nie byłem postrzegany jako normalny człowiek, a dziwadło. Chodząca porażka. Zawsze komentowany, wyśmiewany za plecami. Myśleli, że nie wiem, bo przecież jestem głuchy, ale ja wiedziałem aż za dobrze.
To nie tak, że kompletnie nic nie słyszę. Ja słyszę, ale bardzo mało. Noszę aparat słuchowy, choć od jakiegoś czasu leży on w szufladzie, bo nie pomaga. Nic już nie pomaga.
Czasem nie daję sobie rady. Czasem chciałbym stąd zniknąć, zaoszczędzić innym czasu i trudu. Miałem nawet swoją przyjaciółkę, ale Luke mi ją zabrał.
Luke to mój jedyny przyjaciel. Tylko on podjął się "niańczenia" mnie. Każdego dnia wstaje rano wcześniej, robi nam śniadanie, szykuje mi ubrania, pilnuje, żebym wszystko zjadł i wychodzi do pracy. Jest trochę jak moja mama. Czasami jest zbyt opiekuńczy i traktuje mnie jak niepełnosprawnego, ale wie, że sam też dałbym sobie z tym radę.
Luke uwielbia grać na gitarze. Kiedyś miał ich sporą kolekcję, ale wszystkie sprzedał, żeby mi pomóc. Widziałem, jak wtedy cierpiał, dlatego za resztę swoich oszczędności kupiłem mu jedną na urodziny. Od tamtego czasu ćwiczy dosyć często. Wtedy ja siadam obok i przyglądam mu się dokładniej. Jego skupienie, ruchy, błękitne oczy, głowa poruszająca się w rytm, tupanie nogą, wszystko wydaje się jeszcze bardziej idealne.
Luke nigdy nie zechciałby takiego nieudacznika jak ja. Opiekuje się mną z litości, wiem to. Widzę, jaki jest zmęczony. Dawno już nie widziałem szczerego uśmiechu na jego bladej twarzy. Ma sporo na głowie. Ciągle pracuje; nie ma ani chwili dla siebie. Tylko wieczory spędza z gitarą, ale ostatnio nawet swojej pasji nie poświęca tyle czasu. Odkąd wylali mnie z jedynej pracy, gdzie mnie chcieli, stara się nas wyżywić. Czuję, że w głębi duszy szczerze mnie nienawidzi.
Jestem mu bardzo wdzięczny. Poświęcił mi całe swoje życie, pozostawiając szansę na bycie kimś. Mógł przecież założyć rodzinę i być szczęśliwym ojcem swoich dzieci. On jednak wybrał drogę, która prowadziła donikąd. Wybrał mnie.
Wstać rano i słyszeć martwą ciszę to jak zbawienie dla nic nie wartego chłopaka jak ja. Dzięki tej ciszy wiedziałem, że znów ujrzę anioła tuż obok siebie, sprawującego pieczę nad moją osobą. Nawet nie wie ile bym dał, żeby odpłacić mu się jakoś za to, że jest i tyle dla mnie robi. Za to, że wziął mnie pod swoje skrzydła. Za to, że dostrzegł tak nieszczęśliwego głupca, błagającego o pomoc.
Wstać rano i słyszeć martwą ciszę...
~
CZYTASZ
Deaf mgc
Fanfiction~Gdzie Michael jest nieszczęśliwie zakochany w muzyce.~ Michael to chłopak, który niedawno wszedł w dorosłość. Jednak jego niepełnosprawność nie pozwoliła mu się nią cieszyć. Wciąż czuje się, jakby był nastolatkiem, o którego troszczą się rodzice. N...