Otworzyłem okno na oścież, siadając na parapecie. Jedną nogę wystawiłem na zewnątrz, żeby swobodnie zwisała. Popatrzyłem na widok, który mnie otaczał. Słońce wschodziło dziś bardzo powoli. Chmury leniwie przesuwały się na północ, poganiane przez delikatne powiewy wiatru, którego dzisiaj ewidentnie brakowało. Powietrze było dosyć ciepłe, zważając na wczesną porę dnia. Ktoś inny z pewnością stwierdziłby, że to piękna pogoda, lecz dla mnie była zwyczajna. Lubiłem słoneczne poranki, wzbudzające radość i dające energię, jak i deszczowe popołudnia, wnoszące nieco melancholii do naszego życia.
Od kilku dni siadanie w tym miejscu było dla mnie czymś w rodzaju odskoczni. Miałem wtedy dobry widok na miejsce mojego zamieszkania. Wciąż spieszący się ludzie, niekończący się ciąg samochodów, nowe zdarzenia. Tak niewielkie rzeczy, a dawały mi spokój.
Nie mieszkałem w ogromnym mieście. Było to niewielkie miasteczko, przepełnione ludźmi. Samowystarczalna kolonia, którą rzadko odwiedzał ktoś nowy. Wystarczyło przejechać kilkanaście kilometrów, by dotrzeć do lasu, a pustkowia dookoła miejscowości nie pomagały nam w zdobywaniu nowych mieszkańców. Cieszyło mnie to. Nikt nie zaburzał naszej codzienności, było po prostu idealnie.
Szpital, kilka szkół, jeszcze więcej sklepów. Domy i bloki. Komisariat i kościół. Kawiarnie i dwie najlepsze restauracje. Do tego mała pizzeria na obrzeżach. Te najważniejsze budynki sprawiały, że nie potrzebowaliśmy niczego innego. Również rozrywki były tu przednie. Kino, basen, czasami rozkładano wesołe miasteczko. Boisko, na którym przesiadywała cała młodzież tego miasta. Kluby nocne, bary, wszystko, o czym marzą imprezowicze.
Cała ludność była zadowolona, lecz nie ja. Dla mnie większość tych rzeczy nie istniała. Przez długi czas nie opuszczałem mieszkania, polegając na Luke'u, który kupował to, o co go poprosiłem. Nie potrzebowałem tego wszystkiego...
Nie lubiłem zmian. Często odrzucałem od siebie myśli związane z przefarbowaniem włosów czy przemeblowaniem mojej sypialni. Zmiany były dla mnie uciążliwe. Niepewne, często skazane na porażkę, wiele razy okazywały się mało trafnymi. Wolałem zaszufladkować się w tym świecie, niż być skazanym na ciągłe modyfikacje.
Zeskoczyłem z parapetu, rzucając się na łóżko, którego prześcieradło stało się chłodne i przyjemne. Idealnie by się na nim spało, gdyby nie fakt, że nie byłem senny, a wręcz tryskałem energią.
Ten dzień był naprawdę wyjątkowy, choć nie należy do moich ulubionych, tak jak wszystkie dni, odkąd wróciliśmy z biwaku.
Podczas drogi powrotnej Dex zrobiła z moich kolan poduszkę, co nie do końca mi odpowiadało. Byłem zmęczony, a głowę rozrywał mi okropny ból. Nie miałem siły nawet mrugać oczami i marzyłem tylko o chociaż krótkiej drzemce, jednak pozycja siedząca wcale nie ułatwiała mi zaśnięcia. Była wręcz uciążliwa. Przez całą drogę próbowałem nie zasypiać, wierząc w to, iż po powrocie do domu odeśpię zaległą noc.
Przyglądałem się różowowłosej. Jej twarz była spokojna, nie zmieniał jej żaden inny grymas. Wyglądała jak małe dziecko, kiedy tak spała. Śmieszne jest to, jak bardzo zmienia się nasz pogląd na osoby, które kochamy, a na te, których nienawidzimy czy zwyczajnie lubimy. Zabawne wydawało mi się też to, że miłość to dla wielu ludzi bagaż. Czują się, jak na uwięzi, a nawet śmiało o tym mówią. To uczucie nie zasługuje na takie postrzeganie go. Ono jest wyjątkowe, wystarcza nam do końca naszego życia.
Nie rozumiałem moich uczuć do Dex. Z jednej strony bardzo mi na niej zależało, ale z drugiej, bardzo się bałem. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę, czy będę dla niej wystarczająco opiekuńczy, dobry. Wciąż zamartwiałem się, czy jestem gotowy na to wszystko. Czy wiem, jak wygląda miłość.
Odkąd wróciliśmy, Dex nie kontaktowała się ze mną. Była także niedostępna, co uniemożliwiało również rozmowę z nią Luke'owi. Zadręczałem się myślą, że nie odzywa się do mnie przez tę niezręczną sytuację, która miała miejsce w lesie. Ilekroć Luke rozmawiał przez telefon czy przyjmował gości, miałem cichą nadzieję, że to różowowłosa. Ona jednak zniknęła bez słowa, zabierając ze sobą całą moją radość.
Nie chodziliśmy już na spacery, nie zaglądaliśmy do naszej ulubionej kawiarni. Nie jedliśmy naszych ulubionych lodów, a szarooka nie umazała mi nosa swoją śmietankową gałką tej słodkości. Nie graliśmy w te jej dziecinne gry na komputerze ani nie goniliśmy się po mieszkaniu, za cel biorąc sobie paczkę chipsów, którą jedno z nas zawsze musiało ukraść. Przestaliśmy robić ze sobą cokolwiek. Zepsułem naszą przyjaźń.
"Mike, chodź na śniadanie" - Luke stanął w drzwiach, które od dłuższego czasu były obiektem, w którym wywiercałem dziurę wzrokiem. Blondyn otworzył je, przez co to teraz on stał się moim celem. Kiwnąłem ledwo widocznie głową, uniosłem się i podreptałem do kuchni, ciągnąc nogami. Luke doskonale wiedział, dlaczego się tak zachowuję, jednak nie mógł z tym nic zrobić. Miałem w sobie mnóstwo energii, którą teraz tłumiłem w sobie, zamiast wykorzystywać ją na chociażby chodzenie po parku.
Ciśnienie było dzisiaj wyższe, toteż moja głowa powoli zaczynała coraz bardziej pulsować, sprawiając mi okropny ból. Chciałem udawać, że jestem chory, nie mam ochoty nawet ruszać się z kanapy, ale niebieskooki nie był przekonany co do mojej niedyspozycji.
Zaraz po posiłku zostałem wyrzucony z mieszkania pod groźbą odłączenia satelity. Niezadowolony i obolały ruszyłem w stronę centrum. Rzadko tam bywałem, jednak teraz poczułem potrzebę zajrzenia w mało znaną mi okolicę. Przechadzałem się obok wielu sklepów i różnorodnych domów z ogródkami, aż wpadłem w "prąd", zupełnie jak w rzece, ciągnący prosto w sam środek miasta. Popychany i trącany przez ludzi, dawałem się im ponieść.
Szedłem dosyć szybko, by nie zostać staranowanym, lecz coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałem się dosłownie na samym środku chodnika, czytając ogłoszenie, w którym zamieszczona była informacja o zapotrzebowaniu piekarzy do naszej miejscowej piekarni. Co prawda, kilka razy w życiu piekłem chleb, ale uznałem, że to całkiem dobry pomysł, by zatrudnić się właśnie tam. Napisano tam, że nie musiałem mieć żadnego doświadczenia w zawodzie, wystarczyły same chęci. Gdy jednak zobaczyłem informację o wynagrodzeniu, aż podskoczyłem ze szczęścia. Była bardzo dobra, pewnie dlatego, że ostatnimi czasy brakowało nam piekarzy.
Zrobiłem w tył zwrot, prawie biegnąc do piekarni, gdzie czekała już na mnie szansa na nowe, lepsze życie, w którym odetnę się od nieustannej pomocy i troski.
~*~
Wszedłem do niewielkiego, chłodnego wnętrza budynku, rozglądając się dookoła. Mieściła się tu lada oraz półki ze świeżym pieczywem. Było tutaj pełno pyszności - zaczynając od bochenków chleba, a kończąc na drożdżówkach. Uśmiechnąłem się na myśl o niesamowicie dobrych pączkach, które Luke czasami kupował, aby umilić nam ciche wieczory.
Podszedłem do lady, zauważając na niej mały dzwonek, umieszczony zaraz obok kasy. Uderzyłem w niego dwukrotnie, a w drzwiach od zaplecza pojawił się niski, siwy mężczyzna z okularami, które uwydatniały jego intensywnie niebieskie oczy. Uśmiechnąłem się delikatnie. Kiedy zaczął coś mówić, cała radość nagle mnie opuściła. Nie wiedziałem, co zrobić w tej sytuacji. Trochę zakłopotany, podrapałem się po karku.
– Przepraszam pana, ale nic nie słyszę – wydukałem, jak myślę, trochę niezrozumiale. Nie czułem się pewnie, mówiąc i nie słysząc słów, które wypowiadam. Mężczyzna pokiwał głową, po czym zniknął w drzwiach. Myślałem, że mnie zignorował, więc zrezygnowany oparłem się o blat, rozmyślając nad tym, co mam teraz zrobić.
~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~
Witam, kartofelki!
Jak Wam się podoba rozdział?
Wieeem, Dex to taka mała, złośliwa pszczoła, która najpierw robi miód, a później żądli i ucieka XD
Moment... pszczoły chyba umierają po użądleniu... Ach, ta biologia.
Nadal zapraszam Was na ten profil -----> nastoletnidebil
Jeśli dowiem się, że mnie olewacie i nie wchodzicie to będzie źle!
Miłego popołudnia :)
CZYTASZ
Deaf mgc
Fanfiction~Gdzie Michael jest nieszczęśliwie zakochany w muzyce.~ Michael to chłopak, który niedawno wszedł w dorosłość. Jednak jego niepełnosprawność nie pozwoliła mu się nią cieszyć. Wciąż czuje się, jakby był nastolatkiem, o którego troszczą się rodzice. N...