2.4

320 32 11
                                    

– Uśmiech! – różowowłosa trzymała aparat blisko swojej twarzy, szczerząc się od ucha do ucha, jakby chciała pokazać nam, jak powinien wyglądać prawdziwy, wzorowy uśmiech. Pomachałem do aparatu, co Andy od razu skopiował. Zaśmiałem się, patrząc na wniebowziętą dziewczynę.

Był ciepły, słoneczny dzień. Pierwszy od trzech dni, przez które nieustannie padało. Wróciliśmy ze spaceru, lecz Dex ubzdurała sobie, że zrobi nam zdjęcia na pamiątkę. Andy był cały czerwony po bieganiu na placu zabaw, a ja miałem już nieco wyblakłe włosy i oboje wyglądaliśmy, jakby wyszarpano nas za ubrania z jakiegoś tłumu. Dex jednak była tak nieustępliwa, że już po krótkiej chwili doprowadziliśmy się do ładu, solidaryzując jak ojciec z synem i usiedliśmy na kanapie w niedużym salonie, czekając na koniec tej sesji.

– Zobacz, jak nas wykorzystuje. Tacy piękni z nas modele, a nie płaci ani grosza – zażartowałem, a Andy zakrył buzię rączkami, unosząc ramiona i cicho się śmiejąc. Poprawiłem go na swoim kolanie, by nie spadł, a później z czułością popatrzyłem na Dex, która tak samo spoglądała na malucha.

– Nigdy nie zrobię wam porządnego zdjęcia – udała oburzenie, opuszczając ręce z cichym westchnięciem. Podeszła do nas, siadając na kanapie.

– Mamuś zła... – powiedział smutno Andy, wyrywając mi się z objęć i wdrapując na uda szarookiej. Złapał ją za policzki, dając soczystego całusa. – Teraz lepiej? – spytał z zawadiackim uśmieszkiem, a Dex nie umiała dłużej utrzymać kamiennej twarzy.

Odkąd pojawił się Andy, w domu było jakby radośniej. Wniósł tu niesamowicie pozytywną energię, mimo że już przed jego przyjściem na świat było dobrze. Miał zaledwie półtora roku, a w mieszkaniu zawsze było go pełno, przy czym wszędzie zostawiał po sobie ślady - brudne kubeczki, rozlane soki na podłodze, okruszki po ciasteczkach, papierki po cukierkach, klocki, samochodziki, skarpetki i inne rzeczy, które w gruncie rzeczy należały do niego. Krótko to ujmując, zostawiał bałagan w jednym miejscu i biegł robić go gdzie indziej.

Jednak sprzątanie po nim było wręcz przyjemnością, bo wszystko potrafił załagodzić i sprawić, że razem z Dex zapominaliśmy o konsekwencjach, jakie powinny go czekać. Wydaje mi się, że miał to właśnie po mamie.

– Moment, panie przystojny – wtrąciłem się, odsuwając go delikatnie, lecz stanowczo. – To moja kobieta – pogroziłem mu palcem, na co maluch się zaśmiał. Był bardzo wesołym dzieckiem. Lubił sobie z nami żartować i bawić się w nietypowe zabawy, które sam wymyślał.

– Tatuś, nie bądź taki skąpy – odezwała się różowowłosa, cmokając mnie w policzek. Kiedy Andy to zobaczył, od razu szybko zasłonił oczy, nadal jednak patrząc pomiędzy palcami na to, co robimy. Posłałem mu groźne spojrzenie, następnie odwzajemniając pieszczotę.

Nie minęła jednak chwila, a na kanapę wskoczył Draco, trącając łapą brzdąca. Zdenerwowany Andy próbował złapać go za futro, lecz Draco nie był taki głupi i zeskoczył na podłogę, uciekając przed morderczymi rączkami dziecka, które prawdopodobnie zdolne były do wykonywania wielu tortur na tym biednym kocie.

Draco był już stary, ale nadal dobrze się trzymał, a ja strasznie się do niego przywiązałem. Prawdziwie jednak pokochałem go, gdy po raz pierwszy usłyszałem jego miauknięcie. Do dziś pamiętam te chwile, pełne trwogi i oszołomienia zupełnie nowym, nieznanym mi środowiskiem. Chociaż minęły już trzy lata, wciąż lubię wracać do tamtych chwil, choć wiem, że nie były one najprzyjemniejsze.

Teraz wciąż zaglądam do szpitala, chodzę na badania kontrolne i nadal uczę się wszystkiego. Mój słuch nie jest najlepszy, ale zupełnie mi wystarcza.

– Tatuś! Pobawić! – Andy pociągnął mnie za rękę, wskazując na samochody i tor, po którym często nimi jeździliśmy. Usiadłem z nim na podłodze, naśladując dźwięk samochodu. On zrobił dokładnie to samo i już po chwili ścigaliśmy się, wyobrażając sobie, że siedzimy w tych szybkich, sportowych autach.

– Nagle na tor wjeżdża czerwona dziewiędziesiątka siódemka i wygrywa! – Dex przyłączyła się do zabawy, klękając naprzeciwko nas. Andy od razu zaprzeczył, przyznając sobie pierwsze miejsce. Zaśmiałem się, pocieszkając na pozór smutną szarooką.

– Dla mnie i tak jesteś najlepsza – powiedziałem cicho, całując ją krótko w usta. Wiedziałem, że maluch nienauczony jest takich rzeczy, toteż po chwili zareagował, niezbyt zadowolony.

– Bleee – Andy się skrzywił, a my wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Dzieci jednak są zupełnie inne niż dorośli.



Nie wiem, co napisać, więc napiszę, że bardzo was kocham i kocham tego małego rozrabiakę.
Bye xx

Deaf mgcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz