0.3

637 109 37
                                    

Usiadłem przy stole, nerwowo bawiąc się palcami. Luke podgrzewał właśnie mleko i skupiony był na tym, żeby go nie przypalić. Widziałem, jak miarowo uderzał o blat łyżką. Nie zwracał na mnie uwagi, a ja miałem zbyt dużo myśli w głowie, by zaczepić go i zapytać o cokolwiek.

Koło mojej nogi krążył kot, który łasił się i mruczał. Jego miękkie futerko łaskotało moje łydki, przez co szeroko się uśmiechnąłem. Poruszyłem się, trochę zsuwając się z krzesła. Zwiesiłem rękę, szukając drobnego łebka zwierzaka. Gdy poczułem sierść przy swoich palcach, pogłaskałem go delikatnie. Kociak chciał się chyba bawić, bo trącił łapą moją dłoń. Nie byłem jednak w stanie zareagować, zatopiony we własnym świecie.

Luke postawił przede mną miskę płatków, co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego, wnioskując, że nie ma humoru. Nie przejąłem się tym jednak, zaślepiony własnymi problemami.

"Luke?" – pokazałem, kiedy poczułem jego wzrok na sobie. Przełknął to, co miał w buzi i spojrzał na mnie wyczekująco. Wtedy poczułem się nieswojo. Blondyn był przy mnie, odkąd zdaliśmy egzaminy, choć wcześniej znaliśmy się też jako dzieci. Nie mogłem wyobrazić sobie tego, że nagle nasze drogi się rozchodzą. Chciałem dla niego dobrze, ale nie byłem jeszcze gotów na tak wielki krok.

"Bo... Dziś przyplątał się tu taki mały, śliczny kot i pomyślałem, że możemy go przygarnąć." – Spanikowałem. To, co chciałem powiedzieć, było sto razy ważniejsze, ale bałem się tego.

"Co?" – odparł z niedowierzaniem. – "To tyle, Mike?" – spytał z kpiącym uśmiechem na twarzy. Wtedy poczułem, jaki błąd zrobiłem, nie przechodząc od razu do rzeczy. Oczy Luke'a zalśniły złością, co nie było dobrym znakiem.

"Wiesz, ciężko haruję, żeby zapewnić tobie dach nad głową i żebyś nie umarł z głodu, a ty nie raczysz nawet zapytać jak się czuję. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym znajdować się teraz w zupełnie innym miejscu." – To oznajmiwszy wstał, zabrał swoje jedzenie i skierował się do wyjścia.

Jego słowa mnie zabolały. To prawda, nie było to najlepsze życie, spełnienie jego marzeń, ale byliśmy przyjaciółmi i choć czasami było okropnie to nigdy nie powiedziałbym mu tego. Nie zastanawiałem się jednak nad tym, należały mi się takie słowa. Sumienie nie pozwoliło mi na oburzenie, a wstyd.

Próbowałem go zatrzymać, złapać za ramię, ale zawsze się wyszarpywał. Był wściekły. Wszedł do swojego pokoju i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Miał rację. Nie dość, że litował się nade mną, to każdego dnia musiał stawiać czoła szarej rzeczywistości, prawdziwej dorosłości.

Luke był młody. Niedawno skończył studia, miał przed sobą świetlaną przyszłość. Życie doczepiło mu jednak ciężar do nogi - mnie. Pewnie nigdy nie zostalibyśmy przyjaciółmi, gdyby nie mój ojciec. To jego wina, że Luke niszczył sobie życie. Nie potrafił zaakceptować takiego syna jak ja. Wiecznie poniżany, traktowany jak gorszy. Przez niego stałem się zależny od innych.

Zawsze się mnie wstydził. Uważał mnie za słabego. Krótko przed śmiercią kazał Luke'owi się mną zająć. Gdyby nie ta obietnica, już dawno prowadziłby lepsze życie.

Winiłem się za to, że każdy musiał się mną opiekować. Przez całe życie. Nie rozumieli, że sam też dałbym sobie radę. Nie jestem kaleką. Jestem normalnym człowiekiem, tak jak wszyscy. Moja mama zawsze mi to powtarzała. Ojciec nie był do tego przekonany. Miał tylko mnie, a jednak wciąż się mnie wstydził. Pamiętam jego wzrok, kiedy każdego dnia musiał przy mnie milczeć. Bolało go to, że nie ma zdrowego syna, który zdobywałby same pochwały, grał w szkolnej drużynie piłki nożnej i był idealny. Miał mnie - dziecko pozbawione słuchu, które za wszelką cenę chciało, by ojciec był z niego dumny.

Nie dostrzegał moich sukcesów. Był wobec mnie nieczuły, konsekwentny. Czekał, aż podwinie mi się noga i wreszcie będzie mógł mnie za to ukarać. Nienawidził mnie, tak jak wszyscy.

Gdy poznałem Luke'a, myślałem, że akceptuje mnie takiego, jakim jestem. Bawił się ze mną, pomagał mi. Razem mieliśmy wiele wspomnień. W okresie podstawówki musiał się wyprowadzić, a kiedy wrócił, dowiedziałem się gorzkiej prawdy.

Robił to, bo musiał. Robił to, żeby nie było mi przykro. Wciąż siedziałem w domu, nie miałem kolegów. Wtedy nie myślałem, że dziwne jest to, że nagle mam kompana do zabaw.

Ojciec sprytnie go przekupił.

~*~

Zapukałem w jego drzwi, starając się nawiązać z nim kontakt. Po dłuższej chwili otworzył, patrząc na mnie z wyrzutem. Zrobiłem zmieszaną minę, gryząc wargę ze zdenerwowania.

"Możemy porozmawiać?"

"O czym?" – spytał niemal od razu, lecz jakby od niechcenia.

"O tobie' – odparłem, na co Luke spoważniał, robiąc mi miejsce w drzwiach.














~*~

Witam~

Jak wrażenia po rozdziale? Mam nadzieję, że dobre.

Dzisiaj trochę krótko, ale chyba zadowalająco. Nie było tu jakichś super rzeczy, wiem :')

Do następnego, proszę państwa.

Miku xx

Deaf mgcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz