/6/

4.6K 408 32
                                    

Obudziłam się rano. Do szkoły poszłam ubrana w obowiązujący mundurek, na którego składały się ciemne dżinsy, biała koszula i krawat. Przekroczyłam próg budynku ze słuchawkami w uszach, w których rozbrzmiewała melodia „Carry on Wayward son".
Nie wyjmując słuchawek, doszłam do mojej szafki, z której wyjęłam podręczniki i kilka innych przydatnych rzeczy. Kiedy zatrzasnęłam drzwiczki, aż podskoczyłam wystraszona na widok Zoe.

-Hej Ally! Co tam słychać?

-Fajnie - mruknęłam pod nosem i wyminęłam dziewczynę, licząc na to, że nie podąży za mną. Niestety nie minęła sekunda, jak Zoe znalazła się obok mnie.

- Czego chcesz? - Warknęłam, obracając się w jej kierunku i przystając. Nie wiem dla czego odczuwałam jakąś niechęć do niej.

-Na pewno wszystko gra?

-Tak. Skoro już wiesz, to odczep się łaskawie ode mnie - warknęłam, mocno zaciskając zęby. Zauważyłam, że kilka grupek nastolatków zaczęło się nam przypatrywać.

-Masz dzisiaj zły humor -ni to zapytała, ni stwierdziła. - Nie ważne, przemyślałaś sprawę weekendu?

-Nie.

-Oh, no dobrze, to jak się zastanowisz, to daj znać, tylko jeszcze dzisiaj.

-Nie zrozumiałaś mnie. Nie chce z wami nigdzie jechać, a teraz przepraszam - powiedziałam, wymijając osłupiałą dziewczynę. Skręciłam w jeden z bocznych korytarzy, kiedy zderzyłam się z czymś twardym. Gdyby mnie ktoś nie chwycił za ramiona, najprawdopodobniej bym upadła. Przed oczami miałam białą koszulę, która opinała delikatnie mięśnie mężczyzny. Podniosłam głowę do góry i popatrzyłam na twarz mojego wybawcy, jak i zarazem przeszkody. Moją uwagę przykuły granatowe oczy z czarnymi drobinkami.
Nagle poczułam się, jakby mi ktoś przywalił kijem bejsbolowym w głowę. Przypomniały mi się zdarzenia, które miały miejsce dzień wcześniej. Wszystko przeleciało mi przed oczami niczym film, a trwało to zaledwie sekundę, a może i dwie.

-Ty dupku - wyszeptałam, rozdrażniona, nie było mnie stać na więcej. Powinnam się bać, jednak opanowała mnie złość.

-Miłe przywitanie - odparł prychając, a ja wciąż miałam wizję jego z czarnymi skrzydłami i mieczem.

-Nie wiem, kim jesteś, ani co mi zrobiłeś, ale przysięgam, że dowiem się tego wcześniej czy później - wysyczałam, wyrywając się z jego uścisku.

Poprawiłam torbę na ramieniu i wtedy zobaczyłam wymijającą nas Zoe, która patrzyła na Nathana nienawistnym spojrzeniem.

-Hej, Zo! - krzyknęłam, podbiegając do niej. - Przepraszam za to wcześniej, nie wiem, co we mnie wystąpiło. Z chęcią pojadę z wami na weekend - powiedziałam, uśmiechając się do niej serdecznie.

-Naprawdę! To świetnie! - Pisnęła, wręcz rzucając się na mnie i zamykając w szczelnym uścisku. - Will będzie wniebowzięty, chyba leci na ciebie. A przeprosiny przyjęte - zaczęła strasznie szybko mówić, ledwie zrozumiałam połowę, dodatkowo rozpraszało mnie uczucie bycia obserwowaną. Najprawdopodobniej Nathan wypalał mi wzrokiem dziury w plecach.

Zoe doprowadziła mnie pod drzwi, przy których zdążyła mi jeszcze raz, wręcz wykrzyczeć, jak się cieszy, że z nimi pojadę.
Uśmiechałam się, przez całe jej przemówienie potakując głową i od czasu do czasu powtarzając, że również jestem szczęśliwa z tego powodu.

Lekcje minęły dość szybko. Na lunchu usiadłam sama przy stoliku, bo nagle cała grupka Williama wyparowała, a do Nathana nie miałam zamiaru się zbliżać.

Gdy tylko wróciłam do domu, spakowałam walizkę na weekend. Babcia nie miała problemu z tym, że miałam zamiar wyjechać, wręcz tryskała radością z tego powodu. Od dawna nie opuszczałam domu ani na wakacje, ani na ferie czy święta. Nie dość, że od czasu do czasu dostawałam ataków paniki, to do tego bałam się podróżować samochodami. Dla tego ograniczała ten środek transportu do minimum. Używałam komunikacji miejskiej lub roweru, a do samochodu wsiadałam jedynie w sytuacji kryzysowej.

Spakowana, usiadłam na łóżku i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chociaż, może nie do końca to było prawdą. Odkąd wróciłam ze szkoły, ciągnęło mnie do komputera. Chciałam w końcu dowiedzieć się czegokolwiek, jednak miałam pewne obawy. Jeśli zaczęłabym szukać informacji, to oznaczało by, że uznałam za fakt to, co zobaczyłam, a nie jedynie za wytwór mojej nadpobudliwej wyobraźni. To wszystko wydawało mi się kompletną abstrakcją, jednak laptop położony na biurku, tak blisko mnie, przyciągał mnie jak światło ćmę.

Westchnęłam głośno i wyciągnęłam rękę po komputer. Pora odrobinę powęszyć.

Pierwszą frazą wpisana przeze mnie w Google, były anioły. Przeczytałam przez kolejną godzinę chyba z pięćdziesiąt stron i obejrzałam dwa razy więcej zdjęć czy obrazków. Dowiedziałam się, że aniołów stworzył Bóg, by chronili nieba i ludzi. Byli rycerzami nieba, wojownikami Boga, obrońcami światła i tak dalej...

Czytając już po raz enty informacje na temat archaniołów, czyli najwyższych aniołów, między którymi panuje archanioł Michael, najpotężniejszych z nich, a oprócz niego jest jeszcze Gabriel, Rafael oraz Lucyfer, natrafiłam na ciekawą informację. Otóż według jednej ze stron archanioł Gabriel miał brata, który został wygnany z nieba i zarzucony na ziemię, stając się w ten sposób upadłym aniołem.

No to co? No to zaczynamy od nowa.

Wpisałam w wyszukiwarkę hasło, a po chwili natrafiłam na stronkę z bardzo interesującymi informacjami. Napisane tam było, że upadły anioł ma czarne skrzydła, ponieważ zlatując z nieba, spadał z taką prędkością, że jego pióra się zwęgliły, przybierając w ten sposób czarną barwę. Zazwyczaj upadłe anioły były wypędzane z nieba za popełnione grzechy. Więcej informacji na ich temat nie znalazłam. Za to dowiedziałam się też odrobiny o aniołach stróżach. Anioły te są przydzielane ludziom. Każdy człowiek ma jednego, który się nim opiekuje oraz ułatwia kontakt z Bogiem. Nie można z nim rozmawiać, ale są modlitwy do niego.

Kiedy byłam w połowie kolejnego artykułu rozbrzmiała w pokoju piosenka „immortals", która służyła za mój dzwonek. Spojrzałam na zegarek. Była dziewiętnaście trzydzieści, cztery godziny spędziłam na przeszukiwaniu internetu.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka, na którym leżał telefon. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam urządzenie do ucha.

-Halo? - Powiedziałam mechanicznie.

-Cześć Ally, słuchaj, Zoe prosiła mnie, żebym Ci przekazał, że przyjedziemy po ciebie jutro o dziesiątej, o ile wciąż chcesz jechać - usłyszałam głos Willa.

-Tak, tak, oczywiście, że jadę. Wiesz jak do mnie trafić.

-Yhym. To do zobaczenia jutro.

- Do zobaczenia - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem, powoli otwierałam się na ludzi, co było dla mnie dużym postępem.

Od autorki.

Tak, mówiłam, że rozdział dopiero za tydzień, ale urzekło mnie miejsce #49 !!!!!
I teraz myślicie, że jestem nienormalna, bo moja druga seria ,,Nieznana" przez jakiś okres czasu miała #1, ale no... cieszę się, że to opowiadanie też wam przypadło do gustu. ^^

Ten rozdział jest taki nudny... nic się praktycznie nie dzieje, same informacje, które nasza Ally sama wyszukała i nie są potwierdzone, ani nic...  :(  ale już nie długo... 3:)


Gra AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz