/32/

3.4K 299 73
                                    

UWAGA

W tej części pojawiają się drastyczne sceny!!!

■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■

Nie wiem, jak długo lecieliśmy. Tak się skupiłem na swoich myślach, że droga ta nie trwała dla mnie długo.(£
Wylądowaliśmy w Austin na jednym z wielu strzeżonych parkingów, tuż obok stróżówki. Pewnym krokiem podszedłem do drzwi i otworzyłem je z rozmachem tak, że dosyć głośno odbiły się od ściany.

-Cześć - powiedziałem, wchodząc do środka i omijając rozbite szkło, które wypadło z szybki w drzwiach.

Pomieszczenie nie było dużych rozmiarów. Zmieściłoby się tutaj maksymalnie dziesięć osób, stojąc na baczność. Po mojej prawej stronie, przy ścianie stały biurka zawalone stopami papierów, a koło stolików wisiały monitory, na których widać było widok ze wszystkich kamer na tej placówce.

- Nathaniel - odezwał się jeden z dwóch mężczyzn zajmujących miejsce przy ekranach.

Ten bliżej nas miał gęste, kręcone blond włosy, średniej długości. Na prawym policzku tuż pod oczami w kolorze nieba miał małego pieprzyka. Natomiast Xavery miał długie, czarne jak noc włosy, spięte w kucyka. Jego twarz ozdobiona była jednodniowy zarostem. Obaj mężczyźnie ubrani byli w długie, czarne płaszcze, dżinsy i marynarki koloru granatowego oraz białe koszule.

-Witaj Xavery, kopę lat - powiedziałem.

Obaj aniołowie zerwali się ze swoich miejsc. Stanęli naprzeciwko mnie i oboje zacisnęli w wyrazie gniewu pięści tak, że aż im kłykcie całe pobielały.

-Czego chcesz? - Zapytał Jerome, a raczej wypluł to pytanie.

-Niczego... - Odpowiedziałem nonszalancko. - Jedynie kilku... Drobnych informacji.

-Nie powiemy ci nic - wyrwał się Xavery, lecz natychmiast uciszył go jego kompan.

-Ale ja o tym wiem - odpowiedziałem, uśmiechając się, jednak nie był to uśmiech miły czy też serdeczny tylko przepełniony rządzą krwi. -Gdybyście mi od razu powiedzieli, to, co chcę, gdzie byłaby w tym zabawa? - Zadrwiłem.

Nagle przez drzwi za nami wpadł mężczyzna, miał on może około czterdziestu, czterdziestu pięciu lat. Z tyłu jego głowy pokrytej czarnymi włosami, przyprószonymi siwizną, znajdowało się ptasie gniazdo, czyli pusty placek, niepokryty włosami. Mężczyzna nie miał brody, a nad ciemnobrązowymi oczami znajdowały się dosyć krzaczaste brwi.

-Thomasie, Kasjanie, co się tu dzieje? Kim są ci ludzie? - Zapytał zbulwersowany człowiek, jednak nikt nie odpowiedział na jego pytanie.

-Nie możemy zostawiać świadków, prawda Seth? - Zapytałem retorycznie, podchodząc do nowoprzybyłego mężczyzny, który gdy tylko wypowiedziałem te słowa, zaczął się cofać, lecz nie miał najmniejszych szans, żeby mi uciec. W kilka sekund znalazłem się tuż przed nim, w odległości zaledwie paru centymetrów. Mężczyzna był niższy ode mnie o głowę, jednak to mi w ogóle nie przeszkadzało. Używając ogromnej siły, uderzyłem go w pierś, robiąc w niej dziurę. Zacisnąłem dłoń wokół jego wciąż bijącego serca, a następnie jednym zdecydowanym szarpnięciem wyrwałem organ z klatki piersiowej. Następnie puściłem jak gdyby nigdy nic jego serce na ziemię, a wraz z jego upadkiem, rozległ się również dźwięk uderzenia martwego ciała o ziemię.
Odwróciłem się na powrót do dwóch aniołów, a moje tęczówki były zapewne czarne jak noc. Dla ludzi wyglądałem jak demon, diabeł w ludzkiej skórze.

-Na czym to skończyliśmy? - Zapytałem, a dwójka aniołów popatrzył się po sobie z lękiem.

~ Trzy godziny później ~

Gra AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz