/42/

2.6K 240 14
                                    

Kolejny dzień niby normalny, a jednak wyjątkowy. Był to dzień poprzedzający wielkie spotkanie aniołów i upadłych. Przez ostatni czas niemalże codziennie spotykałam się z Michaelem lub z Lucyferem, ustalając szczegóły, dzisiaj miało odbyć się ostatnie spotkanie, chociaż i tak już wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wpierw jednak musiałam przeżyć niemalże cały dzień, ponieważ umówiona byłam z aniołem dopiero na wczesny wieczór. Siedząc w domu, nie mogłam sobie znaleźć żadnego zajęcia. Chodziłam po pokojach jak struta. Wszystko wydawało się mało ważne, mając przed oczami wizje jutrzejszego dnia. Uratował mnie dźwięk telefonu.

-Halo? - zapytałam mechanicznie, gasząc idący w salonie telewizor.

-Hej Ally, nie miałabyś ochoty wyskoczyć gdzieś na lunch? - zapytał radosnym głosem William.

-Jasne - odpowiedziałam z ulgą. - Spotkamy się w tej kawiarence „Suzo"?

-Mi pasuje, za pół godziny? - zaproponował Will.

-Jesteśmy umówieni - odpowiedziałam bez namysłu, ciesząc się w duchu, że chociaż na chwilę moje myśli może odejdą od sprawy wielkiego spotkania.

Szybko udałam się do drzwi wyjściowych, zarzucając na siebie cienką, bordową bluzę. Wychodząc z domu, trzasnęłam drzwiami, zamykając je na klucz. Postanowiłam pójść pieszo pod kawiarenkę. Nie była ona daleko, więc pół godziny wolnego marszu powinno spokojne wystarczyć na dotarcie do niej. Szłam niemalże pustym chodnikiem, rozglądając się dookoła i podziwiając piękno słonecznego, sierpniowego dnia. Dotarłam na miejsce o czasie, a mój towarzysz już siedział na jednym z miejsc przy oknie. Lokal był urządzony w stylu retro. Stara szafa grająca stała w rogu, a skórzane, czerwone kanapy w wydzielonych boksach stanowiły kwintesencję tego miejsca. Nie bywałam tu często. W dużej mierze z powodu braku czasu na takie wyjścia, ale również dlatego, że Nathan często tu bywał, a ja starałam się go unikać. Byłam zła na siebie za chwilę słabości na hali, która wprowadziła we mnie mętlik. Racją było to, że wybaczyłam chłopakowi, ale wciąż miałam obawy przed konfrontacją z nim. A najprostszym sposobem było unikanie go.

-Cześć Ally - odezwał się Will.

-Hej - odpowiedziałam, przysiadając się do niego z wcześniej zamówionym hamburgerem.

-Co u ciebie słychać? - Zapytał chłopak, nie spuszczając ze mnie spojrzenia, przez co czułam się odrobinę nie komfortowo jedząc.

-Nic nowego - powiedziałam zgodnie z prawdą. - A u ciebie?

-Też jakoś leci. Jutro ma się odbyć jakieś wielkie spotkanie? Każdy musi być obecny. Słyszałaś o nim? Nie wiem, kto to wymyślił, ale chyba Michael postradał zmysły, że się na to zgodził - poinformował mnie chłopak.

Will najwidoczniej nie wiedział, że to ja zajmowałam się organizacją tego wszystkiego i byłam głównym prowoderem całego spotkania.

-Uważam, że to świetny pomysł. Wiele osób będzie mogło się spotkać ze znajomymi, których utracili - odparłam.

-Żartujesz? Żaden anioł nie zniży się do tego, by zadawać się z upadłym.

Jednak nim zdążyłam to skomentować, do knajpki weszła grupa upadłych z zawsze towarzyszącym im zamieszaniem. Szli przez lokal, robiąc zamęt, tu kogoś szturchnęli, innego potrącili ramieniem.

-Są dumni niczym królowie - parsknął Will, podążając za nimi wzrokiem. - Najchętniej bym ich wszystkich zabił. Nie rozumiem, dlaczego z nimi trzymasz. To przecież hańba...

-Zamknij się William! - Wrzasnęłam, nie wytrzymując, a spojrzenia wszystkich skierowane zostały na nas, jednak ja nie zwracałam na to uwagi.

Gra AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz